Po trzydziestce wszystko się zmienia? Ja nie zmienię tiszerta na garsonkę!

Jedyna marynarka, jaką mam w swojej szafie to ta sama, którą nosiłam na obronie magisterki, egzaminach na studia, maturze i podczas bierzmowania. Przecież mam dopiero trzydzieści lat, więc jeszcze nie muszę się "poważnie" ubierać!

Miałam nazywać się Maciek i kopać piłkę z tatą - to doskonałe usprawiedliwienie dla wszystkich moich chłopackich zapędów. Także ubraniowych. Pierwsze czerwone lakierki utopiłam na budowie w chwili, gdy moja matka zaczynała krzyczeć: "Tylko nie wejdź w mokry beton!". Pierwszą suknię balową zmieniłam na jeansy i tiszert tak szybko, jak tylko było to możliwe bez konieczności rozbierania się na mrozie.

Gdy opuściwszy szeregi dziennikarzy czasopism młodzieżowych zaczęłam przychodzić do redakcji Życia Warszawy, babcie odetchnęły z ulgą. "No, to teraz wreszcie będzie się porządnie ubierać". Mówiły "pani redaktor musi wyglądać", "chodź na zakupy, ja się zajmę dzieckiem, a ty sobie wybierzesz ." I tu pada szereg słów, które od lat wywołują u mnie ciarki: "garsonka", "żakiet", "kostium", "szyfonowa bluzka" (WTF?!) .

To było mniej więcej siedem lat temu. Od tamtego momentu niewiele się zmieniło. Za każdym razem, kiedy w przymierzalni zakładam na siebie coś, co mogłoby uczynić ze mnie poważną panią redaktor, czuję się jak stare pudło. Po prostu wciąż nie dorosłam do tej dyskretnej elegancji. Jedyna marynarka jaką mam w swojej szafie to ta sama, którą nosiłam na obronie magisterki, egzaminach na studia, maturze i podczas bierzmowania.

Słynna marynara

Śmiem twierdzić, że teraz jest nawet gorzej, niż kilka lat temu, gdy dopiero się rozkręcałam jako dziennikarz prasy poważniejszej. Każda próba ubrania mnie w elegancką bluzkę i gustowne szpilki kończy się kompulsywnym przegrzebywaniem oferty wszystkich miłych sklepów internetowych. I nie, nie mam tu nawet na myśli SHE/S A RIOT .

Lecę po całości, tak jakbym brała "Tego Kossaka, tego Kossaka i tego Buddę": nowość z motywami z filmów Tima Burtona (dostępna tylko przez następne 24 godziny!), coś inspirowanego anime studia Ghibli (darmowa dostawa z USA), a na koniec prawdziwa Carolina Herrara wśród tiszertów - robiona specjalnie dla mnie koszulka RUNO. Bo przecież mam dopiero trzydzieści lat! Babuniu, jeszcze będzie czas na kostiumy. No chyba, że mówimy o czymś z garderoby X-Menów. Takim kostiumem nie pogardzę.

Tiszert na każdy dzień roku

Więcej o: