Urlop praktycznej pani, czyli dlaczego lubię być nowoczesną podróżniczką

Ile razy staliście w nocy na środku ulicy w obcym mieście, głodni jak wilki i nie wiedzieliście dokąd pójść? Ile razy z potem na czole ważyliście swój bagaż i gorączkowo wyrzucaliście z niego kolejne rzeczy? Bo przecież te mapy trzeba zabrać i przewodnik i jeszcze jeden obiektyw, no bo co bez tego zrobić w tym OBCYM mieście/kraju... Znam to. I dlatego uwielbiam być nowoczesnym podróżnikiem. Nowoczesnym, czyli uzbrojonym w pomocne aplikacje.

Dla pełnego obrazu sytuacji dodam, że wyjazdy najczęściej organizuję sobie sama, wyjątek czynię dla nart, ale być może w nadchodzącym (tfu, tfu, na psa urok) sezonie i to się zmieni. Lubię sobie sama wybrać hotel, trasę, knajpę i wiem, że mogę nagle zmienić plan. Dlatego wolę ogarniać samodzielnie, najlepiej nie tracąc na to zbyt wiele czasu. Nie lubię też długo być głodna, a zjeść lubię jak każdy - smacznie i tanio.

Przewodników turystycznych staram się nie czytać, bo koszmarne błędy w tych publikacjach naraziły mnie wielokrotnie na niedogodności, a w skrajnych przypadkach na wściekliznę. I dlatego zamiast wydawać kasę na kolejne mapy i przewodniki, wolę zainwestować ją w dostęp do internetu, a co za tym idzie, do ułatwiających mi życie aplikacji w smartfonie.

Bez nich nie ruszam w drogę - praktyczne podróżne aplikacje

Przed podróżą

Zaczynam zwykle od Booking.com , czyli przefajnego skarbca z hotelami w promocyjnych cenach. Szybko, konkretnie i bez ściemy - trafiają się doskonałe ceny, proces rezerwacji jest prosty, obsługa klienta bez zarzutu. Do tego zagwarantować mogę, że promocyjne ceny są takimi w rzeczywistości. Sprawdziłam to wielokrotnie, rezerwując hotel na "dziś" i porównując cenę z tą, którą podał mi recepcjonista. Doskonale. Można rezerwować przez stronę, można przez aplikację (iOS i Android). Wszystko działa bez zarzutu. Zamiennikiem dla podróżujących z mniejszym budżetem może być Hostelworld , z którego nie korzystałam, ale poleciła mi go gorąco inna wytrawna podróżniczka (dzięki Kasiu!).

W drodze

Kolejna aplikacją do której żywię gorące uczucie jest Foursquare . W Polsce nadal niestety używany głównie jako narzędzie do pokazania, gdzie się aktualnie hipsteryzuje (spoko, ja też tak grzeszę). Podobno to się już zmienia, co cieszy mnie niezmiernie, gdyż poza granicami naszego uroczego kraju jest to narzędzie fenomenalne. Po pierwsze pozwala błyskawicznie zorientować się, co znajdziesz w pobliżu. Wyszukuje najlepsze miejscówki do jedzenia, zrobienia zakupów, czy atrakcje turystyczne. Jak do tej pory sprawdzałam go w Europie i w USA i jestem zachwycona.

Dodatkowym plusem jest to, że pozwala też zaoszczędzić. Gdy za jego pomocą "zameldujesz" się w danym miejscu, może okazać się, że restauracja, sklep czy muzeum oferuje ci fajne promocje. A to darmową kawę, a to zniżkę na kolację, powitalnego drinka, a czasem naprawdę tani bilet do muzeum. Dla mnie bomba. Historia meldunków pomaga też często wygrać ze sklerozą. W ekstremalnych sytuacjach - możesz się zorientować, gdzie byłeś jak cię nie było... UWIELBIAM. Podróżującym po Polsce współczuć jednak nie trzeba, gdyż wymyślono dla nich szalenie fajną aplikację Polska Niezwykła (chwilowo dostępna tylko dla iOS). Przyjemna rzecz i prościutka w obsłudze.

Dokąd teraz? Dobra appka podpowie

Zamiast mapy i przewodnika

Zamiennikiem dla ciężkich przewodników mogą być fantastyczne aplikacje oferowane przez  TripAdvisor . Ich ogromną zaletą jest to, że nie trzeba być podpiętym do sieci, aby z nich korzystać, przewodniki i porady dostępne są także offline. Cenne są przede wszystkim szczere opinie użytkowników o atrakcjach turystycznych, restauracjach czy hotelach. Podobnych aplikacji jest zresztą sporo, warto zwracać uwagę głównie na te z mapami offline. A szczęśliwie można wybierać.

Odciążające bagaż aplikacje, to w ogóle skarb (jestem pewna, że musi istnieć jakaś bogini nadbagażu), do takich należy też oczywiście appka Kindle. Jeżeli chodzi o mapy - używam najzwyczajniej w świecie google maps i powiązanej z nimi nawigacji w tablecie albo smartfonie. I jestem bardzo zadowolona, choć od razu uczciwie przyznam, że nigdy nie używałam ich w Polsce (ktoś, coś?).

Zamiast aparatu

Teraz czas na wyznanie - na urlopie jestem jak pijana małpa, której dali aparat. Tak. To ja fotografuję swojego hamburgera, kieliszek z winem, martwego  jelonka na poboczu, każde graffiti i drzwi do kibelka z głupim napisem. Przyznaję się. Do tego jestem cholernie leniwa i lustrzankę zwykle mam, ale rzadko używam, bo ciężka, bo nieporęczna, bo obiektywy. Maniakalnie wrzucam zdjęcia na Facebooka żeby POKAZAĆ JAK TU ZAJEBIŚCIE (czyt. powkurzać znajomych przy biurkach).

Dlatego obejść się nie mogę bez aplikacji do robienia i szybkiego obrabiania oraz udostępniania zdjęć. Instagram to oczywiście podstawa, ale jeśli jesteście efekciarzami (ja jestem i się nie leczę) to jest jeszcze kilka fajnych aplikacji. Do ulubionych zaliczę Tadaa (tylko iOS), PowerCam ( iOS i Android - trochę gorzej hula na Androidzie) Filtermanię iOS) i fantastyczne narzędzie do obróbki, czyli Pixlr Express (iOS i Android).

Bez Instagrama ani rusz

Co do gadżecików fotograficznych - zachwyt dekady to Olloclip , na razie niestety tylko dla ajfonów. To maleńkie cacko, to po prostu trzy obiektywy - "rybie oko", macro i szeroki kąt. Doskonałość. A jak lubicie zaszaleć wśród fal, to nie zapomnijcie o wodoodpornym etui na aparat lub telefon!

W zasadzie to mogłabym o tym jeszcze ze dwanaście stron, ale red.nacz. mnie pewnie potraktuje kijem. Za to Wy możecie powiedzieć jak się pakujecie, jakie lubicie gadżety i appki. BO MAJÓWKA JUŻ ZARAZ.

[dopisek red.nacz.: Zaraz tam kijem. Nahajem po białych plecach - wiadomo :)]

Więcej o: