Gorzej z personelem, ale o jego oswajaniu też będzie tu mowa. Zacznijmy jednak od podstawowego pytania.
Kiedy WRESZCIE możemy zabrać nasze dziecko do muzeum?
Tak szybko, jak to możliwe. Pierwszą wizytę z pierwszym dzieckiem zaliczyliśmy gdy tylko możliwe były wyjścia z domu. Pamiętam dokładnie: koszmarnie ponura zima, obrzydliwa pogoda, pokraczny wózek i Zachęta. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że wejście dla "wózkowych" jest z innej strony. Targaliśmy tego cholernego harpagana zawierającego mikroskopijne zawiniątko z dwumiesięcznym synem, a potem staraliśmy się wtopić w tłum zwiedzających. Tylko, że byliśmy akurat jedynymi dzieciatymi.
Co nam dało to wyjście do galerii z tak małym dzieckiem? Poza wrażeniem, że nie straciłam do końca swojej niezależności i mogę robić to, co robiłam przed porodem, także chodzić do takich miejsc, oraz poza solidnym fizycznym wyciskiem związanym z tym noszeniem i dźwiganiem? Po raz pierwszy spojrzeliśmy na eksponaty zupełnie inaczej. Trzymając w objęciach małego, jeszcze nie do końca widzącego świat tak jak my, oseska musieliśmy trochę się dostosować do niego, pokazywać mu rzeczy kolorowe, czasem zatrzymać się na dłużej przy klimatyzatorze, a czasem pokazać nie obraz a lampę.
Dwumiesięczna Olga - księżniczką w pałacu Herbsta w Łodzi
W co się bawić w muzeum lub galerii?
W tropienie. Czego? Np. detali na obrazach, czy zdjęciach - w zależności od wystawy. Z najmniejszymi dziećmi po prostu opowiadamy sobie co widzimy. Z trzylatkiem możemy pogadać trochę poważniej, pięciolatek może policzyć ile jest niebieskich kwiatów i gdzie schowały się karpie. Japońskie. Przy okazji możemy zadać jeszcze kilka innych pytań o to z jakimi świętami kojarzy się karp i co można podać na takim porcelanowym talerzu - możliwości jest wiele.
W ogóle w czasie takich wizyt bawimy się z dziećmi w skojarzenia. Wymyślamy niekonwencjonalne zastosowania przedmiotów z ekspozycji. Opowiadamy sobie co mogło się dziać w pokojach, które są odtwarzane we wnętrzach muzeum. Czasem trzeba iść o krok dalej, zacząć dyskutować z ośmiolatkiem na jego poziomie pojmowania o skomplikowanej historii i niewygodnej przeszłości.
Do takich dyskusji skłoniła nas zeszłotygodniowa wizyta w nowootwartym płockim Muzeum Żydów Mazowieckich. Innym razem pokazywać niespełna trzyletniej dziewczynce niesamowite domki i "śmieszną kolejkę, która wozi kawałki dużego budynku" a on jest jak "wywalona miska" albo "śmieszny kapelusz, na głowę mamy" - tak było parę dni temu we wrocławskiej Hali Stulecia, gdzie działa interaktywne Centrum Poznawcze. Co się przydaje? Luz. Muzea i galerie są DLA WAS.
Olga w interaktywnym Centrum Poznawczym w Hali Stulecia we Wrocławiu
Pomocy! Wezwać posiłki!
Nie zawsze dzieci są w idealnym nastroju do tropienia, bawienia, wymyślania i zgadywania, do liczenia uśmiechniętych buź na obrazach i odnajdywania nietypowej rzeźby z konikiem wśród posągów z ludźmi. Tymczasem na dworze zimno, wietrznie i do domu daleko.
Ostatnio moje dzieciaki miały ze sobą odpowiednio - starsze notes z pisakiem, młodsze pluszaka. W notesie można robić wszystko, co się zamarzy. Na przykład narysować własny projekt nowoczesnego budynku (nasz syn jest wielkim fanem architektury). Pluszakowi można opowiedzieć co się samemu widzi. Więc Rożec widział: "telefon, który dzwoni, obrazki, które się potłukły i ścianę z okienkami, głowę się wkłada i robi UUU".
Ale najlepiej działają żelki, które zawsze mam w kieszeni. Albo inne drobne przekąski. Wiem, to trochę zakazane w muzeach i galeriach, mam z tego powodu straszne wyrzuty sumienia, tym większe, że zdradzam wam ten mroczny sekret i jeszcze namawiam do współudziału w zbrodni.
Proszę być cicho, nie oddychać i jak najszybciej opuścić obiekt
Tak - wiele razy widzieliśmy ten komunikat wysyłany podprogowo przez personel placówek muzealno-galeryjnych. Kilku pań nie ubawiły nasze "prostackie" opisy rzeczywistości. "Tak, to piasek i kamyczki. Masz rację, wygląda jak piaskownica, ale tu nie wolno wchodzić" kontra "CO PANI WYGADUJE ZA GŁUPOTY O PIASKOWNICY! TO JEST INSCENIZACJA GROBU! TROCHĘ SZACUNKU!". No cóż, faktycznie. To była inscenizacja grobu. A moja córka widziała tam przede wszystkim piaskownicę, do której chciała wejść.
Najczęściej nasze doświadczenia z personelem muzealnym są bardzo pozytywne. Gdy córka miała 2 miesiące pojechaliśmy do Łodzi. W trakcie jednej wizyty w pałacu Herbsta mieszczącym muzeum musiałam nakarmić ją piersią trzy razy. Za każdym razem panie prowadziły nas do eleganckiej Sali balowej i zamykały drzwi tak, żeby nikt nas nie niepokoił. W białostockim muzeum było podobnie. W Sierpcu obsługa skansenu sama chciała opowiadać nam historie pokazywanych zbiorów drewnianych figur. A w płockim muzeum secesji nasz syn zakumplował się ze wszystkimi pracowniczkami i chodząc samemu po salach rozmawiał z nimi o różnych sprawach.
Galerie coraz częściej otwierają się na młodszych gości, a muzea tają się niesamowicie interaktywne. Coraz więcej eksponatów służy do dotykania, uruchamiania, włączania i do zabawy. Dzieci dzięki temu szybko przyswajają wiedzę, a dorośli też się dobrze bawią.
Emil w Muzeum Żydów Mazowieckich w Płocku. Wącha przyprawy
Jak krajowa sytuacja ma się do tego co zagranicą?
W małym czeskim miasteczku Hradec Kralove dzieci dostają swoje mapki - kolorowanki z zadaniami i pytaniami. W madryckim Prado spotkaliśmy dziesięć lat temu grupę pięcioletnich detektywów, którzy tropili jakieś detale na obrazach Francesco Goi. Będąc w Tunezji przeżyliśmy za to chwilę grozy, gdy kustosz muzeum złapał naszego wówczas trzyletniego syna, otworzył gablotkę i posadził go na kilkusetletnim siodle "A co jak zniszczy? "E tam, to tylko dziecko, a to tylko siodło". O naszych doświadczeniach ze Skandynawią, ale i Estonią, czy Łotwą, nie rozmawiamy. Tam muzea są zawstydzająco wszystkomające.
Co jednak jest najważniejsze? Wzajemny szacunek - także nasz do eksponatów. Pamiętajmy, że wbrew temu co mówił nasz tunezyjski kustosz, to, co często oglądamy nie jest żadnym "e tam", tylko nieodtwarzalną pamiątką i niepowtarzalnym świadectwem czyjegoś talentu, czy przebłyskiem geniuszu - no wiecie było i się nie powtórzy. Więc staramy się wyprzedzać wszystkie złe występki, jakie nasze potomstwo chce popełnić, a zwłaszcza nie dopuszczamy do zarzygania, skopania, zrzucenia i oplucia eksponatów.
A ku pokrzepieniu serc - polecam manifest na dziesięciolecie brytyjskiego programu kulturalnego "Dzieciaki w muzeum". To instrukcja dla pracowników muzeów: "Nie mów nie, nie zakazuj, podpowiadaj co MOŻNA zrobić", "Nie mów ciii! Jeśli dzieci są głośno, sprawdź dlaczego. Są podekscytowane? TO CUDOWNIE! Wykorzystaj ich entuzjazm. Są znudzone? Daj im coś, co je zainteresuje".
Jest tam jeszcze wiele innych genialnych podpowiedzi. Jeśli więc pani z muzeum ma do was pretensje, cóż - może problemem nie jesteście wy i wasze mówiące głośno, czasem podskakujące dziecko, a ta Pani, która musiała odłożyć swoje sudoku i wstać z siedzonka, i przyjść, i zwrócić uwagę. CZY W ZWIĄZKU Z TYM SĄ MUZEALNICY KTÓZY NAS NIENAWIDZĄ? Owszem, pozdrawiamy pracowników Muzeum Archeologicznego w Warszawie.
Olgu Olgu
Olgu