Ona tu jest (i nie tańczy dla mnie) - jak odkryłam straszną zmarszczkę

Było już nad ranem. Obudziłam się z głową na klawiaturze, na policzku odciśnięte klawisze. Spoglądam do lustra w łazience i zamieram. CO TO JEST!? Skąd TO się wzięło? Przecież wcześniej TEGO nie było?! Czy TO już tak zostanie? Ratunku, popsułam sobie twarz! Odkrywanie zmarszczek to bardzo bolesny proces. Auć.

rys. Magda Danaj

Prowadzę wysoce niehigieniczny tryb życia. Mało śpię, dużo pracuję, nie stronię od alkoholu, za to z godną podziwu konsekwencją i uporem popełniam wszystkie dostępne w katalogu błędy dietetyczne. Rezyduję na kanapie, zasypiam z głową na klawiaturze. Macie obraz? Macie.

Żywię przy tym przekonanie, że żadna z tych skandalicznych rzeczy nie odbija się na mojej twarzy - może poza wspomnianymi już klawiszami. Co gorsza wiele uprzejmych osób utwierdza mnie w wierze, że JAK NA MÓJ WIEK to wyglądam młodzieńczo. I że kto by pomyślał, że jestem TAKA STARA (to już ci mniej uprzejmi, ale umówmy się: przekaz nadal cieszy).

Z braku czasu na co dzień nie poświęcam sobie nadmiernej uwagi. Potrafię wykonać perfekcyjny (o ile ktoś lubi Picassa - jedno oczko wyżej i usta nie w tym miejscu) makijaż w 30 sekund i bez patrzenia w lusterko. A kiedy robię sobie słodkie fotki do zamieszczenia na Facebooku, to przecież wiem: lewy półprofil, uśmiech, poszło. Nie przyglądam się swojej twarzy w detalach, bo znam jej dobre i złe strony. I tak, wiem, że nadmiernie marszczę czółko, ale przecież MYŚLĘ.

Teoretycznie przyjmuję do wiadomości, że czas leci a zmarszczki mimiczne (te od śmiechu, wiecie) utrwalają się. I owszem: cienie pod oczami, kurze łapki, ten lekki obrzęk o poranku - dobra, przywykłam. Ale to jedno spojrzenie w lustro i to przeszywające uczucie: "O Boże! Ona nie znika! Ona tu jest!". Od teraz "bruzda nosowo-wargowa" nie jest już tylko takim wyrażeniem dziwnym i brzydkim. Ona tu jest. Na MOJEJ twarzy.

A więc to już: od teraz będę ukryta w środku coraz bardziej pomarszczonego kostiumu. Bo jakoś nie potrafię się utożsamić z tą zmarszczoną gębą.

Czyli albo medytacja i głębia samoakceptacji, albo botoksik.

I coś mi mówi, że jednak nie wybiorę pozycji lotosu.

Kiedy zniknie uśmiech ONA nie znika

Więcej o: