Najważniejsze, żeby nie straszyć golizną. Rzecz o porannym odstawianiu dzieci do szkoły

Próbowałam odwieźć córkę do przedszkola w koszuli nocnej, spodenkach i polarze (ja w koszuli, ona ubrana), może ja mam depresję? - spytała ostatnio nasza fochowa Ania Oka. No nie, absolutnie, to nie może być depresja, zwłaszcza w poniedziałek. Takie odprowadzanie w pidżamie ma wieloletnia tradycję, nawet literacką!

My niebieskie ptaki, matki udomowione, freelancerzy, pismacy i inni, co to nie muszą "podbić karty w zakładzie o ósmej rano" jesteśmy w porannym wyścigu o dobry wizerunek na straconej pozycji. Jeszcze nigdy w ponad ośmioletniej karierze matki freelancerki nie udało mi się wstać wcześniej specjalnie po to, żeby się porządnie, albo chociaż godziwie ubrać, umalować, włosy zawinąć na lokówce, nałożyć makijaż i dopiero zabrać się za szykowanie dzieci. Nigdy. Za to kilkukrotnie odstawiałam syna do przedszkola czy potem szkoły ubrana w piżamę. Zimą było łatwiej, zimą wystarczy zarzucić płaszcz i założyć wyższe buty - wtedy taki nieuczesany człowiek po odstawieniu dziecka gdzie trzeba wygląda jak:

a) Typowy kloszard, nieważne, nie zwracaj uwagi.

b) O, patrz! Na naszym osiedlu wreszcie jest jakiś hipster!*

Paryżanie mają na przykład kompletnie wyjebane na to jak wychodzą rano z domu, zwłaszcza po bułki. Wiadomo - w Paryżu, tym pocztówkowym, nie mieszkają normalni Ziemianie, same artystyczne dusze. Pracownicy banków, urzędów i placówek oświatowych dojeżdżają sobie elegancko. W mieście za to rano następuje epidemia papuciarzy, dresiarzy i pidżamiarzy zwłaszcza w okolicach sklepów z bułami. Tak powtarzają mi ci, co w Paryżu sobie pomieszkali.

Ja za to doskonale pamiętam moment, gdy Wanda Chotomska, ta sama pani Chotomska, w której książeczkach zaczytuje się kolejne pokolenie dzieciaków, opowiedziała mi jak swoją córkę odprowadzała w futrze zarzuconym na koszulę nocną. Może nie byłoby to jeszcze tak duże wyzwanie, gdyby nie to, że pisarka i poetka, znany nocny marek, mieszkała w bloku przy warszawskiej ulicy Tamka, a przedszkole było po drugiej stronie Nowego Światu.

No cóż, pewien typ ludzi już tak ma. Mój mąż odprowadzając nieraz syna w przerwie między jednym snem a drugim, dla przyzwoitości zakłada spodnie jeansowe na pidżamę. Ja tam w dniach, gdy się zasiedzę przy robocie do świtu, po prostu dbam o to, żeby nie straszyć golizną i obwisłościami. Bluza, trampki, kudły nieuczesane spinam klamrą. I dawaj, szorujemy do szkoły, potem do żłobka. Wreszcie wracam do domu no i mogę się zacząć ogarniać.

Koszula nocna C&A, spodnie od pidżamy marki Tesco, klapki z bazaru i kurtka

Depresja? No nie wiem, pewnie wpadłabym w nią, gdyby ktoś mi kazał co rano dobierać dokładnie kolor botków pod kolor spódnicy i yyyyyyyy nakładać cienie do powiek pędzelkiem. No bo ostatnio gdzieś mi zginęły przybory i robię to jak Rambo. Tak jest weselej.

*niepotrzebne skreślić

Więcej o: