Trza być w butach na spacerze? Ja wolę na bosaka

Może jestem nienormalna, bo, jak śpiewał Tymon Tymański, "za krótko byłem w wojsku?", a może, jak sugerował Kazik, odwala mi, bo generalnie Polacy mają za mało słońca? Jedno jest pewne, niezależnie od przyczyn, jedną z największych przyjemności związanych z nadejściem dni bezśnieżnych jest dla mnie chodzenie na bosaka. Po mieście i po wsi, po asfalcie i kamieniach.

Nie poradzę. To jedna z tych atawistycznych potrzeb, podobna do chęci tarzania się w mokrej od rosy trawie za każdym razem, gdy jestem w miejscu dalekim od zasranych osiedlowych trawniczków . Gdy tylko śnieg znika z horyzontu i robi się na tyle ciepło, by można było wychodzić z domu bez skarpet, lubię zakładać klapki i zdejmować je niemal natychmiast po opuszczeniu budynku.

Bosonoga Hobbitka z (jeszcze) obutą córką

Nie powstrzymuje mnie wizja syfu, ani odłamków szkła, wypełzającego z zaskoczenia ślimaka, dżdżownicy i skaczącej ropuchy. Ani razu zresztą chadzając boso po Warszawie, czy ostatnio - po Łomiankach, nie skończyłam z uszkodzoną skórą, czy z (bleee) rozgniecionym robaczkiem. Wiem, że są grupy , które się umawiają na takie spacery bez butów. Pamiętam też, jak kilka lat temu mój kolega z ówczesnej redakcji wybrał się, by zrobić wcieleniowy reportaż z takiego chadzania boso po Warszawie. Jego sugestywne opisy wchodzenia po okratowanym pomoście do budynku sądu do dzisiaj sprawiają mi fizyczny niemal ból.

Chadzam boso solo albo w towarzystwie rodziny. Największą przyjemnością jest stąpanie po rozgrzanym od słońca i zmoczonym deszczem asfalcie. Największym wyzwaniem jak dotąd było przejście kamienistą ścieżką. Najbardziej zaś bałam się drzazg w stopach po spacerze drewnianymi kładkami w jednym z rezerwatów przyrody. Chodziłam już po miastach Polskich, po bezdrożach Estonii i półwyspach Łotwy. W Niemczech chodzi się boso nienajgorzej. W Anglii było trochę trudniej, wiecie, piwo, fajki, dobra zabawa, oi!

Bosonogie contessy

A teraz wyrosła mi partnerka do tych bosych przechadzek. I tak drepczemy we dwie. Ku przerażeniu i, niekiedy lekkiemu wstrętowi pozostałych użytkowników przestrzeni miejsko-wiejskich. Trudno, taki już zew natury. Jak dodaje mój mąż patrząc na te wyczyny - hobbiciej.

Więcej o: