Jest super. Więc o co ci chodzi?

Wyznam na wstępie: mam powody by nie lubić  Doroty Zawadzkiej czyli Superniani. Kiedy wraz z Rączką pod przewodnictwem Dominiki robiłyśmy naszego, owszem jadącego po bandzie,  "Bachora" to pani Zawadzka miała nam wiele do zarzucenia. I nie były to zarzuty z gatunku: "mogłybyście mniej przeklinać" (pewnie że byśmy mogły) ale raczej: "krzywdzicie dzieci" (ciekawe które?).

Dlatego artykuł o tym, że Superniania wcale nie jest taka super czytałam z wredną satysfakcją, nie ukrywam. "Po programie rodzina musiała skorzystać z psychoterapii", "w życiu niczego nie żałowałam tak bardzo" - mówią bohaterowie tekstu. Niania krzywdziła dzieci dla zwiększenia "atrakcyjności" swojego programu? No cóż, a to zaskoczenie.

Jej program oglądałam ostatnio w zamierzchłych czasach, kiedy jeszcze miałam telewizję (tak, to było przed wynalezieniem koła). Zawsze robił na mnie wrażenie nie tyle wartościowego poradnika dla rodziców, co sztucznego, wypreparowanego tworu, który łamie wszelkie zasady dokumentalistyki, pozwalając bohaterom błaźnić się, płakać i bezsensownie obnażać na ekranie. Ku chwale super-duper pani niani i jej wielkiego ego.

Więc nie powstrzymam się: karny jeżyk dla Pani. I oby miał kolce.