Kocham mojego kotecka, czyli nienawidzę tego bezczelnego futra

Koty są podłe, wyrachowane, nieobliczalne, złośliwe i złe. Kłamią, kombinują, obserwują, wyciągają wnioski. Nigdy nie możesz być pewien, czy ich uczucie do ciebie jest trwałe i czy na pewno do ciebie. Są egoistyczne, wygodnickie, cyniczne i kradną szynkę. Uwielbiam koty. Chyba. Czasem. Zdecydowanie tak. Nie wiem.

Wiadomo, ludzie dzielą się na koty i psy. Różnice w tym podziale ślicznie ilustruje ten oto obrazek . Wszystko jasne, prawda?

Kim ja jestem, to niech może oceni historia, na pewno już teraz mogę powiedzieć, że z psami żyje się o niebo łatwiej, ale wolę koty, dotyczy to w równym stopniu psów i kotów ludzkich oraz zwierzęcych. Pies jest wierny, przywiązany, kochający, może czasem poirytuje mnie jego entuzjazm okazywany wszystkiemu i wszystkim (no wiecie, jak tu ) i jego dziecięca naiwność, ale zawsze to czuła, przewidywalna istota u boku, prawda. I dobra. Z gruntu dobra.

Mam kota.

Kot ma mnie.

Miau! Miejscówka zajęta!

Uwielbiam, jak moje wielkodupe zwierzę przychodzi do łóżka, układa się jak najbliżej i patrząc mi miłośnie w oczy mruczy przewrotną kołysankę, żeby mi się lepiej spało. Nienawidzę, kiedy w upalny ranek budzę się, mając na głowie futrzaną, ciężką, wibrującą mruczeniem czapę.

Futrzana czapa

Roman Alfred jest jak ja, kocha świeżą pościel, najchętniej codziennie spałby na takiej wykrochmalonej, moje słodkie kotecke, mru. Spróbujcie zmienić rzeczoną pościel na świeżą i wykrochmaloną, kiedy na każdą poszewkę rzuca się obłąkana namiętnością bestia, dysząca pożądaniem krochmalu, figlarnie zwijająca się w prześcieradle, łapiąca za wygładzające pościel ręce i motająca się w zasłonach, na wzór Szalonej Żony Pana Rochestera.

Szalona żona pana Rochestera

Jest taki uroczo zabawny, kiedy zwisa z brzegu wanny, popijając wodę lecącą cienką strużką z kranu, słodki idiota, z mokrą szyją. Nie mogę się zdecydować, co mnie irytuje bardziej - kiedy zmierzam do łazienki i wyprzedza mnie włochata kula podłości, która wskakuje na brzeg wanny, patrzy na mnie szyderczo i żąda odkręcenia kranu, następnie przez kwadrans zaspokaja pragnienie, popadając chwilami w udawane, złośliwe zamyślenie? Czy może ta opcja, kiedy przechytrzywszy zwierzaka i zażywszy higieny leżę już cała szczęśliwa, prawie zasypiam, kiedy SZSZSZSZU, kurtyna wodna, jakby się otrząsał bernardyn, nie kiciuś i zaraz mokre futro na twarzy. No nie wiem, to cieszy i tamto raduje.

Będę pił

Nie ma nic milszego, niż przyjazna łapka na twarzy, kiedy dopada cię blokada piszącego, dół, wkurw, ból istnienia i twarde przekonanie, że kozy ci pasać, a nie pracować w tym, za co ci aktualnie płacą. Nic tak nie podnosi ciśnienia jak gorąca kupa futra przy gorącym laptopie w gorący dzień. Podstępna łapa, z nagła położona na wyłączniku. Zad uwalony na połowie klawiatury, zepchnięty, uwalony ponownie, da capo senza fine. Zębata morda, ustrojona w szyderczą parodię kochającego spojrzenia, ułożona przemyślnie na moim nadgarstku. Deadline goni, zgonić, nie zgonić, ale mruka tak słodko, zgonię, obrazi się. Już masz zgonić, kiedy jest ci wypłacany czuły baranek, prosto w oko.

Deadline

Tak dobrze wrócić do domu i od progu usłyszeć pytające MRGHHAAAUGRHHK? (w wolnym tłumaczeniu: "Gdzie byłaś, torbo, kotecek został sam, chcę cię użreć w ucho i zalec ci na dekolcie"), człowiek się czuje przywitany i bezinteresownie kochany, odejdź od tej torby, Bestio Mroku, to jest mój łosoś, NIEEEE!

Tak dobrze wrócić do domu, wino szumi w głowie, stajesz na jednej nodze, żeby z drugiej odpiąć pasek pantofelka, balansujesz torebką, o, jaka cudowna cisza, wszyscy śpią, można celebrować rausz, zamierasz w tej niebezpiecznej pozycji, myśląc z dumą, że jednak w każdych warunkach potrafisz utrzymać pion moralny i równowagę. To jest dokładnie ta chwila, kiedy kolana podcina ci rozpędzony z miłości Katzenjammer, a potem jest już tylko ciemność.

Miau.

FOCH!

Więcej o: