Wszystko, czego nie chcieliście wiedzieć o seksie (ale i tak Wam powiem)

Pierwsza randka to chyba zawsze jest wyzwanie. A już taka pierwsza randka rozbierana, to na pewno. Nie mówię tu o przygodnych sytuacjach na jedną noc, ale takich, gdy mamy nadzieję na dłuższą relację. Wiadomo, że pierwsze wrażenie jest ważne, no sorry, ale bez tego ani rusz. Skoro zdecydowaliśmy się na intymny kontakt z kimś, to raczej nie dlatego, że nas od niego odrzuca i na samą myśl o jego dotyku mamy mdłości i gęsią skórkę.

auroraaurora aurora

Najpierw potrzymamy się za rączki, później pocałujemy i w końcu przychodzi TEN moment - zrzucamy z siebie ciuchy i zaczynamy igraszki. Oczywiście kobieta zastanawia się, czy nie jest gruba, kostropata i czy nie za bardzo widać u niej cellulit. Mężczyzna podobno w tym momencie zupełnie ma to w pompie, ale tak tylko słyszałam. Facetem nie jestem, a przynajmniej nic na to nie wskazuje.

Nawet bardzo pewny siebie mężczyzna może mieć czasem problem z męskością. I jednak chyba zawsze to mocno przeżywa.

Zaczynacie się całować, pieścić, jest miło, ale jednak jest jakiś problem z pełnym zbliżeniem. Mądra kobieta nie robi z tego tragedii, w końcu natura potrafi nam spłatać figla w najdziwniejszych momentach. Nawet bardzo pewny siebie mężczyzna może mieć czasem problem z męskością. I jednak chyba zawsze to mocno przeżywa, a przynajmniej taka jest urban legend. Co się dzieje w głowie mężczyzny, może wiedzieć tylko on sam. Ja jednak wolę myśleć, że chłopak ma w końcu wiedzę na temat męskości i daje sobie na luz. Musi odczekać chwilę, krótszą lub dłuższą, albo to po prostu nie jest jego dzień. Nie ma co robić dramatu z jednorazowej sytuacji, bo stres w tym wypadku jest wrogiem.

Dwudziestolatkowie mogą seksić się non stop, wszędzie i o każdej porze, ale jak masz już ponad trzydzieści lat, to wcale nie jest tak łatwo.

Dwudziestolatkowie mogą seksić się non stop, wszędzie i o każdej porze, ale jak masz już ponad trzydzieści lat, to wcale nie jest tak łatwo. Ale starsi kochankowie mają coś innego i chyba cenniejszego - doświadczenie. No i z tym doświadczeniem, to też może być niezła opcja. Osoba doświadczona seksualnie i pewna swoich preferencji seksualnych, może mieć nie lada problem. No bo wiecie - jak powiedzieć swojej nowej partnerce/partnerowi, że my to tak "normalnie" , to niekoniecznie. Że jak nie ma czynnika dodatkowego, to z udanego seksu nic nie będzie. Znaczy może coś tam będzie, ale bez rewelacji. Będzie to miało smak kalarepy, kiedy my o marchewce myślimy (sorry za porównania od czapy, ale nic mi innego do głowy nie przychodzi).

Tak to już bywa, że niektóre osoby bez czynnika dodatkowego nie odczuwają satysfakcji seksualnej. Naukowo nazywa się to zaburzeniem preferencji seksualnych - ale w mowie potocznej po prostu dewiacją seksualną lub zboczeniem. Wszystkie nazwy mają pejoratywny wydźwięk i jakoś mnie odrzucają. No bo być dewiantem seksualnym to jakoś tak niefajnie. Od razu w mojej głowie pojawiają się ciężkie i patologiczne odchylenia seksualne, a są przecież takie niezbyt ciężkie, z którymi to nawet fajnie jest...

'Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać'"Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać" "Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać" "Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać"

Dla uspokojenia powiem, że wibrator, a raczej jego używanie, nie wchodzi w żadną z tych definicji. Zatem jeżeli używaliście, to używajcie dalej i nie bójcie się, że od zboczuchów będziecie wyzwani. Mało tego, niektórzy naukowcy lobbują za tym, żeby przestać używać pojęcia parafilia , bo jest ono właśnie pejoratywne. A żeby w ogóle móc mówić o parafiliach, to może poznajmy je i ich podział. Według definicji są to trzy kategorie:

- takie, w których do stymulacji seksualnej konieczna jest obecność obiektów nieosobowych, fetyszy (fetyszyzm, w tym fetyszyzm transwestycyjny),

- takie, w których osiągnięcie satysfakcji seksualnej uzależnione jest od obecności sytuacji związanych z cierpieniem i upokarzaniem (sadyzm, masochizm),

- takie, w których koniecznym do podniecenia seksualnego elementem jest obecność niedobrowolnych partnerów (ekshibicjonizm, voyeuryzm, skatologia telefoniczna itp).

No dobra, coś tam już wiemy (ciekawe, czy szukacie się w którejś z kategorii?) - to teraz pogdybajmy. Jak już wspomniałam wcześniej, może się okazać, że nasz partner, to nie bardzo może tak sam z siebie. Potrzebuje dodatkowego bodźca aby osiągnąć orgazm i w ogóle pełnię zadowolenia z odbytego stosunku seksualnego. Problem jaki tu się pojawia jest taki, że możemy nie godzić się na użycie dodatkowych gadżetów - no bo chcemy być traktowani podmiotowo, a nie przedmiotowo. I dochodzi do konfliktu... interesów. Bo on nie da rady bez tego, a nam na samą myśl o czymś dodatkowym robi się niedobrze.

Jak nie ma dopasowania w łóżku, to i dopasowanie w życiu pozałóżkowym będzie szwankowało.

Seksuologiem nie jestem, ale chyba w takim wypadku nie ma co dalej iść w tę relację, bo to się po prostu nie uda. Seks ma nam przynosić obopólną radość, a jeżeli jedna ze stron odczuwa dyskomfort, no to kiła i mogiła. Ja to tak przynajmniej widzę. Ja jestem prosta i jak nie ma dopasowania w łóżku, to i dopasowanie w życiu pozałóżkowym będzie szwankowało.

Pewnie sobie myślicie, że pod przykrywką "dodatkowego bodźca", to ja widzę wibratory, nakładki, pejczyki itd. Trochę tak jest, ale ja bardziej myślę o innych czynnikach. Bo co na przykład, jeśli nasz partner oświadcza nam, że jest siderodromofilem - czyli satysfakcję seksualną osiąga przez... współżycie w pociągach. Houston, mamy problem! No, bo co zrobisz? Będziesz za każdym razem umawiała się z ukochanym na stacji PKP jak przyjdzie Ci ochota na numerek? Szczerze - nie sądzę. Początkowo to może być nawet zabawne, ale tak pewnie po kilku razach przejdzie Ci ochota. Bo Ty lubisz czasami tak zwyczajnie, w łóżku, w kuchni, a niekoniecznie na trasie Okuniew-Grójec (nie mam pojęcia, czy jest taka trasa). Tu się nie ma co śmiać. To jest problem. A już szczególnie, jak Ty nie lubisz pociągów. No, sorry, Gregory, ale chyba nie da się zbudować tu pełnego i szczęśliwego związku.

Albo taki przykład: Twój partner otworzył się przed Tobą i powiedział, że on wlezie na Ciebie, jak udajesz śpiącą królewnę... Ano tak właśnie. I co? Masz cały czas leżeć jak kłoda i udawać, że pochrapujesz, jak Tobie chce się i na górze i na dole i z boku i z podskoku. Somnofilia jest w sumie dobra dla partnera, który jest zazwyczaj zmęczony i nie ma ochoty na igraszki. Poleży sobie, może nawet uśnie podczas stosunku, kto wie... Ja osobiście tego nie kupuję.

Takich i innych przykładów zaburzeń seksualnych jest cała masa. Tylko seksuolodzy wiedzą, z iloma przypadkami dziennie mają do czynienia. Na pewno nie za każdym razem przychodzi do nich osoba, która ma tego typu problem, ale ileś ich tam musi być, skoro zostało to nazwane i opisane w literaturze fachowej. Ja to jestem w sumie pełna podziwu dla tych ludzi, którzy udali się do seksuologa, żeby porozmawiać o swoim przypadku. No bo, kurczę, każdy chce mieć fajne życie seksualne, ale czasami coś nie wychodzi tak, jak powinno. Tak więc, jeżeli czujecie, że coś tam nie do końca jest ok i ciężko Wam osiągnąć satysfakcję seksualną, to idźcie do lekarza i pogadajcie z nim. Może też być tak, że Waszym zdaniem wszystko jest ok, a po prostu nie trafiliście na odpowiedniego partnera.

Więcej o: