Szklanka do połowy pusta, czy do połowy pełna? Optymizm czy pesymizm?

Świat raczej na różowo czy może jednak na czarno? A może jakoś tak bardziej po ludzku, na szaro? Ja jestem wesołą marudą.  A wy jak widzicie świat? Kim jesteście?

RączkaRączka Rączka

Tak o mnie powiedziała kiedyś koleżanka, że jestem wesołą marudą. Ładnie brzmi, prawda? I jak prawdziwie! Wesoła - bo bardzo lubię się śmiać, jestem takim grupowym błaznem. Uwielbiam rozśmieszać innych, najbardziej w sytuacjach, które zupełnie się do śmiechu nie nadają. Na poważnym zebraniu. Na próbie, kiedy wymagana jest cisza, spokój i skupienie. W pracy, kiedy dużo pracy. Jak jeszcze chodziłam do kościoła, to w czasie mszy przychodziło mi do głowy milion przezabawnych skojarzeń, którymi natychmiast chciałam się podzielić. Ale najbardziej na świecie śmieszą mnie ludzie, którzy traktują się przepoważnie. Ci tacy mądrzący się i wiecznie naburmuszeni, z którymi raczej nigdy nie podyskutujesz, możesz ewentualnie wysłuchać ich perorowania na dowolny temat. Oj, jak oni mnie śmieszą. Ale to przecież nieładnie tak się z innych śmiać, prawda? Dlatego dla rozluźnienia atmosfery bardzo często śmieję się z siebie.

Ale moja miłość do śmiechu i żartów nie wpływa na mój sposób widzenia świata. On mi się wcale nie jawi kolorowy i wesoły jak tęcza. Nie jest też miejscem przesadnie złym czy strasznym. Jest po prostu taki sobie. Trochę szary. Trochę bylejaki. Trochę niesprawiedliwy. Trochę trudny. O tak, przede wszystkim trudny. Zawsze jakieś problemy. Zawsze niespodziewane komplikacje. Zawsze sytuacje, które nie powinny się wydarzyć.

Tak, wiem, za dużo myślę o przyszłości. O tym, co się może zdarzyć. Za dużo i za często. Że na wakacjach nad morzem na pewno będzie padać. Że samochód się po drodze może zepsuć. Że kwatera okaże się do dupy. Że dziecko będzie wyło całą drogę, a potem, dla zachowania równowagi, zachoruje. Że zasika i zapluje wszystkie ubrania. I co wtedy? Że starsze dziecko się stoczy (jest przecież nastolatkiem, a oni, jak wiadomo, staczają się jeden za drugim). Że ten tekst się nie spodoba. Że nie uda mi się go skończyć, bo zagłębię się w nieważnych detalach. To tylko kilka moich myśli, z kilku ostatnich minut. Mnie one drążą mnie nieustannie. Nie, nie mam depresji. Ja po prostu tak widzę świat. Nieustannie wątpię w dobro.

To w końcu jak jest z tą szklanką?

Jak ja zazdroszczę tym, co zawsze myślą, że się uda! Że będzie pięknie, cudownie, słońce, ciepło i że zima nie nadejdzie. A jak nadejdzie, to taka lekutka i tylko przez dwa tygodnie. Że wszyscy ludzie wokół nich są interesujący i ciekawi, że wszyscy chcą dobrze, a jeśli nawet nie, to przecież tylko dlatego, że są tacy biedni i nieszczęśliwi. Serio, znam takich. Znam takich wiecznie uśmiechniętych, znam takich, co zawsze wszystko super i ok i wcale nie są Amerykanami. Nie żrą też prozacu. Tak po prostu mają i już. Ale ja tak nie mam. Czy coś da się z tym zrobić?

Mogę czytać tonami poradniki pozytywnego myślenia, choć na ogół wydają mi się debilne. Koło "Sekretu" starałam się nawet nie przechodzić, wystarczy mi to, co ludzie o nim mówią. Mogę starać się oglądać komedie, chociaż naprawdę mnie nie śmieszą. Żadne "Kac Vegasy", żadne uszczęśliwiające "Friendsy" czy "Jaja w tropikach". Mnie takie filmy raczej denerwują niż uszczęśliwiają. Głupotą swoją albo głupimi minami aktorów. Nie mogę tego znieść. Podejście pod hasłem "raczej się nie uda" sprawiło, że nie zdawałam do szkoły aktorskiej (choć w sumie może to i dobrze, bo bezrobotnych aktorów więcej nawet niż dziennikarzy). Ale ja nie nazywam tego czarnowidztwem, tylko realnym widzeniem świata. To się nazywa "pesymizm defensywny" i jest jednym ze sposobów radzenia sobie w życiu.

Chroni przed złymi emocjami, przed lękiem. Przeczytałam o tym w tekście kolegi i trochę mi pomogło. Po pierwsze - Kasia Nosowska też tak ma, a ja ją szanuję i kocham. Po drugie - a może jednak nie jest tak źle? Bo przecież takie podejście momentami wydaje się całkiem rozsądne, mobilizuje do działania, do mierzenia się z problemami, które mogą przecież nadejść. A to: "wszystko będzie super i przezajebiście" oszukuje i usypia. Tak, wiem, gdybym życie widziała na różowo, być może byłoby mi łatwiej? Milej? Sympatyczniej? Ale niestety, dla mnie życie to jednak nie jest bajka.

Więcej o: