Dzięki, teraz już będę wiedzieć, żeby nie zostawiać dziecka w samochodzie, czyli o pewnej kampanii społecznej

Zostawiliście kiedyś dziecko zamknięte w samochodzie? Znacie kogoś, kto zostawił, lub chciał zostawić? Nie wiem, może chodzi o ten komunikat, że nawet kwadrans może być fatalny?

Oczywiście, że nie obejrzałam tego filmu do końca. Wymiękłam natychmiast, kiedy dziecko zaczęło płakać.

 

Tak, mam swoje ograniczenia, wynikają one wiadomo z czego, taka jestem od pewnego czasu i nikogo nie będę za to przepraszać. Natomiast z przyjemnością pozbawię swojego towarzystwa wszystkich, którym to nie odpowiada, lub nie są w stanie zrozumieć. Bo nie muszą. Ja też niczego nie muszę, w ogóle żyjemy w świecie, gdzie naprawdę niewiele rzeczy TRZEBA i to ma swoje zalety.

Żeby jednak choć z grubsza wiedzieć, o czym piszę - przeczytałam scenariusz tej kampanii społecznej. Pierwsza myśl - jasne, oczywiście. Słuszne przesłanie. Nie zostawiaj dziecka (psa, chomika, papugi) w zamkniętym samochodzie, nigdy, a już zwłaszcza w upale. Druga myśl - ej, zaraz, moment. Do kogo ta kampania jest skierowana? Pytam poważnie, a pytanie jest tylko pozornie absurdalne.

Zostawiliście kiedyś dziecko zamknięte w samochodzie? Znacie kogoś, kto zostawił, lub chciał zostawić? Nie wiem, może chodzi o ten komunikat, że nawet kwadrans może być fatalny? Może ludzie myślą, że nie wolno zostawić tylko na godzinę, albo dwie? Albo na niestrzeżonym (ratunku) parkingu?

Załóżmy, że tak, choć jest to dla mnie ciężkie założenie. Czy osoba, która zrobiła (lub może zrobić) taką rzecz - zmądrzeje od choćby najbardziej wstrząsającej kampanii społecznej? Czy jej niepofałdowany mózg będzie w stanie przyswoić przesłanie inne, niż wypisane wielką czcionką, sformułowane najprościej jak się da i wielokrotnie powtarzane, aż się utrwali?

Nie zrozumcie mnie źle. Jestem opętana na punkcie bezpieczeństwa dzieci. W wielu wypadkach moje opętanie przybiera wynaturzone, przesadne formy, mam tego świadomość. Moja wyobraźnia często szaleje i wymyśla możliwe zagrożenia, których staram się unikać. Nie neguję zasadności ŻADNEJ akcji, która ma na celu zwiększenie bezpieczeństwa szczeniaków. Przy tej konkretnej mam jednak wiele wątpliwości. Czy aby nie za subtelna (choć dla mnie szokująca i nie do przejścia) forma. Czy pień, który mógłby zrobić coś takiego - aby na pewno dojrzy reklamę na fejsie, czy wykopie, aby na pewno odpali, aby na pewno obejrzy i zrozumie. Czy nie miałoby więcej sensu obetkanie parkingów licznymi tablicami, na których - krótko, wyraźnie, dosłownie - będzie stało, czego nie można i nie wolno.

Kilka - kilkanaście miesięcy temu po sieci krążył plakat kampanii społecznej, pod hasłem "Czad zabija".

Czad zabijaCzad zabija Czad zabija Czad zabija

Przyznam, że z tym hasłem i krótką informacją miało to dla mnie dużo więcej sensu. I nie, nie chodzi o to, że nie byłam w stanie obejrzeć do końca tamtego filmu - obrazek znajduję nie mniej wstrząsającym. Po prostu - instynktownie, być może niesłusznie, nieracjonalnie - bardziej wierzę w skuteczność tej kampanii. Jeżeli się mylę, jeżeli omawiany przeze mnie spot ma zbadaną i udowodnioną skuteczność - świetnie. Wszystko, co działa - jest dobre. Wszystko, co skuteczne - jest dobre. Wszystko, co robi realną różnicę - jest dobre.

Swoją drogą i prawie zbaczając z tematu - marzy mi się kampania społeczna, dotycząca udzielania pierwszej pomocy. Sensowne, powszechne, bezpłatne kursy. Propagowanie wiedzy tej najnowszej, nie tej z lekcji przysposobienie obronnego trzydzieści lat temu. Reanimacja, ratowanie tonącego, działanie przy zadławieniach, pierwsza pomoc ofiarom wypadków. Plus gadżety, typu jednorazowe rękawiczki, maseczki. Kampania na tyle namolna i wszędobylska, żeby dotrzeć gdzie się da. Jasne, przejrzyste spoty z instrukcją ratowania życia, wyświetlane tak, jak reklama środka na grzybicę. I równie często. Wiem, wiem, za dużo chcę.

Więcej o: