Jesteś u pani, czyli skąd się biorą donosiciele

Życzliwość Polaków nie zna granic. Jej bezmiar sięga się od morza do Tatr i znajduje odzwierciedlenie w nieustannie rosnącej liczbie donosów. Mam przyjemność pracować w instytucji, do której przychodzi rocznie kilkaset takich sympatycznych wiadomości. Czytanie niektórych przypomina stosunek z aligatorem: trochę śmiesznie i trochę strasznie zarazem.

Moi znajomi z urzędu skarbowego i urzędu gminy mają podobne spostrzeżenia. Ludzie nie mogą znieść, tego, że ich sąsiad odniósł sukces, że mu się powodzi. Częste są donosy na własną rodzinę, przykładowo syn skłócony z ojcem opisuje nie do końca jasne interesy staruszka i kategorycznie żąda kontroli oraz straszy powiadomieniem TVNu i Gazety w przypadku braku najazdu ze skarbówki.

Doniosła kwestia

Rozumiem, że czasem trudno się dogadać z kłopotliwym sąsiadem, że można nie lubić bratowej, ale pisanie paskudnych kalumnii i szczucie instytucjami państwowymi wykracza poza moje granice moralności i klasy. Jaka siła sprawia, że jeden człowiek odczuwa nieodpartą chęć uprzykrzenia komuś życia? Kiedy czytam te listy zastanawiam się czy to zwykła zawiść czy wrodzona podłość charakteru. Niektórzy powiedzą, że to chęć zemsty. Ten motyw pojawia się najczęściej w przypadku konfrontacji pracownika z byłym pracodawcą. Takie sytuacje nawet jestem w stanie zrozumieć, zwłaszcza, gdy chodzi i przypadki łamania kodeksu pracy, lub zwykłe wykorzystywanie pracowników (czytaj: permanentne zaleganie z wypłatami, lub brak wypłaty). Ale donoszenie na własną rodzinę wykracza poza moje normy.

Czasami wystarczy mała plotka i już można stracić ciekawy projekt na rzecz padalca, który obsmarował Cię u dyra.

Niektórzy na forach internetowych pochwalają taką postawę: czujnego, świadomego obywatela stojącego na straży porządku (czekam na wprowadzenie patroli moralności). Jak się nad tym głębiej zastanowić, to są przypadki, gdy donosy nie są złe a wręcz przeciwnie mogą stanowić wybawienie. Przykładowo, doniesienie na sąsiada, który notorycznie leje żonę i dzieci, czy na takiego, który znęca się nad zwierzętami.

Donoszenie obserwuję też u siebie w pracy. Jeśli liczysz na awans zawsze możesz spróbować to przyspieszyć podpierdzielając koleżankę lub kolegę. Są przełożeni, którzy lubią mieć swoich zaufanych ludzi w departamencie. Czasami wystarczy mała plotka i już można stracić ciekawy projekt na rzecz padalca, który obsmarował Cię u dyra.

Spieszmy się donosić na ludzi, tak szybko odchodzą

Niektórzy ludzie mają chyba wrodzone donosicielstwo, ponieważ u syna w przedszkolu jest już mała grupka Ananiaszy, którzy lubią biegać do pani na skargę. Czy to właśnie oni będą w przyszłości wypisywać listy o do urzędu skarbowego o przekrętach na Vacie jakie robi ich wuj?

Ciekawe rozwiązanie przyjęto we Francji, w jednym z urzędów. Rozpatrywane są jedynie podpisane donosy, anonimy mówiąc kolokwialnie trafiają do kosza. W przypadku skierowania do kontroli, weryfikacji podlega zarówno ten na którego napisano donos jak i donosiciel. Tym prostym zabiegiem w znaczący sposób ograniczono liczbę listów od życzliwych inaczej.

O czym uprzejmie donoszę.

Wasza (lekko zbulwersowana) Korespondentka z Wydziału Odzyskiwania Zdrowego Rozsądku

Więcej o: