Trzy noce na podłodze - rodzic w szpitalu potrzebny, czy zbędny?
Aleksandra pisała kiedyś o macierzyńskich lękach , o tym że przecież nie ma siły, by uchronić dziecko przed wszystkim - choćby się człowiek nie wiadomo jak starał. Jeden z tych macierzyńskich lęków mi się ziścił w ostatnią niedzielę, gdy właśnie zbieraliśmy się do powrotu z wakacji do domu. Moja dwuletnia córeczka, zwana dla swej drobnej postury Calineczką, wpadła w nieoczekiwany poślizg na podłodze, przywaliła czołem w ścianę, odbiła się i padła na wznak waląc dla odmiany potylicą w posadzkę. Zdarzenie z gatunku nie do przewidzenia (człowiek pilnuje dziecka na schodach na poddasze i przy kąpieli w jeziorze, ale nie na równym odcinku podłogi między kuchnią a łazienką) i nie do zapobieżenia (sugerowano mi już że dziecko powinno chodzić w kasku). Pech chciał że uderzyła się na tyle mocno, że po chwili było jasne: ma wstrząśnienie mózgu i trzeba jechać do szpitala.
"Mama i siostra w szpitalu" - twórczość dziecięca
Jako się rzekło byliśmy jeszcze na wakacjach, więc najpierw prowincjonalny szpital, w którym potraktowano nas bardzo miło (panie pielęgniarki z własnej inicjatywy dały przestraszonej córce maskotkę, którą tuliła potem przez kolejne dni szpitalnej mordęgi) ale odesłano do lepiej wyposażonej pod względem możliwości diagnostycznych placówki w Szczecinie. 70 kilometrów jazdy ambulansem z ledwo przytomnym dzieckiem pozostanie zapewne jednym z moich koszmarów już na zawsze, jednak również nieprzyjemne było dla mnie zderzenie z absurdami szpitalnej rzeczywistości.
Szpital nie wystawia L4 dla rodzica, który chce się opiekować dzieckiem. Bo to nie konieczność, tylko kaprys.
Owszem mogę zostać z córką na oddziale, ale jedyne na co mogę liczyć ze strony szpitala to krzesełko i kawałek podłogi, by sobie na niej rozłożyć karimatę (dobrze, że miał mi ją kto dostarczyć - bądź co bądź byłam w obcym mieście). OK, nie spodziewałam się, że szpital to luksusowy hotel, mogę więc pogodzić się z niewygodą, w końcu jestem tu, by opiekować się moim małym dzieckiem.
Otóż nie, jak dowiaduję się z ust lekarza, który nas przyjmował na oddział. To że zostaję w oddalonym o 600 kilometrów od domu szpitalu z moim dwuletnim, przestraszonym i zdezorientowanym dzieckiem to jest moje WIDZIMISIĘ (słowa pana doktora). Ponieważ szpital zapewnia świetną i fachową opiekę i ja jestem tu tak naprawdę zbędna. W związku z czym szpital nie wystawia L4 dla rodzica, który chce się opiekować dzieckiem. Bo to nie konieczność, tylko kaprys.
Fakt, że na sporym oddziale chirurgii dziecięcej na dyżurze zatrudnione są tylko dwie pielęgniarki, które naprawdę ledwo wyrabiają z czynnościami czysto medycznymi: podłączaniem kroplówek, mierzeniem ciśnienia i temperatury, podawaniem leków, zmienianiem opatrunków itd. najwyraźniej nie ma tu nic do rzeczy. Opieka jest i basta! Mogę iść (a nawet pojechać te 600 kilometrów) do domu i nie przejmować się tym, że moje dziecko będzie przez cały dzień wyło (dostanie jakieś leki uspokajające i przypnie się je pasami do łóżka?) i nikt nie poda mu picia, nie wysadzi na nocnik, nie poczyta książeczki bo kto do cholery miałby to zrobić? Te dwie zziajane i zagonione pielęgniarki? Śmiech na (szpitalnej) sali.
Robią nas w balona?/ fot. Sony Xperia Z
Przez trzy dni na oddziale nie odchodziłam od łóżka córki niemal na krok, cały dzień zajęta zaspokajaniem jej rozmaitych potrzeb i kaprysów. Oczywiście nie wszystko było niezbędne: w końcu można przeżyć nawet jeśli nikt nie czyta ci bajeczki i nie głaszcze po rączce, ale zupełnie nie wiem w imię czego miałabym narażać dwuletnie dziecko na szok i traumę jaką byłoby dla niej rozstanie ze mną w takich groźnych, nowych i niezrozumiałych z jej punktu widzenia okolicznościach. Sam pobyt w szpitalu, nieprzyjemne procedury medyczne były dla niej już wystarczającym obciążeniem.
Szpital stawia mnie przed alternatywą, że albo skorumpuję jakiegoś lekarza, by wystawił mi lewe zwolnienie, albo nie stawię się w pracy.
Twierdzenie, że obecność rodzica u boku tak małego dziecka jest zbędna wydaje mi się nie tylko zimne i nieludzkie ale też całkowicie niepraktyczne - w końcu przejęty i zaangażowany rodzic zdejmuje z barków szpitala całkiem sporo zadań. I to nie tylko tych związanych stricte z opieką, ale też tych związanych z kompetencjami medycznymi - w końcu to ja sprawdzałam czy kroplówka dobrze leci, przytrzymywałam rączkę podczas wkłuwania wenflonu, czy, uczciwszy uszy, zakładałam czopek do tej chudej dupiny mojej Calineczki. A potem mogłam się zrelaksować próbując drzemać na podłodze. Za to zaparzenie sobie kawy czy herbaty w oddziałowej kuchni - zapomnij, zabronione. Bo ponoć kiedyś jakaś matka oblała gorącym napojem dziecko. Aha.
To akurat mogę skwitować wzruszeniem ramion jako przejaw drobnego idiotyzmu, ale fakt, że szpital stawia mnie przed alternatywą, że albo skorumpuję jakiegoś lekarza, by wystawił mi lewe zwolnienie, albo nie stawię się w pracy (wiecie: wakacje - wyczerpałam dni urlopowe) wkurza mnie okrutnie! Rozumiem, że szpital działa w myśl odgórnie narzuconych przepisów, ale oprócz litery prawa istnieje jeszcze coś na kształt zdrowego rozsądku. A jeśli prawo jest durne to może należy je zmienić?
Na koniec jeszcze scena, której byłam świadkiem. Zostawię ją bez komentarza, bo obiecałam sobie, że w tym tekście nie będzie brzydkich wyrazów (no dobrze: był czopek).
Matka dziewczynki z urazem głowy (upadek ze schodów) rozmawia przez telefon, jak wynika z kontekstu rozmowy z rodziną, która ma jej dowieźć do szpitala niezbędne rzeczy.
Lekarz: Proszę nie rozmawiać przez telefon, tylko dzieckiem się zająć.
Matka: Panie doktorze, ale ja nie jestem stąd, muszę sobie wszystko zorganizować.
Lekarz: Nic pani nie musi. Musiała to pani dziecka pilnować, a nie pozwalać by ze schodów spadło.
KURTYNA
Widzisz córeczko, pan doktor kazał oszczędzać/ fot. Sony Xperia Z
-
Cleo od lat nosi doczepy na głowie i mocny makijaż. A jak wygląda bez? Fani: "Boże"
-
Małgorzata Rozenek w najmodniejszych butach sezonu. Kiedyś obciach, dziś hit!
-
Dzień dziecka powinien być każdego dnia. Jak okazywać wsparcie dzieciom na co dzień, nie tylko od święta?MATERIAŁ PROMOCYJNY
-
Do niedawna ten zestaw był kojarzony z szafą babci. Dziś podbija trendy. Anna Kalczyńska już go nosi
-
Sąsiad nie chce ogrodzenia. Czy można postawić płot bez jego zgody?
- Jak przestać obgryzać paznokcie? Pomoże produkt z apteczki
- Znaki zodiaku, które czekają nowe szanse. Los będzie im sprzyjał
- Księżna Kate musiała poddać się testom. Inaczej nie byłaby żoną Williama
- Co widzisz jako pierwsze na tym zdjęciu? Odpowiedź zdradzi, o czym marzysz
- Zakochała się w nim w klasie maturalnej. Od 18 lat są małżeństwem