Co przenoszą kleszcze? Jak diagnozować i leczyć boreliozę - wbrew pozorom to kontrowersyjny temat

Borelioza to temat sezonowy. Zaczyna się mówić o nim wiosną, gdy pojawiają się kleszcze. Byłoby lepiej, gdyby mówiło się więcej o leczeniu boreliozy. Bo to temat nie tylko trudny, ale i kontrowersyjny. Lekarze spierają się między sobą, a cierpią na tym wiadomo - nie kleszcze, a pacjenci.

Borelioza to temat sezonowy. Zaczyna się mówić o nim wiosną. Zazwyczaj nudno i pobieżnie: że pierwszy objaw to rumień, że na Podlasiu jest boreliozowe zagłębie, że trzeba się oglądać po wyjściu z lasu, zwłaszcza w miejscach intymnych, bo te kleszcze sobie upodobały, bla bla bla.

Temat boreliozy jest poważny, więc nie będę silić się na dowcip, ani lekką formę. Dotyczy zbyt wielu ludzi i mnie także. Nie pójdę na piknik na trawie ani do lasu, krzaki omijam jak tylko mogę. Nie będę zbierać grzybów ani jagód. Już zawsze będę się kontrolnie badać, jeśli tylko znów poczuję się źle. A tym, którzy kpią z mojego strachu przed kleszczami, z głębi serca życzę, żeby zachorowali na boreliozę. Tak jak ja. Bardzo chciałabym także, żeby pewnego dnia stanęli przed wyborem, jak się leczyć i komu zaufać. Owszem, wiem, że to niskie i moralnie naganne, ale nie pretenduję do miana świętej.

Krzaki? Nie, dziękuję. I wcale nie dlatego, że jestem przyzwoita. Krzaki? Nie, dziękuję. I wcale nie dlatego, że jestem przyzwoita.  Krzaki? Nie, dziękuję. I wcale nie dlatego, że jestem przyzwoita. Krzaki? Nie, dziękuję. I wcale nie dlatego, że jestem przyzwoita.

Czy ta historia cię w ogóle dotyczy? Oto objawy boreliozy

Największymi farciarzami są ci, którzy po pierwsze zauważyli, że ugryzł ich kleszcz, a po drugie wystąpił u nich rumień. Mają najłatwiej - piszę to z pełną świadomością - bo pojawienie się rumienia to znak, że jest się zakażonym. I nie trzeba nawet bawić się w testy Elisa czy Western-Blot (ewentualnie występujący pod nazwą Immunoblot), tylko można od razu rozpocząć leczenie. Im szybciej się zacznie, tym krócej będzie ono trwało. Trzy tygodnie na antybiotykach są do przeżycia.

Gorzej mają ci, których kleszcz ugryzł, ale rumień nie wystąpił. Bzdurą jest bowiem twierdzenie, że brak rumienia oznacza brak choroby. Takie mity, powielanie czasem przez media, są niebezpieczne. Mogą doprowadzić do bagatelizowania swojego stanu zdrowia i rozwinięcia się poważnych powikłań po boreliozie.

Jakie są fakty? Rumień występuje po około tygodniu lub nawet trzech, JEDYNIE u około 40% pokąsanych przez kleszcze osób. Szacunki są różne, uzależnione od źródeł, ale pewne jest to, że nie u wszystkich chorujących wystąpi rumień. Spora część machnie ręką - mówiąc, że co cię nie zabije, to wzmocni - i potem będzie się leczyć latami na tryliard boreliozopochodnych dolegliwości. Oczywiście, że nie wszyscy, których ugryzł kleszcz zachorują. Z danych przekazanych mi przez eksperta od boreliozy, dr Piotra Kurkiewicza wynika, że 10% populacji kleszczy przenosi boreliozę. Możesz zostać ugryziona przez kleszcza i nie mieć z tego powodu żadnych niemiłych konsekwencji. Pytanie, czy aby na pewno jesteś życiową szczęściarą?

Największymi przegranymi w historii z boreliozą są jednak ci, których kleszcz ugryzł kiedyś tam, milion lat temu, zrobił swoje, opił się krwią i odpadł, znikając z klasą po angielsku. Objawy boreliozy są tak niecharakterystyczne, że zazwyczaj myli się ją między innymi z: hipochondrią, depresją, reumatoidalnym zapaleniem stawów, grypą, alergią czy stwardnieniem rozsianym .

Leczenie w takich przypadkach zaczyna się późno. Zazwyczaj w momencie, kiedy choroba jest już imponująco rozwinięta i zdążyła "podbić" wiele organów wewnętrznych. A to oznacza, że proces dochodzenia do zdrowia jest nie tylko dłuższy, trudniejszy, ale i droższy. Oczywiście leczenie zamiast kilku tygodni antybiotykoterapii, trwa kilka miesięcy a w niektórych, wcale nierzadkich przypadkach, nawet kilka lat. I to jest początek mojej historii.

Stwardnienie rozsiane czy borelioza?

Do lekarzy chodziłam regularnie od skończenia 30. roku życia. Nie towarzysko, tylko stale coś mi dolegało. Najpierw przygniotło mnie ogromne zmęczenie, nieustające. Reakcja lekarzy? Proszę pomyśleć o hobby innym niż NFZ!

Potem dołączyły do tego bóle w stawach, emigracja włosów, drętwienie karku i rąk. Lekarze przede mną rozkładali ręce, ale za moimi plecami pukali się w czoło.

I przyszedł dzień, w którym przestałam widzieć na jedno oko. Ot tak, obudziłam się i widzę, że coś jakby świat jest inny. Sytuacja wydała mi się tak absurdalna, że dzwoniąc do pracy, powiedziałam, że będę pewnie następnego dnia, bo to musi być jakaś pomyłka. Pojechałam na ostry dyżur okulistyczny. Odwiedziłam kilka szpitali, bo w większości mówili mi, że to samo przejdzie. Gdy zrezygnowana dotarłam do szpitala przy ulicy Sierakowskiego 13, w którym oddział okulistyczny prowadzi profesor Szaflik, natychmiast wylądowałam na oddziale. Diagnoza - pozagałkowe zapalenie nerwu wzrokowego. Leczenie - solumedrol - steryd - w kroplówce. Przyczyna? Nieznana. Podejrzeń było jednak sporo. Jedno lepsze od drugiego. Guz mózgu? Tę diagnozę obalił wynik tomografii. Stwardnienie rozsiane? To potwierdzał wynik rezonansu, bo widoczne były liczne zmiany w mózgu. Poza tym pozagałkowe zapalenie nerwu wzrokowego często bywa pierwszym objawem tej choroby. Po wyjściu ze szpitala rozpoczęło się zatem tournee po neurologach.

Jeden z nich - dr Palasik - oglądając zdjęcia z rezonansu głowy, zadał mi pytanie, czy choruję na boreliozę. Oczywiście, zbagatelizowałam to podejrzenie, bo niby dlaczego miałabym chorować? Kleszcza nie widziałam nigdy na oczy. Ale gdy do głosu dra Palasika dołączył kolejny neurolog, zrobiłam test Elisa. Wynik diablo pozytywny. Po potwierdzeniu go przez test Western Blot oraz tzw. panel dra Streckera, jak każdy szanujący się polski obywatel udałam się na wizytę do dra Googla. I rozpętało się piekło. Wpadłam w środek zimnej wojny między "zakaźnikami", którzy polecają metodę "poświęconą" przez NFZ i przez lekarzy, którzy skuteczność tego leczenia podważają.

Jak leczyć boreliozę?

W Polsce współistnieją dwie "szkoły" leczenia boreliozy. Ta bardziej oficjalna zakłada, że jest to infekcja bakteryjna i wystarczy przez kilka tygodni (od 3 do 6) brać antybiotyk. I już. Ta terapia jest refundowana przez NFZ. Tyle że ze śledztwa jakie przeprowadziłam wśród osób chorujących na boreliozę, wynikało, że nie jest to najlepsze wyjście. Bo to, co sprawdza się przy świeżym zakażeniu, kiedy borelioza nie rozprzestrzeniła się po organizmie, nie jest skuteczne w przypadku boreliozy, która trwa od lat. W zaawansowanych przypadkach choroby, po kilku tygodniach lub miesiącach leczenia, objawy wracają. Wtedy nazywa się je już syndromem poboreliozowym.

Wybrałam inne rozwiązanie. Polecone mi przez tych, którzy walki z boreliozą, według zasad określonych przez NFZ, mieli serdecznie dość.


Najpierw wylecz koinfekcje, potem boreliozę

Najpierw wylecz koinfekcje, potem boreliozę   Najpierw wylecz koinfekcje, potem boreliozę Najpierw wylecz koinfekcje, potem boreliozę

Według lekarzy stowarzyszonych w ILADS boreliozę należy leczyć przewlekle i przy użyciu co najmniej dwóch antybiotyków . Oczywiście uprzednio określając (przy pomocy testów na koinfekcje), co prócz boreliozy kleszcz nam sprezentował. Tak, tak, bo borelioza nie jest jedyną bakterią, którą otrzymujemy w prezencie. Kleszcz obdarza nas ponad 20 innymi bateriami, na szczęście większość chorób przez nie wywołanych nich, leczy się tymi samymi antybiotykami. Wyjątek to babeszjoza i bartonella. Rozpoczynając leczenie - najlepiej zacząć od wyleczenia koinfekcji.

Do tego lekarze z ILADS zalecają jednoczesne przyjmowanie dwóch typów antybiotyków. Dlaczego? Bakteria wywołująca boreliozę, zwana krętkiem boreliozy ma tzw. postać L czyli prowirusa, który szybko wytwarza wokół siebie otoczkę - pęcherzyk. Dlatego jeden z antybiotyków (najczęściej tinidazol) ma służyć do rozbijania tych cyst. Cysty rozbija też metronidazol. Są przypuszczenia, że takie działanie ma również rifampicyna. Drugi antybiotyk atakuje już samą bakterię. Taki duet zmniejsza zagrożenie, że w organizmie pozostanie wiele bakterii. Ile trwa leczenie? Według zaleceń lekarzy - co najmniej kilka miesięcy, i 3 miesiące po ustąpieniu objawów. Ponieważ ta terapia jest wyczerpująca, w trakcie należy co 3 tygodnie wykonywać kontrolne badania krwi, czy nie doszło do uszkodzeń np. nerek. Niezbędne jest także przestrzeganie restrykcyjnej diety i przyjmowanie suplementów diety oraz probiotyków.

Metoda, która została zaakceptowana przez zakaźników jest oczywiście refundowana. Metoda druga, ta którą wybrałam ja - oczywiście, nie. A szkoda, bo trwa znacznie dłużej i jest droższa. Leczenie boreliozy kosztowało mnie kilka tysięcy. Po roku przyjmowania antybiotyków boreliozę mam zaleczoną. Oczywiście, nie mam złudzeń, jeśli dopuszczę do załamania odporności, niedobitki bakterii mogą znów zaatakować. Ale są też sporo szanse, że tak się nie stanie. Dłuższe leczenie oznacza większe szanse na wyleczenie.

Jeśli chorujecie lub chorowaliście, takiego wyniku Wam życzęJeśli chorujecie lub chorowaliście, takiego wyniku Wam życzę Jeśli chorujecie lub chorowaliście, takiego wyniku Wam życzę Jeśli chorujecie lub chorowaliście, takiego wyniku Wam życzę

I tutaj puenta. Dlaczego NFZ tak dzielnie broni dostępu do refundowanych leków tym, którzy z boreliozą walczą od lat i ciągle przegrywają? Wiem, oczywiście, że tak długa i silna terapia nie jest dla każdego. Wiem, że każdy przypadek jest inny. Nie wiem jednak dlaczego pacjent nie ma wyboru. Zwłaszcza jeśli nie chce ponosić wysokich kosztów leczenia.

* Dziękuję dr Piotrowi Kurkiewiczowi za wiedzę o boreliozie i nie tylko.

Zobacz wideo
Więcej o: