Przyznam się więc na starcie - podryw w knajpie uważam za skazany na niepowodzenie z definicji i w 99% przypadków. Spieszę wyjaśnić - dlaczego.
Kobieta, która przychodzi do lokalu - przychodzi tam w konkretnym celu. Najczęściej - aby spotkać się z koleżanką/znajomymi, wreszcie - z mężczyzną. Czasem przychodzi sama, aby mężczyznę poznać/poderwać. Mam wrażenie jednak, że zdarza się to bardzo rzadko (wiem, żyję pod kloszem). W przypadku, kiedy kobieta istotnie przychodzi na podryw - większość działań zaczepnych ze strony panów jest z góry skazana na powodzenie i nie ma o czym mówić. Natomiast, kiedy przychodzi towarzysko... no cóż. Obawiam się, że gros zaczepiających otrzyma łatkę "natręt", a co najmniej "przeszkadza".
Chyba, że zaczepiasz mnie i jesteś Alanem Rickmanem Chyba, że zaczepiasz mnie i jesteś Alanem Rickmanem
Chyba, że zaczepiasz mnie i jesteś Alanem Rickmanem
Moja konstruktywna (adekwatnie do problemu) rada jest taka: spodobała się? Bardzo? Podszedłeś, podsłuchałeś, oszalałeś, jesteś żywo zainteresowany i czujesz, że warto? Osacz, namierz, dopadnij w innym miejscu, czasie i środowisku.
Wiem, brzmi jak wstęp do poradnika dla Początkującego Psychopatycznego Stalkera. Nie mam jednakże na myśli śledzenia upatrzonej w celach zbrodniczych i mrocznych, mam nadzieję, że to jasne.
Po prostu zidentyfikuj pannę, nie wiem jak, postaraj się, ponoć ci zależy. Zdobądź jej nazwisko, dowiedz się, gdzie pracuje, mieszka, poszukaj wspólnych znajomych, pamiętajmy o zasadzie siedmiu uścisków ręki. Znajdź ją na FB. Jakiś sposób być musi.
Zdobywszy informacje - informacja to potęga, zawsze powtarzam - zacznij działać. Wpadnij na nią pod jej domem, w spożywczaku, ostatecznie - pod śmietnikiem, grzecznie podaj upuszczoną z wrażenia na Twój widok torebusię (albo worek ze śmieciami, nie, zaraz, worek wyrzuć za nią od razu) i rozpocznij nacechowaną lekkim dowcipem, lotną inteligencją i nieodpartym czarem konwersację. Na pewno dysponujesz tymi wszystkimi cechami, jeżeli nie - umiejętnie kłam. To chyba potrafisz?
Grubo. Lecz czasem skutecznie. Grubo. Lecz czasem skutecznie.
Grubo. Lecz czasem skutecznie.
Wiesz, gdzie pracuje? Brawo, spisałeś się. Nie, nie, nie, nie stawaj pod jej pracą, z głodnym wyrazem twarzy i kroplami potu nad górną wargą, desperacja nie jest interesująca. Wyślij damie kwiaty do roboty. To wcale nie kosztuje tyle, ile myślisz. Nie musisz wysyłać cebra, może być bukiet. Co tam, możesz zostawić w recepcji różę z intrygującym bilecikiem. Byle nie farbowaną, nie niebieską i nie czarną. Chyba, że wybranka ma szesnaście lat, w tym wypadku zostaw kompromitującą roślinę u pani woźnej/ochroniarza w liceum. Myk z wysyłaniem kwiatów jest o tyle doskonały, że zaintrygujesz pannę i jednocześnie pozwolisz jej na przeżycie dreszczyku satysfakcji wobec zazdrości i frustracji koleżanek, którym tego dnia wysłano tylko służbowe maile. Możesz też wysłać butelkę wina. Nie wysyłaj misia, powtarzam - NIE MISIA.
Publisia bywa pożyteczna. Publisia bywa pożyteczna.
Publisia bywa pożyteczna.
Widzisz, ona już Cię lubi. Już myśli ciepło, już zapunktowałeś. Już zamyśla się, rumieni i jest cholernie ciekawa, kim jesteś. Jeżeli nie - niech zjem mój kapelusz (nie mam kapelusza, czy mogę zjeść w zamian numer Naszego Dziennika? To będzie równie straszne). We właściwym, wybranym przez Ciebie miejscu i czasie (kontrola, zawsze kontrolujesz sytuacje, kto trzyma pilota do telewizora, cugle, smycz, kierownicę - ten ma przewagę) zaprezentujesz jej swoją osobę. Wiesz, co robić dalej, prawda? Jesteś przecież bystrym facetem. Nie muszę pisać drugiej części tego tekstu, jestem przekonana. Widzę Was, Ciebie i ją, jak ręka w rękę odchodzicie w zachód słońca, ku trwałemu związkowi, albo satysfakcjonującemu, choć przelotnemu romansikowi. Dobra robota, mój drogi.
Długo, krótko - szczęśliwie.