Może to inauguracja sezonu grzewczego wpędza mnie w taki nastrój, chyba najtrafniej ujął to Łona , on zwykle ujmuje za samo sedno:
Melancholia jesienna ma swoje jaśniejsze strony, dla mnie taką stroną są Emmy Awards . Noo, kochani jurorzy, popłynęliście w tym roku, papierową łódką przez wodospad Niagara. Zmilczę więc zwycięzców i nagrodzonych, w końcu i tak chodzi o to, że Lena Dunham przyszła ubrana w kołdrę od Prady i miała przerażoną buzie, co starannie ukrywała , Claire Danes, czołowa wariatka seriali prezentowała wydekoltowane chude plecy z przodu i z tyłu (zestawienie jej zdjęć z fotkami Sophii Vergary to zwykłe okrucieństwo) a już najbardziej liczy się kto co powiedział i dlaczego. W tym roku mam dwa faworytne przemówienia, usłyszcie i Wy, co oni powiedzieli.
Wiem, płasko, chamsko i uwłaczająco. Uwielbiam. I znam niewielu rodziców, których nie rozśmieszyło to:
Nawiasem - też nie rozumiecie, jak " Girls " mogą być nominowane w kategorii komedii? Dobrze, już się zamykam, już.
Zdominował mnie ten temat (mmm, miau, mru), nic nie poradzę. W tym tygodniu prawie całe dobre pochodzi z seriali. Coś Wam powiem. Bo widzicie, kocham się w Jessem Pinkmanie. Kocham się w nim, choć nienawidzę aroganckich gówniarzy ze świeżym zarostem, żuli, świrów i nieodpowiedzialnych typów. Kocham się w nim okropnie i chciałabym, żeby mówił do mnie joł bicz . Żeby w ogóle mówił do mnie często. Niech mówi do mnie każdym z tych 50 slajdów . Och, Jesse.
Jesse Pinkman Jesse Pinkman
Jesse Pinkman
Już kończę z serialami, już za momencik, ale tak Was lubię, że muszę się z Wami podzielić. Bo w " House of Cards " też mówią . Choć osobiście dorzuciłabym do tego zestawienia jeszcze kilka smaczków. Tak, żeby z dziesięciu zrobiła się setka. Czasem bez setki ani rusz.
Żeby ostatecznie zamknąć kwestię seriali - wyznam, co jest dla mnie w małżeństwie najtrudniejsze. Otóż to:
Trudna wiernośTrudna wierność. Trudna wierność.
Trudna wierność.
Macie tak?
Czekajcie, pozwólcie, że zmienię całkowicie nastrój. Jak z sauny w przerębel. Ile można biegać po parku, to nudne i mało wytworne. Nasze babcie miały swoje niezawodne sposoby, trzeba tylko pozyskać pyjamę z surowego jedwabiu i schody. Fantastyka z lamusa donosi:
Pyjama i jechane na czterech. Pyjama i jechane na czterech.
Pyjama i jechane na czterech.
Niezwłocznie przystąpię do ćwiczeń. Myślę, że szkoleniowy filmik pójdzie za miliony monet. Bo wiecie, ta pyjama.
A mus mi mieć te miliony monet, przyda się na kurację, kiedy moje dzieci mnie wykończą. Bo wiecie, tak sobie czasem z maleństwami rozmawiamy . Yo, bitch.
Sławomir Koper mówi:
I to jest bardzo dobry moment, żebym Was zapytała - lubicie książki Sławomira Kopra? Bo ja bardzo polecam. Wielbicielom klimatu - szczególnie, pozostałym - ogólnie. Jakiego klimatu? O, takiego, zdjęcie mówi samo za siebie.
Sławomir Koper, same dobre rzeczy. Sławomir Koper, same dobre rzeczy.
Sławomir Koper, same dobre rzeczy.
Nie, nie wytrzymam, ugotuję się bez polityki. Ale opakuję ją ładnie w zainteresowanie literaturą, może być? Złamana obietnica pozostanie złamana, ale może będzie inaczej wyglądała, a liczy się wygląd, wiadomo. Bardzo lubię Janusza Głowackiego, jego inteligentny cynizm, szarżowanie, jego jazdę po bandzie na granicy bucerki, ale nigdy poza tą granicą. Za wszystkie smaczne historie, jak wiadomo jestem nieuleczalną story whore. I powiem Wam, że kiedy Głowackiego czyta Piotr Fronczewski to jest jeszcze lepiej. Choć przyznam, że są fragmenty, przy których zwijam się wpół, bynajmniej nie ze śmiechu, autentycznie boli, kiedy Fronczewski słowami Głowackiego mówi:
I z tą myślą Was i siebie zostawiam. Do następnego.