Znam człowieka: Tyrmand, syn Leopolda. Fajny gość.
Tyrmand Tyrmand
Mniej-więcej miesiąc temu dostałam informację ze Znaku o planowanej publikacji książki "Jestem Tyrmand, syn Leopolda". Informację z fragmentami książki:
"Nazywam się Matthew Tyrmand. Lubię swoje nazwisko. Lubię być synem Leopolda, choć właściwie nigdy nie miałem ojca. Żyję w dwóch światach, które dzieli ocean. W Ameryce włóczę się po Brooklynie i zarabiam na Wall Street. W Polsce kocham kobiety i piję wściekłe psy.
Ojciec przekazał mi w genach niezgodę na głupie ideologie i skłonność do gadulstwa. Uwielbienie dla pięknych blondynek i chęć koloryzowania własnej historii. Nie zdążył jednak przekazać swojej ojcowskiej miłości. Niedawno założyłem profil na Facebooku i natychmiast zasypały mnie wiadomości: "Rany boskie! Matthew Tyrmand - Leopold, tylko bez okularów". Przestałem być synem bez ojca.
Wiem o jego barwnych skarpetkach i miłości do jazzu. Namiętnie, choć na razie tylko po angielsku, czytuję "Złego". Ponieważ sam nie potrafiłem tego zrobić, Google przetłumaczył moje podanie o polski paszport. Teraz mogę szukać taty także w Polsce. Jesteśmy do siebie podobni. Jestem Tyrmand, syn Leopolda.
Zeszłej zimy na peronie Dworca Centralnego w Warszawie na oko 20-letni chłopak, z gitarą na plecach, czytał "Złego" .
- Podoba ci się? - zapytałem.
- Ta książka zmieniła moje życie - rzucił z powagą.
- Napisał ją mój ojciec.
( ) Poczułem się jak potomek gwiazdy rocka. Tyle, że ten dwudziestolatek wiedział więcej o moim ojcu niż ja..."
Tyrmand Tyrmand
Już wiedziałam, że chcę przeczytać, choć obawiałam się rozczarowania. Wiecie, jak to jest z biografiami pisanymi przez członków rodziny - bywają mało prawdziwe, a bardzo ckliwie, bywają praniem brudów. W tym przypadku mogło to być wielkie bicie piany i próba zarobienia na znanym nazwisku. Na szczęście - nic z tych rzeczy. Czyta się świetnie, ja pochłonęłam podczas ośmiogodzinnego lotu do Stanów. Wielbiciele Leopolda Tyrmanda powinni jednak wiedzieć jedno: to nie jest książka o Tyrmandzie seniorze, jeden z rozdziałów jest nawet zatytułowany "Papa? Nie znałem człowieka", Matthew nie kryje się z tym, że o ojcu wiedział niewiele. Jest to książka o szukaniu siebie, swoich korzeni, dzieciństwie na Brooklynie i odkrywaniu (niejednokrotnie z przerażeniem) w sobie cech faceta, którego się nie znało. A Matthew Tyrmand na szczęście jest typem ciekawym, który swoje w życiu przeszedł, w tym "najdłuższą w życiu drogę" - z Brooklynu na Manhattan.
Tyrmand junior przyjechał do Polski promować książkę, skorzystałam więc oczywiście z okazji, żeby spotkać sie i porozmawiać. Choćby dla możliwości wrzucenia na fejsa jakiegoś statusu typu "ja i mój ziom TYRMAND" (adnotacja dla mało lotnych: ŻARCIK).
Czy to dziwne uczucie znaleźć się w cieniu sławnego ojca dopiero jako 33-latek?
32-latek! Nie musisz dodawać mi lat! Ale odpowiadając na pytanie: tak. Kiedy pierwszy raz przyjechałem do Polski poszukiwałem nie tylko przeżyć romantycznych - bo tych szukam zawsze! - była to podróż śladami ojca. IMKA, aleje Jerozolimskie, plac Trzech Krzyży, ale tez łażenie bez celu po mieście i uczenie się jego historii. Poszedłem do Muzeum Powstania Warszawskiego. Wiedziałem, że Powstanie miało miejsce ale niewiele więcej. Możliwość zobaczenia wstrząsającej i osobistej historii z tak bliska było niezwykle silnym doświadczeniem.
Co czułeś przyjeżdżając tu po raz pierwszy?
Czułem więź z tym miejscem tak silną, że dla mnie samego była zaskoczeniem. Poczułem to jeszcze zanim postawiłem stopę na polskiej ziemi, gdy samolot wylądował i zmierzał w stronę terminalu. Spojrzałem na ołowiane niebo, podobne do tego, które znałem z Chicago, gdzie przeżyłem najszczęśliwsze lata zycia i poczułem że jestem u siebie. Świadomość, że to ojczyzna mojego ojca, że w końcu mogę tu być! Niezwykłe uczucie, miałem gęsią skórkę.
I co dalej?
Pierwsze kilka razy dużo jeździłem po kraju, zupełnie prywatnie. Nie brałem udziału w żadnych spotkaniach poświęconych ojcu, czasami rozmawiałem o nim z ludźmi przypadkowymi - poznanymi na przykład w barze. To były fantastyczne rozmowy, ale nic, co by można nazwać debatą o wielkim twórcy. Wtedy dość dobrze poznałem Polskę. Robiłem, co chciałem, zwiedziłem Wrocław, Gdańsk, Sopot, Gdynię, Kraków, Auschwitz, Łódź, Warszawę wzdłuż i wszerz, mogłem poczuć, jak to jest żyć w dzisiejszej Polsce, nie tylko udzielać wywiadów o spuściźnie mojego ojca i jej wpływie na mnie. Oczywiście, to tez jest bardzo ważne i uwielbiam to robić, ale możliwość pożycia przez chwilę w jego mieście życiem szarego człowieka była dla mnie niezwykle cenna.
To ciekawe także z tego względu, że - jak sam mówisz - nie masz wielu wspomnień związanych z ojcem. Miałeś cztery lata kiedy umarł. Twoja opowieść, to opowieść o życiu i dorastaniu bez niego.
Tak, to bez wątpienia ukształtowało mnie jako człowieka. On wpłynął na mnie poprzez swoją twórczość, ale raczej w wymiarze intelektualnym. Mogłem czytać o jego przekonaniach, ale nie wiem jakim był człowiekiem. Na poziomie prywatnym po prostu nie miałem ojca. Byłem od dziecka niezależny, co bez wątpienia zostało mi także przekazane w genach. Mam po nim wiele cech charakteru, co zazwyczaj wytyka mi mama, szczególnie, kiedy się kłócimy... "Zupełnie jak twój ojciec!" - setki razy to słyszałem i zazwyczaj nie był to komplement. "Tak samo uparty!" Mama miała ze mną nie lada problem, nie byłem łatwym do kontrolowania, grzecznym dzieckiem.
Czy masz jakieś plany związane ze spuścizną ojca? Założysz fundację jego imienia?
Rozmawiałem z kilkoma osobami na temat możliwości założenia fundacji czy ustanowienia nagrody literackiej jego imienia. Może dla polskich pisarzy na emigracji, krytycznych, wrażliwych społecznie, zaangażowanych politycznie, czy filozofów? Pomysł jeszcze nie jest w pełni skrystalizowany. Ja sam chciałbym bardziej zaangażować się w życie społeczne Warszawy, jeżeli tylko ktokolwiek mnie zechce i będzie zainteresowany tym, co mam do powiedzenia. Mogę nieść kaganek zapalony przez Leopolda Tyrmanda, któremu zawsze w gruncie rzeczy chodziło o jedno - wolność. Chciałbym też otworzyć restaurację, mam już inwestora i wierzę, że Polska to wspaniały kraj do inwestycji. Obawiam się tylko trochę tego, co stanie się po reformie OFE, ale poczekamy-zobaczymy. Myślałem też o produkcji "Tyrmandówki". Tata był strasznie dumny ze swoich nalewek i uwielbiał je robić, choć mama uznawała je za kompletnie nienadające się do picia. Więc może to jest coś, co mógłbym robić? Dawać ludziom trunek, który piliby z radością.
Ciekawych całego wywiadu z Matthew Tyrmandem zapraszam do Polsat News - dziś po 10.00.
-
Cleo bez makijażu i doczepianych włosów. Jak wygląda? Fani: Zdecydowanie ładniejsza
-
Ekologiczny oprysk na cebulę? Zrobisz go na dwa sposoby
-
Czego pragnie ośmiolatek w Dniu Dziecka? "Mamo, popatrz na mnie" SPONSOR: TOYOTA
-
Do niedawna znienawidzone i obciachowe. Dziś te sandały to hit. Spójrzcie na Rozenek
-
"Dawid Podsiadło powiedział, że stanie w kolejce po mój autograf". O pani Monice mówi cała Warszawa
- "Mąż chce, żebym zmieniała ręczniki dwa razy w tygodniu i prasowała skarpetki"
- Dlaczego swędzi skóra głowy? Zrób jedną rzecz, by poczuć poprawę
- Wielka okazja w Pepco! Jeansowe szorty za 40 zł. Połączysz je ze wszystkim. Modowe okazje także w Lidlu i House
- Afera na pierwszej komunii. Matka skarbniczka zniknęła z pieniędzmi
- Kiedy wiązać czosnek? Sekret dorodnych główek tkwi w jednej rzeczy