Jak ciocia z kanapy, czyli o celebrytach. Przypadek Przezabawnej Patty

Amerykanie mają takie piękne określenie: white trash, na polski, choćby w "Przeminęło z wiatrem", tłumaczone jako: biała nędza. Tłumaczenie wydaje mi się nie do końca trafne, bo sugeruje iż jest to status materialny, a nie stan umysłu. Więc może zwyczajnie: hołota?

Naprawdę, bez krokodylich łez, przecież mieliśmy już takie objawienia, choćby niezapomniana Jola Rutowicz, która doszła aż do pułapu, na którym wywiad z nią przeprowadzał Piotr Najsztub (mnie osobiście kojarzący się ze znacznie bardziej intelektualnymi rozrywkami). Historia milczy, do jakiego pułapu (stuporu) doszedł po wywiadzie pan Najsztub, choć miałam wrażenie, że łatwo mu nie było, nic dziwnego.

Ale jednak, ale mimo wszystko, dużo już widziałam i słyszałam, niemniej - trwam w katatonii, całkiem jak ta kura z kreską narysowaną przed dziobem. I już mniejsza o to, że Celebrytka Patty wystąpiła w TVN,  kiepsko śpiewając straszny tekst do płaskiej melodii, w czym wspierały ją dwie, bardzo ładne, bardzo skąpo (SKANDAL!!!) ubrane dziewczęta, udające że grają - jedna na gitarze, druga na klawiszach (najbardziej śmieszy mnie to udawanie, ale ok, każdy ma swoje środki artystycznego wyrazu). Kompletnie mnie nie rusza, że telewizja komercyjna puściła żenujący występ jakiejś panienki - wielkie rzeczy, pośmialiśmy się w internetach zbiorowo i doskonale, dzisiejsze gazety jutro wyścielą kosze na śmieci, wiadomo.

 

Ale oj, aj waj, oy gevalt - na tym się nie skończyło. Klip z eee... z braku lepszego słowa... z występem Patty opublikowała na swoim FB inna początkująca wokalistka - Aleksandra Jabłonka. Domyślam się, że jako konkurencja - nie złożyła koleżance wyrazów uznania i wsparcia na dalszej ścieżce kariery.  W podzięce Patty wystosowała do Aleksandry kilka ciepłych słow.

Popędliwa PattyPopędliwa Patty  Popędliwa Patty Popędliwa Patty

Nooo, przyznam, że zwariowałam. Przepalona trwała zjeżyła mi się na głowie, tyłek w kraciastej, wypchanej spódnicy sam opadł na pluszową kanapę, przykrytą szydełkową serwetą. Wszystkie moje wewnętrzne panie Dulskie, oburzone ciotki-klotki, starsze nietolerancyjne babsztyle z poprzedniej epoki i wannabe hrabiny rzekły jednym głosem, lodowato i z obrzydzeniem:  A CÓŻ TO NAM MŁODA DAMA TU NAPISAŁA, PROSZĘ?

Dziwię się sobie, że się dziwię. Ale że niby co, że rynsztok i poziom przedwojennego magla? Że niby co, aspirująca do SZCZYTÓW celebrytka powinna pilnować, co klepią jej śliczne paluszki i delikatne usteczka? Że niby co, panienki z dobrych domów tak się nie zachowują?

Hahahahahahahhahaha. Ha.

- Słuchaj, czy ona nie ma agenta, biedne dziecko? Nie wiem, żeby trzymał ją na smyczy i w kagańcu? Kto ją wypuścił luzem? - rzekłam ze zgrozą do P.

- Ale ty jesteś naiwna - odpowiedział pobłażliwie człowiek, za którego wyszłam - Gdybym ja był jej agentem - kazałbym jej robić taką oborę codziennie. I możliwie głośno.

I wiecie co? Ten mądry, otrzaskany z mediami osobnik ma oczywiście sto procent racji. W końcu sama o Patty napisałam. Nie myląc pseudonimu i linkując do "występu". Jestem dziwnie spokojna, że takich zniesmaczonych do mdłości starszych pań znajdzie się mnóstwo. Dobra robota, Patty, dziewczyno. Tylko tak dalej. Sława nadchodzi.

I wiem, że red. Połajewska już to wrzuciła , ale jedyne, co mi w tej chwili pozostaje, to nepalska koza. Pozdrawiam z kanapy.

Niezwłocznie.Niezwłocznie. Niezwłocznie. Niezwłocznie.

Więcej o: