Mroczne klimaty prowokują do tego, żeby usiąść w samotności na kanapie i poddać się lekkiej depresji. W tym roku nerwy i irytację należało zrzucić na halny, jak już wspomniała Aleksandra, emocje potrzebowały zatem skutecznego wyciszenia. A nic nie działa lepiej, niż odpowiednia muzyka. I tak przy okazji Halloween, akcji Znicz i utyskiwania na korki przy cmentarzach, rozmowy zeszły w końcu na relaks, czyli klimatyczne piosenki o śmierci, trudach życia i ogólnej apatii. Piosenki depresyjne, piosenki do pochlastania się czerstwym rogalem i generalnie takie, że człowiek ma ochotę tylko usiąść i beczeć. Nie ma bowiem życia (ani doła) bez muzyki. Czego zatem słuchać, aby się listopadowo podołować?
No music, no life No music, no life
Jako osoba niezwykle pogodna (tak, gradobicie to też pogoda!) mam co prawda swoje typy, ale ponieważ często zdradzacie swoją chęć bliższego zaznajomienia się z gustem moich redakcyjnych koleżanek - zaczęłam od odpytania właśnie ich. No to startujemy z ponurą playlistą.
LORCA IS DEAD
W pierwszym odruchu Kasia wymieniła nieśmiertelne (hm) "Come as you are" Nirvany , potem fantastyczne "The Infanta" The Decemberists , a potem przypomniała o piosence opowiadającej dramatyczną historyjkę o pewnym wypadku motocyklowym - "Leader of the pack" zespołu The Shangri-Las . Jednak wyznała, że łzę roni także przy tym znakomitym utworze, w którym wspominany jest jej ukochany poeta - Gabriel Garcia Lorca. Deprecha w najlepszym brytyjskim wydaniu. Utwór pochodzi oczywiście z płyty "London Calling".
VANITAS VANITATUM ET OMNIA VANITAS
Dominika była tym razem dość powściągliwa - wybrała tylko dwa utwory, które w dodatku fantastycznie się różnią. Pierwszy, bardziej osobisty w odbiorze, to "Vanitas" Hey , z płyty "Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!" .
Drugi jest już mniej emocjonalny, za to mroczny, depresyjny i porywający. Jak to zimna furia...
PANNA MARKOTNA
Miss Olgu, zazwyczaj żywe srebro, wybrała trzy utwory, a choć nie mogłyby się od siebie różnić bardziej, układają się w całość, która każe natychmiast sięgnąć po koc, zawinąć się w kokon i zasłuchać. I od razu zmienić się w rzymską fontannę, bo utwór Zbigniewa Preisnera skomponowany do "Requiem dla snu" uderza we wszystkie czułe struny.
Potem klasyk, który może przebić chyba tylko "Ta ostatnia niedziela" , czyli łzawe, ckliwe i urocze "Gloomy Sunday" niezrównanej Billie Holiday .
A na koniec coś, czego nie znałam, ale dzięki Miss Olgu przesłuchałam całą debiutancką płytę. Nie bez kozery ktoś, kto wrzucał ten utwór na YouTube, nie opatrzył go właściwym tytułem - "Odyssey" , a prostym "Smutna piosenka o śmierci" . Gdyby ktoś miał wątpliwości - oczywiście nagrali to sentymentalni wyspiarze, a dokładnie - zespół Creation's Tears . Płyta, z której pochodzi utwór, opatrzona jest wymownym tytułem "Methods to end it all" .
FILMOWO, Z NUTKĄ ŻYCIOWEJ MĄDROŚCI
Aleksandra żyje filmowymi skojarzeniami, a wszyscy wielbiciele "Love Actually" zapewne przyklasną jej wyborowi - piosence Bay City Rollers "Bye Bye Baby" . Kto nie ryczał przy tej scenie, ten powinien to natychmiast nadrobić.
Aleksandrę wzrusza także utwór ze ścieżki dźwiękowej do filmu "Atlas Chmur" - nie, nie mylicie się - ten właśnie z napisów końcowych .
Ale żeby nie było tak do końca dołująco, trzeba znaleźć receptę na ostateczne dobicie się - bo jak się nie dobijesz, to się nie odbijesz. Receptą Aleksandry jest wysłuchanie tego właśnie utworu Aimee Mann . Na mnie chyba działa.
DO POCHLASTANIA SIĘ - TYLKO SINEAD
Gosia twierdzi, że nie ma lepszych utworów, które mogłyby towarzyszyć makabrycznemu używaniu brzytwy, niż te z repertuaru Sinead O'Connor . Klasyczne "Nothing Compares 2U" zostawiamy jednak na okazję rozstań, a listopadowo chlastamy się tylko przy piosence "Troy" .
Gosia lubi też jeden z utworów Laleh , traktujący o śmierci za młodu, ale nie uważa go za szczególnie depresyjny - ot, za uroczy.
CZUŁE STRUNY W POWIETRZU DRŻĄCE
Zanim odsłuchacie utwory wybrane przez Natalię, koniecznie odłóżcie na bok wszystkie ostre przedmioty i zaopatrzcie się w chusteczki. Jeżeli miałyście wyjść z domu - odwołajcie spotkania, z czerwonym nosem ciężko będzie komukolwiek się pokazać. Natalia postawiła na absolutnie niezawodną klasykę. Tu nie ma co komentować, tu trzeba po prostu posłuchać.
Pozostałe koleżanki najwyraźniej stawiają na pogodę ducha, nie zdradziły bowiem swoich upodobań. Uzupełnię zatem tę listę o swoje piosenki na doła, a dokładniej, o ułamek swojej ukochanej playlisty.
Jestem nie tylko koszmarnie niedecyzyjna, ale także chorobliwie zazdrosna o muzykę, jednak postaram się. I spróbuję nie przesadzić.
W KRAINIE SMUTECZKÓW
Jeżeli oddychanie chwilowo boli, sięgam po łyk powietrza. Skojarzenie z nazwą zespołu być może jest banalne, ale Air dostarcza mi tyle emocji, że musicie mi wybaczyć. Stawiam często nie tylko na muzykę i tekst, ale także na to, co mogę zobaczyć. Ta wersja klipu do utworu "All I need" zawsze skutkuje rynną. Zawsze.
Gdy wrzucam na Facebooka ten klip, natychmiast odzywa się jakaś dobra dusza i pyta, co się właściwie stało. Bo faktycznie są momenty, gdy chcesz zamknąć się w skorupie, choćby i takiej od orzeszka i potoczyć gdzieś pod kupę gnijących liści. Alicja pomaga. Do playlisty śmiało można dorzucić także "Your decision" , a biorąc pod uwagę jeszcze kilka różnych rzeczy - bez "Check my brain " się nie obejdzie.
Aaaaa...
W zestawieniu nie może zabraknąć zespołu, który już samą nazwą przywołuje smętne skojarzenia. The Best Pessimist zapewni kilka godzin doła doskonałego - polecam zwłaszcza tym, którzy lubią koncentrować się wyłącznie na warstwie instrumentalnej i wokal im przeszkadza. Dużo łzawego dobra.
Nie zawsze potrzebna jest muzyka, żeby się porządnie zdołować, choć przyznam, że połączenie monologu Henry'ego Rollinsa z jednym z moich ukochanych utworów Nine Inch Nails zrobiło mi niegdyś dzień. A teraz robi mi wieczory. Doskonały i mądry tekst jednego z moich absolutnych idoli. Warto poświęcić kilka minut, choćby ze słownikiem, żeby przekonać się o jego uroku.
Nie wiem, czy są ludzie, których nie trafia od czasu do czasu myśl, że wszystko jest ogólnie do bani, nic się nie udaje, nic nie można zrobić dobrze. Jeżeli tak macie - zazdroszczę, mnie to uczucie trafia często. Ktoś wymyślił do tego znakomite muzyczne tło. I tak, klip też mnie przygnębia. Sama nie wiem dlaczego.
Zaczynam się rozpędzać, a to bardzo niedobrze. W tym miejscu mogłabym pewnie spokojnie wrzucić krótki przepis na ciastka z błota, bo cud boski, jeśli ktoś doczytał do tego momentu. No to już zaraz kończę, naprawdę. Nie mogę jednak zostawić tego tekstu bez utworu Band of Horses , bo jeżeli mowa o dołowaniu się, to pominąć go nie sposób.
No i czas na GŁOS . Na głos, od którego tylko majtki zdejmować (przepraszam, to takie niewinne schorzenie). Na głos, który nie tylko mnie powala, ale za którym tęsknię. Bo Peter Steele już nigdy nie zaśpiewa dla mnie na koncercie. I bardzo mi z tą myślą źle. Ale przecież wszystko umiera. Co prawda bardziej lubię inne piosenki Type O Negative , ale ta na listopadowego doła nadaje się znakomicie.
Gdy apatia, dół i zniechęcenie przechodzą w agresję, sięgam już po coś z rodzimego podwórka. Wiecie, ten moment, kiedy ma się dość własnej bezsilności i rzuca talerzem w ścianę. Metodą Aleksandry szukam wtedy czegoś, od czego można się odbić. I Pezet w tym czasem pomaga. Nieważne, co myślę o jego innych płytach - "Muzyka Emocjonalna" trafiła mi do serca. W ścianę kilka razy też.
Ale nie zostawię Was tak z tym dołem i agresją. Na koniec ukochany pocieszacz, w ukochanej wersji wideo (kto zgadnie dlaczego?) - Blue Oyster Cult zawsze i niezawodnie pomaga odbić się od dna, czego pozostaje mi listopadowo życzyć.
A jeżeli nadal chcecie się dołować, za to w najlepszym stylu, to odpalcie sobie po prostu płytę "The Dark Side of the Moon" Pink Floydów. Bo nie ma lepszej.
P.S. Czy chcielibyście, żebyśmy na naszym kanale na YT, czy innym Spotify, robiły playlisty - i na podstawie naszych muzycznych tekstów i na zupełnie różne okazje? Dajcie znać :)