Podstarzały target ma za złe: o "Sezonie burz" Andrzeja Sapkowskiego

Zanim znowu mentalnie oberwę po buzi (och jasne, ja to zwyczajnie lubię) chcę szybciutko zaznaczyć, że to ja, drogi Czytelniku, JA jestem podstarzałym targetem. Ba, idę o zakład, że bardziej podstarzałym, niż większość z Was. To ja się chowałam na książkach Sapkowskiego, ekscytując się nimi ponad miarę i to ja niecierpliwie czekałam na kolejne tomy. Wy, droga młodzieży macie ŁATWIEJ, bo już wszystko jest. Ale ja, mimo że stara - nie mam za złe. Przeciwnie.

Nie miałam Sapkowskiemu za złe nawet Żmii - powiedzmy, że przeczytałam, westchnęłam sobie smutno i nie wróciłam więcej do tematu. Nie płakałam, kiedy autor zarzekał się, że więcej o wiedźminie pisać nie będzie, choćby dlatego, że za największe dokonanie Sapkowskiego uważam trylogię husycką . Chętnie bym ją umieściła w spisie lektur, tyle wiedzy o historii Polski tak smacznie (i strawnie dla młodzieży) podane piękną polszczyzną, ot - przyjemność i nauka w jednym. Uznałam, że autor się rozwija w bardzo pożądanym kierunku i z przyjemnością czekałam na więcej.

Spłakałam się. Spłakałam się.  Spłakałam się. Spłakałam się.

Nie dostałam też (w przeciwieństwie do niektórych) spazmów, kiedy Sapkowski ogłosił, że - a otóż właśnie wała, jednak o wiedźminie pisał będzie. Serio? Płaczemy, że autor zmienił koncepcję swojej kariery literackiej? Jak mnie politycy robią w cały pęk baloników, to mam z tego łajno i frustrację. Jak pisarz mówi, że pisać nie będzie, a potem łamie obietnicę i pisze - mam z tego książkę. Oj, faktycznie, jest powód do dramy. Nie robiąc scen - nie wpadłam jednakowoż w przesadny entuzjazm, a zapowiedzianej książki oczekiwałam z niejakim drżeniem. Faktem było, że Sapkowski trochę skończył się dla mnie na Żmii i nieco obawiałam się jego powrotu do świata, który miło wspominałam i który chciałam tak wspominać nadal. Ale czy rączka mi drgnęła, gdy płaciłam za Sezon burz ? Akurat. Rączka to mi drgnie może jak mam umyć piekarnik, ale w księgarni - nigdy. Niestety.

Odrzut magiczny w postaci płci pięknej tylko pozornie trudniejszy był do zagospodarowania. Choć usuwane, panienki przekroczyły progi czarodziejskiej uczelni i w jakimś tam stopniu magii zakosztowały. A zbyt potężny był wpływ czarodziejek na władców i wszystkie sfery życia polityczno-ekonomicznego, by panienki zostawiać na lodzie. Zapewniano im bezpieczną przystań. Trafiały do wymiaru sprawiedliwości. Zostawały prawniczkami.

Mam złą wiadomość dla rozgoryczonego, podstarzałego targetu, szlochającego po internetsach, iż Sapkowski nie dość, że zrobił z gęby cholewę, to jeszcze zdziadział i nie umie pisać. Otóż nie do końca tak, misiaczki. Sapkowski jest dokładnie taki, jaki był, kiedy wydawał Sagę. I dokładnie tak samo pisze. To wyście się zwyczajnie posunęli w latach, a od własnych, steranych mózgów i serc oczekujecie świeżości tamtych wzruszeń. To wy nie umiecie liczyć i wydaje wam się tylko, że minęły dwa tygodnie, a tu - oj, co za niespodzianka - pękło czternaście wiosen. Pisarz nie ma w obowiązku gonić za wiekiem swojego czytelnika. Może, lecz nie musi. Mam wrażenie, że Sapkowski pisze dla tych ludzi, którymi byliśmy dekadę z hakiem temu. I pisze bezbłędnie.

We'll always have ParisWe'll always have Paris We'll always have Paris We'll always have Paris

Jestem bardzo usatysfakcjonowana, dokładnie tego oczekiwałam, na to właśnie miałam nadzieję. Nowy Sapkowski jest inteligentnie zabawny, chwilami wzruszający, nadal jest erudytą i ma mnóstwo smaczków dla fanów. Samo tropienie nawiązań i aluzyjek do przeszłych tomów to wielka przyjemność. Ubawiłam się również zdrowo widocznym wkurwem autora na pewne aspekty prawa i polityki (kogóż z nas te aspekty czasem nie irytują), jak zwykle zgrabnie opakowanym w stylowy kostium. Obstawiam, że parę cytatów, jak to często w wypadku Sapkowskiego bywa - na stałe wejdzie do języka młodzieży, a przynajmniej tego jej ułamka, który staroświecko i niemodnie CZYTA.

- Panowie - uniósł rękę Pinety, powstrzymując wiedźmina, szykującego się do repliki.  - To nie sesja rady miejskiej,  nie licytujcie się więc w przywarach i patologiach.

Tak więc, kochani, to nie autor się zepsuł, to myśmy się zestarzeli. Weźmy na klatę tę przykrą prawdę i nie psioczmy na Sezon burz , a przynajmniej nie pod szyldem "to już nie to, co kiedyś ". Bowiem to jest dokładnie to, co kiedyś. Tylko nowe.

A że Sapkowski się zatrzymał? Że się nie rozwinął? Po prawdzie to w rzyci mam ci ja rozwój jego. Albo, uczciwszy uszy przytomnych tu pań - w nosie. Ja, moiściewy, płacę pieniądz za zdrową rozrywkę. Za uciechę i przyjemność. Ku umysłu oczyszczeniu i serca pokrzepieniu. Czy on, ten autor niby, się zwija, czy rozwija - to mi za jedno. Za jedno mi, czy skrobie o filozofiach jakichś, czy o tej tam ichniej astronomyi. Póki robi to dobrze - ja będę wykładać talary. Nalej, Jaskier. I na pohybel, wiesz komu.

Więcej o: