Równouprawnienie w pracy to mit: kobieta to dla pracodawcy tylko jajniki i nieposkromiona potrzeba rodzenia

Aleksandra napisała, że nie była dyskryminowana ze względu na płeć. Szczerze Ci zazdroszczę, bo ja i myślę, że wiele kobiet chociażby na rozmowach o pracę zostałyśmy potraktowane w sposób szczególny z racji naszej płci a konkretnie jak klacze rozpłodowe. I z prostej przyczyny posiadania dwóch chromosomów X pracodawca zaczynał kręcić nosem na myśl o przyjęciu nas na swój pokład.

Spotkałam się z pytaniami, które teoretycznie nie powinny paść na takiej rozmowie z rodzaju: czy ma pani dzieci? , czy planuje pani mieć dzieci? , kiedy zamierza pani mieć dzieci? Aha, i dodam coś jeszcze takie pytania zostały mi zadane zarówno w firmach prywatnych jak i państwowych. Czekałam kiedy padną pytania o termin owulacji, metody antykoncepcji czy jakieś szczegóły anatomiczne. Czy kobieta to tylko jajniki i nieposkromiona potrzeba rodzenia?

Posiadanie dzieci przez kobietę jest taktowane przez wielu pracodawców jak trąd, jak nieuleczalna choroba, być może jeszcze zaraźliwa. Że te dzieci to kula u nogi, że przez nie to ja się z pracy nie właściwie wywiążę. Na przykład w taką delegację to dama obarczona potomstwem nie pojedzie. Cóż, dziwnym trafem w jednej i w drugiej ciąży w delegacje jeździłam i latałam. Obecnie średnio raz w miesiącu jestem poza domem. Robota idzie do przodu a dzieci i mąż wciąż mają się dobrze (z mieszkaniem trochę słabiej, ale jestem z gatunku ChPD, więc się tak bardzo nie przejmuję.

Dlatego szczerze rozumiem podejście Anki i feministyczną potrzebę walki o równe traktowanie .  Od czasu do czasu testuję siebie samą na rynku pracy - biorę udział w różnych rekrutacjach i na własnej skórze odczuwam traktowanie kobiety jako potencjalnego źródła problemów i nieustannych zwolnień lekarskich. Dla odmiany pracodawca nie widzi problemu w tym, żeby zatrudnić mężczyznę, który jest ojcem. W jego głowie i wyobraźni to matka ma zająć się dziećmi i domem pod nieobecność drugiego rodzica. To klasycznie matka powinna siedzieć z dzieckiem na zwolnieniu. Rola została przypisana i trzeba ją zagrać.

A propos tych klasycznych, drobnomieszczańskich ról, to przytoczę taką anegdotę z domowego podwórka. Podjęliśmy z mężem decyzję, że dzielimy się zwolnieniami na dzieci (które pomimo okadzania czosnkiem jednak chorują). Raz jedno, raz drugie. Przyjęliśmy, że tak jest uczciwie wobec nas samych oraz naszych pracodawców. I mój mąż usłyszał od swojego przełożonego, że to chyba żart, że ojciec będzie siedzieć z chorym dzieckiem. "Gdzie jest matka? Co to za matka?" i jeszcze (to jest moje ulubione): "Prawdziwy mężczyzna powinien utrzymywać rodzinę i a nie wycierać zasmarkane nosy" . Kurtyna zapada, ale oklasków nie słychać.

Kolejna sprawa to różnice w zarobkach. Tak się składa, że w ramach swojej pracy mam między innymi wgląd do dokumentów kadrowych i list płac w różnych instytucjach. I brutalna prawda jest taka, że kobiety na tych samych stanowiskach co mężczyźni, z identycznym zakresem obowiązków i stażem pracy zarabiają mniej. Dlaczego? Proszę bardzo niech mi to ktoś mądry wytłumaczy. Bo są głupsze? Bo gorzej pracują, są mniej wydajne, czy może gorzej wykształcone? Bzdura! I w tym momencie podpisuję się pod całą filozofią feminizmu, bo płeć nie powinna mieć żadnego wpływu na wysokość pensji.

Nie jestem też szaloną zwolenniczką parytetu, nie wystawiłam tej idei ołtarzyka, ale tak sobie z czystej ciekawości sprawdziłam, że w mojej instytucji kobiety na stanowiskach kierowniczych stanowią 29%. W firmach i urzędach jest podobnie. Dlaczego? Same sobie blokujemy dostęp do stołków?

Na koniec taki mały optymistyczny promyczek. Jest jedna branża, w której kobiety zarabiają więcej: modeling. Ewenement na skalę światową.

Wasza (przechadzająca się po wybiegu) Korespondentka z Wydziału Odzyskiwania Zdrowego Rozsądku

Więcej o: