Szukałam sposobu na podbródek. Mój. Nie jest to może jeszcze wole pelikana, ale nigdy nie wiadomo jak sprawy się potoczą. Tym bardziej że gdy oglądam swoje zdjęcia, to widzę, że potencjał, owszem, jest.
Poszłam na konsultację. Było cudownie, dostałam czekoladkę, dobrą kawę i pogrążyłam się w błogości. Liczyłam, że po analizie mojego podbródka przez specjalistę, usłyszę coś o masażu, drenażu limfy, może endermologii. O słodka naiwności, nic z tych rzeczy. Trafiłam na eksperta, który przetarł mi oczy - pumeksem. Zależy pani na zabiegu, który NAPRAWDĘ poprawi kształt twarzy? Zlikwiduje ten podbródek i chomiczki - zapytał. Potwierdziłam, choć wcześniej nie wiedziałam, że moim problemem są także "chomiczki". Ranę w ego zagoiła wizja wspaniałego zabiegu. Co mi doradzono?
Nowoczesny, bezkrwawy lifting z użyciem nici PDO. Hasło lifting nie działa na mnie zbyt dobrze, bo natychmiast wizualizuję sobie celebrytki, które mają dzięki niemu kąciki ust tuż pod uszami. Zastanawiam się, ile wysiłku kosztuje je utrzymanie warg blisko siebie. Fotel, który do tej pory był taki wygodny, zaczął mnie uwierać, ale ciekawość zwyciężyła. Zaczynam wypytywać na czym polega "magiczne" działanie nici PDO. I dowiedziałam się, a jakże. Sytuacja nie jest tak przerażająca, jak początkowo sądziłam. Bezkrwawy lifting ma naprawdę imponujące możliwości.
Nici PDO wynaleziono w Korei i są tam stosowane z powodzeniem od lat. U nas od niedawna, ale zyskują na popularności, bo są mało inwazyjne, a dają efekt lepszy niż klasyczny, chirurgiczny lifting. Poza tym działają, czego nie można powiedzieć o wielu innych poprawiających owal twarzy zabiegach.
Po liftingu z użyciem nici PDO nie ma przede wszystkim sztucznie naciągniętej skóry, ani szpecących blizn. To nic innego jak wewnętrzne rusztowanie, nowoczesny kosmetyczny gorset wprowadzane w strukturę skóry. Skóra znów jest napięta, jędrna. Oczywiście, to wewnętrzne rusztowanie nie jest w żaden sposób wyczuwalne pod palcami.
Nie tak dawno stosowano złote nici w celu poprawienia owalu i sprężystości. Owszem, efekty poprawy były widoczne, ale minusem złotych nici jest to, że pozostają w tkance już na zawsze. Może i jest to całkiem interesująca inwestycja w kiepskich czasach, ale zdecydowanie bardziej bezpieczne jest stosowanie materiałów, które są potem wchłaniane. Jak wygląda zabieg? Obejrzyjcie. Oczywiście jest bezbolesny, bo odbywa się pod miejscowym znieczuleniem.
Film pokazuje pracę nad twarzą (dość dziwnie napuchniętą i głupkowatą, przyznacie), ale ten zabieg może być z powodzeniem stosowany w zasadzie wszędzie. Na ramionach, wewnętrznej stronie ud, na szyi i dekolcie. Co ważne - działa nie tylko liftingująco ale i rewitalizująco. Mówiąc wprost, pobudza skórę do produkcji kolagenu . Poprawę owalu widać ponoć tuż po zabiegu, choć na pełen efekt trzeba poczekać około dwóch miesięcy. Tuż po można się spodziewać niestety lekkiej opuchlizny. Nie jest to zatem zabieg, po którym można natychmiast wrócić do biura. Oczywiście, wiele zależy również od rodzaju nici. Bo są dwa: hilo lift i aptos. Każdy działa nieco inaczej, ale wspólnym mianownikiem jest przywracanie twarzy jędrności i likwidowanie wszelkich naddatków. Który byłby dla ciebie lepszy? O tym najczęściej decyduje już ekspert od tego typu zabiegów.
Nowy, lepszy owal można uzyskać na całkiem długo, bo na aż dwa lata. Zabiegi z wykorzystaniem kwasu hialuronowego czy botoksu nie mają tak długiego okresu działania. Zaletą jest także i to, że twarz po liftingu z wykorzystaniem tych nici wygląda naturalnie. Młodziej, bardziej świeżo, jak po długim urlopie. Rysy twarzy nie są zmieniane, w przeciwieństwie do bardzo wielu innych zabiegach medycyny estetycznej. Nie chcę się narażać i pokazywać palcem, ale same wiecie, że telewizja jest pełna takich twarzy. W kolorowych gazetach też ich zresztą nie brakuje.
Tymczasem litania zalet zabiegu z wykorzystaniem nici PDO zdaje się nie mieć końca. Nici mogą zlikwidować balkony pod oczami i zmniejszyć kurze łapki. Mogą podnieść opadające brwi i wygładzić czoło. Piersi? Oczywiście! Nici mogą znacząco poprawić jakość skóry, a nawet biust podnieść. Im więcej o zabiegu słucham, tym bardziej dochodzę do wniosku, że gdzieś musi czaić się potężna gwiazdka. Bynajmniej nie Betlejemska. Pytam o cenę. Ta jest uzależniona od obszaru. Koszt zabiegu może zacząć się od tysiąca złotych a skończyć nawet na dziesięciu. Podbródek? Około półtora tysiąca. Chomiczki, czyli policzki, które uparcie chcą dotykać ramion - kolejny tysiąc.
Dużo. Dużo za dużo. Aby nie wyjść na sknerę, pytam mimochodem o przeciwwskazania. Większość jest oczywista - choroby autoimmunologiczne, ciąża, okres laktacji, tendencja do zbliznowaceń, nadciśnienie I i II stopnia. I jest coś wreszcie coś dla mnie! Zaburzenia neurotyczne też są dyskwalifikujące. Uff. Używam tego jako argumentu. Wychodzę. Mam nadzieję, że z twarzą. Pocieszam się, że na lifting mam czas do 65. roku życia.