"Padasz na pysk, a pan leży, czeka na koszulę, obiad, majtki, gazetkę, papucie"

Być może wyjdzie z tego coś w rodzaju poradnika. Być może któraś z nas będzie potem chciała go uzupełnić. Być może zrobicie to wy w swoich komentarzach (mam nadzieję). Oczywiście to poradnik osobisty. Ale nie dotyczy tylko mojego życia. To zbiór tego, o czym przez lata rozmawiałam z koleżankami. Wychodzi, że samemu nie jest łatwo, ale razem - jeszcze trudniej. Mówię to ja, kobieta zamężna od 15 już lat.

Zawsze razem, wszędzie razem

Boże, jak my się kochamy! My się tak kochamy, że nie możemy bez siebie wytrzymać nawet w kiblu. Nawet w pracy. Nawet z matką na zakupach (a może właśnie tam najbardziej). My się tak kochamy, że świat wokół mógłby nie istnieć, mógłby zniknąć, jest nieważny, niech oni wszyscy spadają. Nie potrzebujemy przyjaciół, nie potrzebujemy znajomych. Rodzina? Sami dla siebie jesteśmy najlepszą rodziną. Ok, to piękna miłość. Ale ona, niestety, bardzo mi przykro, nie będzie trwała wiecznie. Na pewno nie w tym stanie, nie w tej intensywności, bo by człowiek po prostu zwariował. Tak się nie da. I jak już to szaleństwo minie (a w końcu minie, i to na pewno szybciej, niż się wam wydaje), to nagle się okaże, że nikogo wokół nie ma. Nie ma ani wspólnych znajomych, ani tym bardziej tych osobistych. Rodzina nie chce nas widzieć, bo przecież jesteśmy nie do zniesienia. I nagle się okaże, że jesteśmy na siebie skazani. A wcale już byśmy tego nie chcieli.

Kochanie, ja to za ciebie zrobię

Boże, jak ja cię kocham! Ja cię tak kocham, że zaraz ugotuję ci obiad z pięciu dań i zrobię ci creme brulee na deser (kupiłam specjalny palnik nawet, w promocji, w sklepie Tchibo), a potem ci uprasuję wszystkie koszule, wypiorę majtki, zaceruję skarpetki, ogolę cię, wymasuję. No wszystko i zawsze, bo jesteś najważniejszy, najwspanialszy, najkochańszy, najmądrzejszy, naj, naj, naj...!  Aha. A za 5 lat padasz na pysk, pan leży, czeka na koszulę, obiad, majtki, laseczkę, gazetkę, papucie. I bardzo trudno będzie go od tego odzwyczaić. Albo nawet niemożliwe. (Oczywiście to działa w dwie strony. Pani w ten sposób obskakiwanej też będzie trudno zmierzyć się z normalnością).

Zobacz wideo

Kochanie, ja to lepiej zrobię

Trochę się wiąże z powyższym, ale nie do końca. Sedno sprawy często dotyczy dziecka. Rodzi się i nie dajesz mu tego dziecka przewinąć, wykąpać, nie każesz wstawać w nocy, nie zostawiasz sam na sam. Wydaje ci się, że tylko ty umiesz się nim zająć, on na pewno uszkodzi, zepsuje, z rąk mu wypadnie, krzywo zapnie pieluchę. I się mężczyzna nie uczy (albo kobieta, ale rzadziej). Nie uczy się, to nie umie. A potem padasz na pysk, a dziecko tylko mama, mama, u ojca na rękach w ryk. On ma dwie lewe ręce, boi się, wkurza na wycie. Sorry, troszeczkę mu w tym pomogłaś?

Jestem zmęczona, nie idę z tobą do łóżka

Jeden dzień, drugi, trzeci. Mija tydzień, drugi, trzeci. Mija miesiąc, drugi, trzeci. Bez seksu. Bez przytulania. Bo jesteś zmęczona(y), masz kolejną fuszkę, bo wychodzisz z koleżankami, bo okres, bo migrena, bo się przejadłaś, bo musisz poćwiczyć z Chodakowską. Tłumaczysz sobie, że seks jest przereklamowany, że już się w życiu nakochałaś, że niech teraz inni. Ty masz dojrzały związek, ty masz dziecko, nie musisz. Srsly? Naprawdę ci się wydaje, że twój koleś też tak myśli? Naprawdę? Żebyś się kiedyś nie zdziwiła.

Niech będzie, nie mam siły się bić o pierdoły

Wolisz niebieskie kafelki? Niech będą. To nic, że niebieski to dla mnie najgorszy kolor świata. Wolisz w góry niż nad morze? Oczywiście. Kochanie, to nie ma znaczenia, że mam problem z kolanami i nie mogę chodzić po górach. Moje zdanie nie ma znaczenia. Ja chcę dla ciebie dobrze i najlepiej. Mi najbardziej na tobie zależy. Ustępujemy, bo nie chcemy się kłócić. Bo wydaje nam się, że to nie ma sensu, szkoda energii. Czasem rzeczywiście szkoda. Ale kiedy niebieska ściana, na którą patrzymy codziennie po przebudzeniu wzbudza u nas odruch wymiotny, to może jednak warto? I czy nie będzie nam przykro, kiedy po jakimś czasie w ogóle przestaną nas pytać o zdanie? Bo przecież i tak zawsze zgodzimy się na wszystko "dla dobra sprawy"?

Sam się domyśl

Boże, jak on nic nie rozumie. No nic. Ja bym na przykład chciała dostać kwiaty czasem, ale jemu to nigdy do głowy nie wpadnie. Albo chciałabym, żeby zabrał mnie na wycieczkę - niespodziankę do Rzymu. Albo chciałabym kochać się zupełnie inaczej. Albo wysyłam mu smsa, z buziaczkiem, a on nic. Nic zupełnie. To się obraziłam, bo dlaczego nie? Spektakularnie milczę, niech się martwi. A on udaje, że nie wie, o co mi chodzi. Jak on może tego nie wiedzieć? Przecież znamy się nie od dziś! Akurat. Pewnie. Siedzi w twojej głowie i śledzi wszystkie pokręcone myśli. Chcesz czegoś - powiedz. Albo nie rób scen.

Więcej o: