Zatem i ja nie będę lać wody, tylko w krótkich żołnierskich słowach przedstawię moich sześć własnych i sprawdzonych sposobów, by poczuć świąteczną atmosferę. Choć burza huczy wokół nas: w robocie sajgon, w chacie burdel, prezenty u kuriera, a nastrój pod psem. Nic to! Raz-dwa i wyindukujemy sobie gwiazdkową atmosferę.
1. PIECZEMY PIERNICZKI
Brzmi strasznie (trzeba użyć mąki, piekarnika i w ogóle), ale jest łatwiejsze niż mogłoby się wydawać - nawet taka kulinarna pierdoła jak ja daje sobie radę z pierniczkami*. A pożytków jest mnóstwo:
- Zamiast się ciskać nerwowo zajmujesz ręce zagniataniem ciasta i wykrawaniem kształtów (tu mogę się przyznać: sprawia mi to dziecinną radość - te serduszka, gwiazdeczki, bałwanki i choinki...).
- Bachory można zagonić do pomocy, będzie względny spokój przez pół godziny, gdy wysuwając koniuszek języka będą ozdabiać okolicę, siebie i niektóre pierniczki kolorowym lukrem.
- Nadprodukcję można rozprowadzić po znajomych i rodzinie pozując na domową boginię i perfekcyjną panią domu.
- w domu pięknie pachnie. Tak jakoś: świętami.
* Mój przepis na pierniczkowe ciasto jest bardzo prosty - do bazy na kruche ciasteczka dodaję miód i przyprawę piernikową. Idzie to tak:
5 łyżek miękkiego masła
1/2 szklanki brązowego cukru
1 jajko
2 i 1/4 szklanki mąki pszennej
1 łyżeczka sody
+ 1/4 szklanki miodu i przyprawa piernikowa (sporo)
Zaletą tego przepisu jest to, że zazwyczaj wychodzi perfekcyjnie. A nawet jak nie wyjdzie, to nadal pysznie smakuje. A to zawsze poprawia humor.
2. PRODUKUJEMY OZDOBY
Jeśli posiadacie trzodę domową w postaci dzieci, można zapędzić je do produkcji cudownej urody ozdób choinkowych, stajenek i malowideł o tematyce jasełkowej. Można nawet w tym procesie uczestniczyć, jeśli ktoś nie ma dwóch lewych rączek. Lepienie łańcuchów choinkowych z kolorowego papieru może podziałać jak magdalenka i wywołać falę nostalgii - choć teraz te papiery dużo bardziej barwne niż w naszych peerelowskim dzieciństwie. Ale wzruszenie będzie - a przecież o to chodziło.
3. PAKUJEMY PREZENTY
Skoro o papierze mowa - prezenty nie są prezentami dopóki nie zapakuje się ich w szeleszczące, kolorowe, połyskliwe papiery, nie włoży do pudełeczek, nie przewiąże wstążeczką, nie wypisze starannie imienia osoby, dla której są przeznaczone, nie nalepi gwiazdeczki, nie... No OK, przyznaję, że to mój mały fetysz i lepiej abym w okresie przedświątecznym omijała przybytki takie jak Empik z daleka, bo od razu mam ochotę wydać miliony monet na różne frymuśne papiernicze asortymenta. Samo pakowanie to mój mały rytuał, do którego nikogo nie dopuszczam, folgując skrywanej żądzy do kolorowania i lukrowania rzeczywistości. Raz do roku można!
4. UBIERAMY CHOINKĘ
Choinkę oczywiście najpierw należy przynieść w progi domostwa i osadzić, chyba że to taka w doniczce i potem będziemy sadzić (się) ekologicznie. Następnie można zacząć wdychać jodłowy aromat (sztuczna choinka made in China? ODMAWIAM!) i obwieszać drzewko wszelkim badziewiem jakie macie pod ręką. Garbate aniołki, poodpryskiwane bombki, upaprane klejem łańcuchy, połamane pierniczki. W momencie, gdy zapalicie choinkowe światełka cała niedoskonałość i szpetota i tak zniknie. I zrobi się magicznie.
5. KŁADZIEMY OBRUS
Może to tylko moja obsesja, ale czas świąteczny od tego zwykłego oddzielam za pomocą obrusu na stole. Stół zazwyczaj jest epicentrum domowego rozgardiaszu: książki, rachunki, resztki obiadu, kubki z napojami córek (nie wiem czemu każda pije trzy różne rzeczy jednocześnie), telefony, laptop, moje przybory do makijażu, zabawki dziewczynek, chusteczki do nosa - ZGROZA! Więc, kiedy jednym szurnięciem zgarniam ten bajzel i upycham w kącie, a na stole pojawia się elegancki obrus i ozdobny bieżnik w srebrne gwiazdki, wtedy wiadomo: żarty się skończyły. Są święta.
6. SŁUCHAMY PIOSENKI
Skoro wszystko już gotowe (nawet jeśli nie: daj spokój, kogo obchodzi, że potraw jest sześć i wszystkie kupiłaś u tego miłego pana na bazarku, a barszcz jeszcze niedawno mieszkał w kartonowym opakowaniu? Nikt się nie kapnie, gwarantuję - skoro moja rodzona matka się nie poznała...). No więc: skoro wszystko już gotowe, to pora usiąść sobie, zrelaksować się, zadumać, może nawet wzruszyć troszeczkę. Odpowiednia muzyka bardzo w tym pomaga - u mnie obowiązkowym elementem budowania świątecznego nastroju jest kolęda w wykonaniu Davida Bowie i Binga Crosby'ego. Nawet nie sama pieśń, ale cała ta urocza wymiana zdań między panami rozczula mnie za każdym razem. A jak oni śpiewają, co za harmonia! Jestem jednak na tyle tolerancyjna, by pozwolić Wam wybrać własną ścieżkę dźwiękową. No to: Wesołych, jak sądzę!