PODSUMOWANIE 2013: Dziewczyny z muzycznego kalendarza

Do tańca, do płaczu, do zakochania się i do zachwycenia się, mam też cichą nadzieje, że do odkrycia i polubienia. Oto kilkanaście kobiet, które w 2013 roku zaznaczyły swoją obecność na scenie albumami i innymi breweriami. Nie wszystkie kocham, ale uważam, że każda jest warta uwagi. Bierzcie więc, czytajcie i zasłuchujcie się.

Styczeń z Kim Gordon Body/Head "Coming Apart" (wyd. Matador)

Kim Gordon, fot. Walter Wlodarczyk (blog.walterwlodarczyk.com)

Bo tak. Wiem, że płyta jej nowego projektu Body/Head ukazała się dopiero jesienią 2013 roku, ale umówmy się, została nagrana zimową porą, a z całym tym brudem, szumem, szorstkim smutkiem i ciężarem idealnie pasuje do naszego pięknego polskiego stycznia. Wiecie - jak nie tęgie mrozy, albo dotkliwe śnieżyce, to roztopy i syf na chodnikach, syf na ulicach. Ale jest inne oblicze tej zimy. Piękne i srogie. Kim Gordon w tym swoim hałaśliwym entourage`u też jest taka piękna, zmysłowa i wyrazista zarazem. Powiem wam szczerze, że nie dorastałam na Sonic Youth, oczywiście zdawałam sobie sprawę z istnienia tego zespołu i z jego znaczenia dla muzyki, dyskografię przyswoiłam później, bo ja to jestem z frakcji afroamerykańskiej, z odchyłami w stronę elektroniki... Większość nastoletniego okresu i swoje lata dwudzieste poświęciłam a tym, co stoją za samplerami i gramofonami. Do rzeczy, bo chciałam powiedzieć jedno. Cholera! Kim Gordon mogłaby spokojnie już osiąść na laurach, tymczasem ona wciąż ma ochotę działać i to niesztampowo. Która sześćdziesięciolatka ma jeszcze zapał i chęci, by wyłazić na scenę z takim repertuarem?

 

Luty z Joanną Dudą J=J "2013 EP" Joanna Duda "The Best of "

Joanna Duda i Janek Młynarski

Pianistkę i kompozytorkę Joannę Dudę podziwiam tak skrycie, jak i oficjalnie już od dawna. Oficjalnie, gdy mogę pisać o jej dokonaniach scenicznych, robić wywiady, recenzować kolejne płyty. Skrycie, kiedy nie mogę iść na żaden z koncertów, na których gra, a grywa często. Na przykład z Wojciech Mazolewski Quintet i nie sposób jej tam przeoczyć, przez ten uśmiech, charyzmę i przez te kosmiczne włosy (o tym, że jest nieprzeoczalna możecie się przekonać patrząc o tu, poniżej, w teledysk)

 

Joanna przygotowuje muzykę teatralną, filmową, interpretuje klasyków i ma na swoim koncie całe mnóstwo ciekawych projektów muzycznych. W 2013 zaś udało się jej dokonać dwóch niesamowitych rzeczy. Początkiem roku wspólnie z Jankiem Młynarskim (tak! sitwa! to ten sam Janek, który pokazał mi jak grac na bębnach!),uzbierała za pomocą akcji crowdfundingowej pieniądze na wspólny album ich projektu J=J. To o tyle fajne, że razem nie graja muzyki lekkiej, łatwej i przyjemnej, tylko trochę szaleją, jak to pani z głową do elektroniki i pan, który uczył się bębnienia z dala od wapna i konserwy. Drugą niezwykłą artystyczna rzeczą, krokiem dość odważnym, nie powiem, było wydanie debiutu, który nieskromnie zatytułowała "The Best of". Trochę to mydło i powidło: od jazzu przez muzykę ilustracyjną, przez po nieoczywiste utwory do tańca. Ravela też tam znajdziecie kochani. No. Joanna to zdolniacha.

Marzec z Jolą Kossakowską Pochwalone "Czarny War" (wyd. Antena Krzyku) Mosaik "Całe Szczęście"

Biały śpiew, skrzypce, średniowieczne fidele, gęśle - to wszystko jest domeną Joli Kossakowskiej. Co ciekawe z tym instrumentarium i ze swoim głosem równie dobrze odnajduje się w repertuarze ludowym, jak i punkowym. O tym przekonać można się sięgając po wydany w marcu album projektu Pochwalone. To taka żeńska banda, w której obok "Kosy" grają jeszcze inne przedstawicielki sceny nowofolkowej i punkowej (Nika z Post Regimentu). Jeśli jeszcze nie miałyście okazji sprawdzić ich piosenek - polecam. Brzmienia dawnych instrumentów, drapieżność muzyki jak najbardziej współczesne i bardzo mocne, kobiece teksty. Sprawdźcie może najlepiej całość http://pochwalone.bandcamp.com/. Jola jednak nie poprzestała na tej jednej płycie z Pochwalonymi. W 2013 roku nagrała także album ze swoją macierzystą formacją Mosaik, a udało się go wydać znów dzięki przedpłatom fanów na platformie crowdfundongowej Polak Potrafi. I chwała tym fundatorom,bo wyszło przepięknie. I tutaj jeszcze jedna ważna uwaga, w Mosaik obok Kosy i trzech utalentowanych panów gra także Zofia Kolbe- Wojdyr, jeszcze jedna genialna multiinstrumentalistka (a także projektantka oprawy graficznej nowego albumu). Obie panie się świetnie uzupełniają, ale co ja będę, posłuchajcie sobie lepiej utworu:

Kwiecień z Rokią Traore Rokia Traore "Beautiful Africa" (wyd. Nonesuch Records)

Rokia Traore

Rokia,podobnie jak kilkoro najbardziej znaczących afrykańskich artystów jest ambasadorką swojego regionu. Śpiewa o problemach swoich ludzi i ku pokrzepieniu serc swoich ludzi. Na szczęście pewne rzeczy okazują się być uniwersalne, zaś emocje wpisane w muzykę na tyle silne, że działają na słuchaczy niezależnie od języka jakim posługuje się artystka. W jej twórczości jest wszystko: spokój i energia, radość i zaduma, a wszystko jest świadectwem wielkiej siły i niezłomności. Jak sama przyznaje, ta energia nie bierze się znikąd. Za każdym razem, kiedy odczuwa zmęczenie, myśli o malijskich kobietach, które mieszkają na prowincji "to kobiety z żelaza, ubrane jak królowe, aa pracują fizycznie za trzech, nie mają od nikogo wsparcia, wydaja się zaś nigdy nie męczyć, potrafią ogarnąć wszystko i zawsze chodzą z uśmiechem na twarzy". Im Rokia zadedykowała swoja piosenkę "Sarama" a ja dla was...no, cholera nie mogłam się zdecydować, co wybrać, może najlepiej idźcie posłuchać całej płyty "Beautiful Africa", ok?

 

Maj z Rebeką Rebeka, "Hellada" (wyd. Brennnessel)

Iwona w obiektywie Michała Murawskiego (ishootmusic.eu)

A dokładniej z Iwoną Skwarek . Debiutancka płyta jej wspólnego projektu z Bartoszem Szczęsnym (taki miły i utalentowany młody człowiek, którego mogłyście już słyszeć w utworach zespołu Kamp!) to jeden z moich ulubionych polskich albumów tego roku. Sama Iwona potrafi onieśmielić tym jak wiele - dobrze komponuje, pisze dobre teksty, świetnie ogarnia elektronikę, ma też całkiem mocny głos. Tworzy takie smutno - taneczne piosenki, jest puls, jest jakaś mroczna energia, a ja to lubię, bardzo. I wam też polecam. Na zachętę dorzucam najświeższy teledysk do piosenki "Unconscious".

 

Czerwiec z Janelle Monae Janelle Monae "Electric Lady" (wyd. Bad Boy Records)

Przyznam szczerze, że gdyby w moim kalendarzu zabrakło miejsca dla Janelle Monae , mogłabym już żegnac sie z redakcją i pakowac swoje rzeczy z biureczka...a nie, ja nie mam biurka, pracuję w kuchni, ale ilekroć słyszę piosenki z nowej płyty Janelle, tylekroć przed oczyma wyobraźni staje mi moja szefowa jaśnie przełożona Kasia eN. , któa tańczy do tego jak szalona, a kiedy Janelle śpiewa w "It`s Code" o miłości i o tym, że potrzebuje szklanki Merlot Blanc to już w ogóle. No dobrze. Ja do Dżanelki mam sentyment, bo pamiętam jak jeszcze nie wydała swojego debiutu i z nadzieją patrzyliśmy w jej stronę trzymając kciuki, by pozamiatała w biznesie. Nie wiem czy to już, czy pozamiatane - chyba jeszcze nie, ale patrząc na reakcję koleżanek wiem jedno, Monae udało się podbić serca dziewcząt, one tańczą dla niej (i piją wino, i wzruszają się, także uważajcie).

 

Lipiec z An On Bast An On Bast "Live the Cloud Sun"(wyd. We Are Your Music Mate) An On Bast "Sun De Vit" (wyd. Acker Records) An On Bast i Maciej Fortuna "Live" (wyd. Fortuna Records) An On Bast i Maciej Fortuna "Electroacoustic transcription of film by Krzysztof Penderecki" (wyd. Fortuna Records)

An On Bast

Ufff, aż się ziajałam wypisując listę tegorocznych wydawnictw sygnowanych przez Annę Sudę. przyznacie jednak, że jest tego trochę Ja mam dla An On Bast dużo sympatii, podoba mi się zwłaszcza jej projekt z trębaczem jazzowym Maciejem Fortuną . Ona z całym swoim elektronicznym ekwipunkiem, on z trąbką (to było do przewidzenia, prawda?), we dwoje najlepiej na scenie, gdzie zwyczajnie oddaja się muzycznemu dialogowi. Do niedawna na takie sytuacje musiałam sie czaić, na przykład jadąc na tegoroczny Audioriver, ale los jest dla mnie łaskawy, wytwórnia Macieja też, i tak oto ukazała się jena płyta, na której mamy zapis ich wspólnej improwizacji scenicznej. Druga płyta tego duetu to hołd dla elektroakustycznych eksperymentów Krzysztofa Pendereckiego , a Ania solo to nieco więcej techno, więc nie szlochajcie, że was zarzucam jakimiś wyzwaniami. Idźcie sprawdzić co wam bardziej pasuje.

 

Sierpień z Julią Holter Julia Holter "Loud City Song " (wyd. Domino Records)

Panna Julia

Nazwiska tej pani nikt nie odmieniał przez przypadki (bo poprawnie zawsze brzmi "Holter" i basta.), ale imię już tak. W 2012 roku nic tylko "Julia Holter to ", a "Julii Holter tamto ", a konkretniej, że: Julia jest doskonała i ciekawie łączy piosenkowość z pomysłowością kompozycyjną, oraz, że udał się jej album. W 2013 znów to zrobiła. Sprawiła, że wszyscy mówią o jej talencie, oraz o kolejnej, jeszcze lepszej płycie. Jeden z opiniotwórczych magazynów muzycznych (a zowie się "The WIRE") przyznał właśnie jej tegorocznemu albumowi pierwsze miejsce w rankingu najlepszych wydawnictw 2013. No dobra, ale dlaczego w takim razie o Miley Cyrus, czy Rihannie słyszał każdy, a ta Julia to jednak niekoniecznie grana jest na ripicie w radiu i telewizji?! Bo jej muzyka jest niesamowicie intymna, jest bardziej cicha niż głośna, bardziej zmysłowa, niż wyzywająca. Bardziej do wsłuchiwania się, niż do zasłaniania jej zabawnymi animacjami z wróżbami, reklamami środków na przeziębienie i zabawnym żartem o temperaturze w Suwałkach. Nasza gwiazda Sierpnia to dwudziestodziewięcioletnie dziewczę z Los Angeles w stanie Kalifornia, które śpiewa takie skromne piosenki z ciekawymi rozwiązaniami dźwiękowymi w tle. Z resztą sprawdźcie sobie to wszystko o tu - polecam wytrwać do końca.

 

Wrzesień z Mają M.I.A. "Matangi" (Universal Music Polska)

No dobrze, moją najukochańszą płytą z repertuaru pani Arulpragasam jest "Kala". Jak nie wiem skąd brać dodatkową energię wychodząc na mróz z jednym dzieckiem na grzbiecie, a drugim uwieszonym u ramienia (w dłoni jego plecak) to puszczam sobie "Kala" i już mi lepiej. Ale pani M.I.A. w tym roku nagrała także niezgorszą płytę, a właśnie we wrześniu miałam pierwszy raz w życiu przyjemność doświadczyć dźwięków z tego krążka na żywo, w wykonaniu samej autorki. Ależ ona ma moc, ma też oczywiście cały podręczny zestaw neonowych mandali mrugających jak szalone oraz tancerki i tancerzy, ma wreszcie ochotę wychodzić do ludzi i nieustannie wchodzić z nimi w interakcję. I to mi się podobało. A jak gra Maja? No tak, że chce się tańczyć - jest mocno przerysowana nowoczesna elektronika, jest rytm, który nie pozwala stac w miejscu, aha, i ona jeszcze jest taką bezczelną raperką, że jak się nie ruszycie z miejsca, to wam przygada. Ech ta pani Maja, pani ze Sri Lanki, pani, której ojciec był tamilskim aktywistą i politykiem, wreszcie pani, która potrafi owinąć sobie wokół palca zarówno tych, którzy słuchają muzyki czysto użytkowo, jak i analitycznych zboczuszków, co to nic tylko alternatywa i alternatywa, no - to ja właśnie tę panią polecam. Bierzcie i tańczcie z nią wszyscy.

 

Październik z Laurel Laurel Halo "Chance of Rain" (wyd. Hyprdub)

Laurel i jej instrumenty

Laurel Halo to jeszcze jeden muzyczny fenomen, który szturmem zdobywa podsumowania muzyczne już drugi rok z rzędu. W 2012 w serduszkach recenzentów pulsowała jej debiutancka płyta długogrająca "Quarantine " , w tym "Chance of rain ". To sympatyczny album z tych "zasadniczo niegroźnych" na którym znajdziecie muzykę elektroniczną, przy której być może zechcecie poskakać - bo da się - albo ciężko pracować - też się da. Laurel zaś warto obserwować i kibicować jej, bo to nie tylko całkiem rozsądna i miła osoba, ale ma talent do komponowania i aranżowania utworów. Teraz jest trochę bardziej panią od techno, ale zanim dorosła i wyprowadziła się z Michigan do Nowego Jorku zdążyła już przetestować całkiem sporo instrumentów klasycznych (fortepian, skrzypce - te sprawy). Co jeszcze? Mnie najbardziej cieszy, że przestała śpiewać i poświęciła się przede wszystkim poszukiwaniu idealnych dźwięków między komputerami, syntezatorami, samplerami i brzmieniami akustycznymi. No to siup! Sprawdźcie ładn(e)ą Halo.

 

Listopad z Meduzą Lydia Lunch, Zahra Mani, Mia Zabelka, "Medusa`s Bed " (MonotypeRec)

Zahra Mani, Mia Zabelka i Lydia Lunch fot. Piotr Lewandowski Pop Up Music

Miałam zgryz z tym listopadem przerzucałam, przestawiałam, było jeszcze sporo artystek, które nagrały w 2013 płyty z gatunku "jestem staromłoda i robię nowoczesne italo disco", oraz innych typu gotyckie rave party z zombie w tle. Był plan, by polecić wam postać Matany Roberts , więc polecam, sprawdźcie, bo warto, ale ostatecznie, jako że aura taka średnia w listopadzie, to proponuję trzy panie. Wreszcie co trzy kobiety, to nie jedna. W listopadzie zaś kupiły mnie we trójkę właśnie Lydia , Zahra i Mia . Lydia jest aktorką, poetką, performerką, ma taką barwę głosu, że ciary przechodza po plecach, kiedy zaczyna recytować. Zahra jest pozornie kruchą, bardzo dziewczęca artystką, która śmiało poczyna sobie z komponowaniem muzyki elektronicznej, gra na basie (widok drobniutkiej kobiety z gitarą basową - bezcenny), a Mia, kobieta o wielkiej wyobraźni i wrażliwości muzycznej, gra na skrzypcach w taki sposób, że ja się absolutnie rozpływam. No dobra przyznaję się, przekupiły mnie tym, że nagrały razem świetną płytą, dały w Warszawie koncert przy którym kompletnie odleciałam myślami w świat wyobraźni, trochę się nawet wzruszyłam, ale to dlatego, że wyszło im mroczne i niepokojące misterium ze zbrodnią w tle. A potem Lydia zajadała się ze smakiem moimi muffinami nie szczędząc pochwał. A Mia przespacerowała się z moja wesołą rodzinką po Warszawie i nie narzekała, A Zahra w ogóle jest przekochana. A wy spróbujcie, może i was czymś kupią. (uwaga sprawdzać w słuchawkach, to bardziej takie słuchowisko) Jeśli jednak w listopadzie wolicie się kompletnie zatopić w mroku, to ja tu mam dla was jedną wyjątkową listopadową dziewczynę! Występuje pod pseudonimem Wielebna , śpiewa w Obscure Sphinx i właśnie razem ze swoją ekipa nagrała jeden z takich albumów metalowych, że słuchamy go w domu na repeacie. Proszę, cieszcie sie tym dobrem i wy. Jakby co, album zwie się " Void Mother ", zespół wydał go sobie sam, więc mozna zostac mecenasem sztuki i sobie zafundwać płytę, którą doceniają nie tylko takie kryptometalówy jak ja ale i krytycy muzyczni od lat związani z tym gatunkiem.

Grudzień z Beyonce Beyonce "Beyonce"

To miało być miejsce dla Misi Ff , no to lu! Misia Furtak z Tres B wydała solową płytę, w dodatku jest tak kochana, że zanim w grudniu ruszyła grać z nowym materiałem i płytą elegancko wydaną w formie fizycznej, pozwoliła

przesłuchać całości za darmo

w internecie. Misia jest zdolniachą i wierzę, że to jest ledwie pierwsze słowo, za którym przyjdzie jeszcze własne zdanie. Poza tym trzymam ją... za słowo właśnie, że dotrzyma słowa danego

mi w wywiadzie

i podejmie w swojej muzyce tropy łemkowskie. Tymczasem grudzień ukradła na bezczelu Beyonce . Albumy "z przyczajki" w 2013 rokus stały się modne - tak uderzył David Bowie. W temacie nieco szalonych pomysłów na teledyski wygrał Pharrell Williams robiąc 24-godzinny klip do zaraźliwej, hiperoptymistycznej i bardzo słonecznej piosenki "

Happy

". A Beyonce nie dość, że bez zapowiedzi, to jeszcze wrzuciła cały album w formie kilkunastu oddzielnych teledysków. Nie powiedziałabym, że to same single, ale brawo za odwagę. Dla was wybieram fragment z utworu "Grown woman", gdzie pani Beyonce śpiewa, że robi co chce. I robi co chce, bo album wydała sama, więc odsyła wszystkich zainteresowanych do sklepu internetowego.

 

Dzika Karta

Poza jakimkolwiek kalendarzem, traktujcie to jako szczęśliwą "Trzynastkę" . Po tych wszystkich ekscesach i breweriach, wyskokach, podskokach i eksperymentach proponuję od siebie, z czystej sympatii dla Was i waszych uszu - sięgnąć na deser po debiutancki album Magdy TER , która potrafi ukoić nerwy i zabrać na wyprawę w jakieś egzotyczne cyfrowo- analogowe rejony. Tu próbka jej możliwości.

Więcej o: