Brak pracy to czasem (pod)świadomy wybór

Lubimy sobie ponarzekać na szefa (niedouczony, ogólnie zły, wpływowy i na dodatek nie daje podwyżki), na współpracowników (wyrachowani, podstępni, głupi), na klimatyzację, na warunki biurowe, na sprzęt, który niedomaga. W końcu narzekamy na samą pracę, że odmóżdża, że sie w niej nie realizujemy, że kiepsko nam płacą, że jest poniżej naszych kwalifikacji. Zabrzmi to paradoksalnie, ale cieszcie się, że macie na co narzekać. Cieszcie się, bo macie pracę. Tematem stycznia jest BRAK, dlatego postanowiłam napisać o braku pracy.

Problem bezrobocia u młodych ludzi powraca jak bumerang. Na przełomie czerwca i lipca obroni się kolejna grupa studentów. Wtedy znów usłyszmy, że młodym jest teraz ciężko. Zapewne pojawią się listy świeżo upieczonych absolwentów przepełnione goryczą i żalem. Dowiemy się, że wszystkie posady są już obsadzone, a stare purchawy trzymają się kurczowo swoich stołków i ani myślą ustąpić miejsca nowej, doskonale wykształconej generacji.

fot1fot1 fot1

Tak między nami, to młodym ludziom na tzw. dorobku zawsze było ciężko, zarówno w czasach cesarstwa rzymskiego, w średniowieczu, jak i za komuny. Borykali się z tymi samymi problemami, brakiem pracy, własnego mieszkania i kłopotami natury miłosnej.

Możesz mieć skończonych pięć kierunków studiów, same piątki w indeksie, ale cała ta kariera naukowa nie zastąpi jednego: doświadczenia zawodowego. Żadne studia nie zagwarantują posady. Nauczysz się jak i gdzie szukać. Umiejętności praktyczne musisz zdobyć sam. Wiedza teoretyczna pozostanie zawsze wiedzą teoretyczną, a w pracy zwyczajnie nie ma czasu na akademickie dyskusje. Jaki procent wiedzy zdobytej na studiach rzeczywiście przydaje się w firmie? Na to pytanie każdy może odpowiedzieć sobie sam, w zależności od tego na ile wykonywany zawód jest spójny z ukończonym kierunkiem.

Nie wysyłał CV, ponieważ źle się czuł i gdyby ktoś zaprosił go na rozmowę, to mógłby kiepsko wypaść.

Jeżeli nie zaczniesz pracować w trakcie studiów, twoje szanse na zatrudnienie skutecznie maleją. Jeśli pracodawca ma przed sobą CV dwudziestosiedmiolatka, magistra ekonomii, zarządzania i marketingu, po kursie audytorskiem, z dwoma certyfikatami potwierdzającymi świetną znajomość języków obcych, który jednocześnie w pozycji doświadczenie zawodowe wpisał 3 miesięczne praktyki w pizzerii Cosa Nostra, to ten szef od razu będzie wiedział, że coś z tym kandydatem jest nie tak. I to "nie tak" trąci mocno jakimś potencjalnym problemem personalnym lub zwyczajnym lenistwem.

Mam u siebie w rodzinie przykład wiecznego studenta, który rozpoczyna kolejne (trzecie) studia, po to, żeby mieć ulgowy bilet na komunikację miejską. Sugestia, że lepiej poszukać pracy i kupić sobie ten bilet za samodzielnie zarobione pieniądze spotkała się z poważnym fochem delikwenta i jego rodziców, którzy w dalszym ciągu karmią pisklę. Niby pracy szuka, ale z marnym skutkiem. Ostatnio dowiedziałam się, że nie wysyłał CV, ponieważ źle się czuł i gdyby ktoś zaprosił go na rozmowę, to mógłby kiepsko wypaść. Propozycje podsyłane przez pół rodziny (bo rodzina naiwnie się martwi) okazały się niegodne, ponieważ: "leżały poza rejonem jego zainteresowań" , "na pewno słabo płacą" i mój ulubiony argument: "to będzie źle wyglądało w CV, to nie jest poważna praca" . Z podobnym entuzjazmem odniósł się do propozycji staży i praktyk studenckich, które kolidowały z "prawdziwym szukaniem pracy". Powiem szczerze, że taka postawa maksymalnie mnie osłabia. Rozumiem jednak, że jest to świadomy wybór. Wybór braku pracy.

Nie wyobrażam sobie życia bez pracy. I nie chodzi tu tylko o kwestie ekonomiczne, tylko bardziej o jakąś przydatność życiową.

Ostatnio wielkie oburzenie wzbudziła oferta bezpłatnego stażu w jednej z agencji . Nie rozumiem tej fali krytyki, bo nie widzę nic złego w bezpłatnych praktykach, czy bezpłatnym stażu podobnie jak w wolontariacie. Sprawa została postawiona jasno. Nie zapłacą ci za staż. Nie chcesz zdobyć doświadczenia za darmo, to nie, twoja strata. Po co się tak unosić? Ale może ja jestem nienormalna, bo kiedy kończyłam studia, to poziom bezrobocia wynosił około 20% i człowiek brał wszystko, co się nawinęło i po prostu cieszył się z tego, że miał pracę. To oczywiste, że na początku czasem musimy zajmować się mniej ciekawymi rzeczami, odstać pod ksero kilka godzin, parzyć tę nieszczęsną kawę. Nikt nam nie zaoferuje "na dzień dobry" stanowiska kierowniczego.

fot2fot2 fot2

Pracowałam od czasów liceum. Dorabiałam korepetycjami, opiekowałam się dziećmi. Pracowałam na stacji benzynowej i w sklepie, nigdy się tego nie wstydziłam, ani nie uważałam się za księżniczkę, która rączek sprzątaniem sobie nie skala. Między rysowaniem projektów dorabiałam na zmywaku w knajpie. W połowie studiów zaczęłam pracować w pełnym wymiarze, dodatkowo robiłam za darmo różne projekty w jednej z NGO.

Dla opornych polecam niezastąpiona Panią Irenę Kwiatkowską, która żadnej pracy się nie boi.

 

Nie wyobrażam sobie życia bez pracy. I nie chodzi tu tylko o kwestie ekonomiczne, tylko bardziej o jakąś przydatność życiową. Nawet jeśli jest tak, że przez miesiąc siedzę z głową w excelu albo stawiam codziennie trzydzieści kwerend i dochodzi do tego już mi się śnią tabele przestawne, to wolę to dłubanie w zestawieniach niż nic.

Wasza Korespondentka z Wydziału Odzyskiwania Zdrowego Rozsądku

Więcej o: