Autostopem przez galaktykę i jeszcze dalej! 10 miejsc we Wszechświecie, które warto zobaczyć

Mamy to! Pierwszy człowiek wreszcie wylądował na Słońcu! Żartuję, to urocza kaczka dziennikarska, którą jeden z satyrycznych serwisów internetowych wypuścił w świat. Ściemą nie jest za to nowe zdjęcie pięknej Andromedy, ani ta, budząca spore emocje, nowa publikacja profesora Hawkinga poświęcona czarnym dziurom. Z tej okazji chciałabym was zabrać w podróż poza horyzont zdarzeń i z powrotem. NIE PANIKUJCIE.

1. Jej wysokość Andromeda

Już starożytni Persowie wiedzieli, że ta pani jest godna uwagi. Co prawda wspominali coś o chmurach, potem twierdzono, że to mgławica, wreszcie okazało się, że mamy do czynienia z galaktyką. I to największą w naszej okolicy! Ruszając w gwiezdną podróż, choćby tylko przy użyciu lornetki, nie możecie jej zignorować. Galaktyka Andromedy jest zjawiskowo piękna i już. Pierwsze jej fotograficzne portrety, ot choćby wykonany końcem XIX wieku przez Isaaca Robertsa, potwierdzały jej nienegocjowalny urok. Miesiąc temu astronom amator Jeff Johnson strzelił naszej ślicznotce niezły portret ( tu znajdziecie szczegóły techniczne ).

Galaktyka Andromedy (M31)

Jeśli nie macie sposobności, by załapać się na jakiś rejs kosmiczny, który wyniesie was wystarczająco blisko, byście mogli sami trzasnąć fotkę rozgwieżdżonej Pannie A, albo akurat brak wam odpowiedniego teleskopu - nie martwcie się. Andromeda sama wpadnie do nas z wizytą. Przewidywane zderzenie z naszą kochaną Droga Mleczną odbędzie się już za 3,7 miliarda lat. Co prawda wyliczenia są niepewne, a szanse na to, że w efekcie tej totalnej kolizji wasze życie pozagrobowe stanie się lepsze nikła, to w mokrych snach niektórych badaczy przestrzeni międzyplanetarnych pojawia się gorąca wizja powstania supermegahipergalaktyki, przy której wszystkie mniejsze zbledną i znikną, przynajmniej, jeśli mówimy o naszym "obserwowalnym" sąsiedztwie.

2. Patrz jaka dziura!

Spieszcie się patrzeć na czarne dziury , bo tak szybko odchodzą. Ledwie pół wieku minęło od chwili, kiedy udało się logicznie udowodnić, że czarne dziury są naturalnym uzupełnieniem naszego wszechświata, a już w styczniu 2014 Stephen Hawking , ten sam, który pomagał wszystko elegancko dowieść, napisał, że zmienił zdanie. Od początku jednak - Czarne Dziury to enfants terribles naszej astronomii. Przebrzydłe, zbyt ciężkie i póki co niemożliwe do zbadania w sposób, w jaki zwykliśmy myśleć o tych czynnościach COSIE. Nie da się ich dźgnąć, pobrać próbki, to są, moi mili, "obszary czasoprzestrzeni ", zawierają "osobliwości ", a otacza je "powierzchnia matematycznie opisana " (cyferki, wzory) zwana "horyzontem zdarzeń ". Kto ją raz przekroczy - przepadnie na zawsze uwięziony w pułapce, z której nawet taki cwaniaczek jak światło się nie wydostaje. Czarne Dziury pasowały fizykom i matematykom do tego, by opis naszej rzeczywistości się zgadzał. O tym, że są, udało się stwierdzić po tym, co zrobiły swoim sąsiadom. Teraz zaś Stephen Hawking mówi, że może czas zweryfikować trochę te dumania, że może ten horyzont zdarzeń to jednak nie istnieje, że te dziury są jednak szare, że to światło i materia owszem, bywają tam uwięzione na długo, ale po jakimś czasie mogą opuścić przestrzeń i udać się w sobie tylko znanych kierunkach. Zanim więc zupełnie wyblakną te dziurzyszcza, dzięki kolejnym badaniom, wyliczeniom i weryfikacjom teorii, szybciutko lećcie je obejrzeć, choćby na wyimaginowanych obrazkach z internetu.

Czarna Dziura, tak zwana artystyczna impresja

3. Marsjańskie zaskoczenie

Niby nuda, kogo jeszcze kręcą zdjęcia z Marsa, ale musicie wiedzieć jedno - czerwona planeta to podstępne bydlę. Znacznie więcej misji badawczych skończyło się niepowodzeniem niż sukcesem. Plany wysłania tam załogowego statku przekładane są już od ponad 60 lat. Jednocześnie Mars jako "miła" ruda, wietrzna i dosyć chłodna alternatywa dla przeludnionej wodnisto-glebiastej Ziemi wciąż pcha rzesze badaczy do konstruowania kolejnych pojazdów i ciskania nimi w tę czwarta planetę od Słońca. Warto czasem spoglądać co też tam te pojazdy (i satelity krążące wokół pana Marsa) sfotografowały. Panoramy o rozdzielczości biliona pikseli bywają całkiem ładne, wiecie: skały, kamienie, skały, kamienie .... zaraz zaraz. Skoro już o kamieniach mowa, to wiecie, że kilka dni temu Opportunity uchwycił przedziwny kamień, który pojawił się znienacka? Nie było, a jest. Nasa wrzuciła nawet zdjęcie "przed" i "po".

Wow, kamień. Warto było czekać 3540 dni na takie zaskoczenie

Kto go podrzucił? Albo sam Opportunity, z nudów, wiadomo, siedzi tam już dobrych dziesięć lat - każdy by zaczął sobie podrzucać kamieniami - znaczy teoretycznie mógł mu ten kamień wyskoczyć spod kół. Możliwe też, że cholerstwo przyleciało tu inaczej, spadło z nieba, przyturlało się z wiatrem. Najważniejsze, że pojazd ma nowe zajęcie, musi przebadać znalezisko. Wielbiciele teorii spiskowych zaś mogą sobie fajnie spiskować na nowy temat.

4. Supernowość

Hej, łapcie plecaki, chwytajcie za ręczniki, szkoda czasu! Oto bowiem od kilkunastu dni obserwować możemy na niebie zupełnie nową supernową. Wybuch przekształcający białego karła w supernową odnotowano 21 stycznia. Zdarzenie miało miejsce oczywiście dawno, dawno temu, za to w nie tak odległej galaktyce Cygaro . Galaktykę tę znajdziecie w konstelacji Wielkiej Niedźwiedzicy (to już brzmi znajomo, każdy potrafi znaleźć Wielką Niedźwiedzicę, prawda?). Wydarzenie to bardzo ekscytuje ludzi od kosmosów, bo nieczęsto możemy oglądać sobie wybuchy gwiazd tak blisko Ziemi. Wreszcie też powstała w skutek wybuchu supernowa blednie zmieniając się w zbieraninę gwiezdnych odpadów - gazu, pyłu i innych farfocli, czyli w mgławicę. Ta zaś dosyć szybko, bo - cytując definicję - "już po okresie kilkudziesięciu tysięcy lat" znika bez śladu, czyli pośpiech jest wskazany. A teraz bez żartów, Supernowa skatalogowana jako 2014J przestanie być widoczna jako bardzo jasny punkt już za kilka dni. Jeśli nie macie w planach rychłego wylotu na orbitę, zawsze możecie sobie popatrzeć tu z dołu. Wystarczy wam przyzwoity teleskop, albo YouTube, na którym znaleźć można filmik, jak pewien Włoch, jak on ją pokazuje , tę supernową.

Podążajcie za strzałką. Supernowa to ta jasna kulka wśród innych kulek

5. Orzeł o słoniowych ciosach

Wybierając się w międzygwiezdną wędrówkę zadbajcie o to, by trasa podróży koniecznie przebiegła gdzieś w okolicach Mgławicy Orzeł . O tym, że warto rzucić okiem na ten liczący już 5,5 miliona lat zbiór świecącego gazu i plazmy świadczyć mogą zdjęcia wykonane przez teleskop Hubble`a. "Filary stworzenia " stały się ikoniczne dla astralnej fotografii - nic dziwnego, tylko natura może pozwolić sobie na taki patetyczny kicz. No dobra, ja mam ciarki jak patrzę na to. Świadomość, że takie cuda są gdzieś tam, w przestrzeni jest miła. Refleksja, że osobiście pewnie mało komu będzie dane obejrzeć sobie te cuda przez okienko promu kosmicznego - przygnębiająca. Pofantazjować zawsze jednak można, poza tym nigdy nie wiesz, kiedy zrządzeniem losu trafisz na pokład statku Vogonów i nie polecisz w tamte rejony, a skoro już pozwalamy sobie na takie poetyckie rozważania- będąc w sąsiedztwie Orła nie zapomnijcie trzasnąć paru biutiszotów Mgławicy Omega - też niezgorsza z niej lala.

Filary Stworzenia okiem teleskopu Hubble`a

6. Łap kometę z Rosettą

Rosetta to piękne imię dla sondy kosmicznej, dlatego badacze z Europejskiej Agencji Kosmicznej nie wahali się go użyć. Nazwany tak uroczo bezzałogowy stateczek wyruszył w swoją misję badawczą dokładnie dekadę temu. Jego zadaniem jest pierwsze w historii bliskie spotkanie analityczne z wnętrzem komety - wiecie dotychczas mieliśmy okazję doświadczać komet wizualnie, patrząc w niebo, albo odczuwać skutków ich przenikania do naszej atmosfery. Rosetta ma spokojnie pooglądać i wybadać jakież to właściwości ma jądro komety w stanie nie atakującym jeszcze Ziemi. Czy wiecie, że przez dziesięć lat lotu w stronę starannie wyselekcjonowanej komety noszącej dźwięczne imię Czurimoow - Gierasimienko nasza Rosetta nie próżnowała? Najpierw obejrzała z bliska kometkę Tempel 1 , potem obfotografowała nam Marsa , a jakże, obejrzała i utrwaliła cyfrowo obraz planetoidy Šteins , wreszcie przefrunęła obok Paryża, znaczy Lutetii - bo tym łacińskim odpowiednikiem nazwy francuskiej stolicy ochrzcił planetoidę niemiecki astronom, pan Goldschmidt już w XIX wieku. Czy wiecie, że zauważył to cudeńko z balkonu swego mieszkania w Paryżu? Teraz już wiecie. Rosetta tak się zmęczyła patrzeniem na Lutetię, że poszła się przekimać nieco, znaczy przeszła w stan hibernacji. Miało to miejsce w 2011 roku, zaś naukowcy z EAK wybudzili naszą śpiącą królewnę w styczniu 2014. Rosetta badać będzie swoją kometę od maja tego roku aż do grudnia 2015. Macie więc jeszcze chwilę , by do niej dołączyć, pamiętajcie tylko, że jesteście o jakieś 87 tysięcy godzin lotu w plecy, może lepiej więc zostać w domu i czekać na kolejne zdjęcia w wolnej chwili oglądając animacje przygotowane przy współudziale rodziców naszej bohaterki:

 

7. Zakątek miliona gwiazd

Gwiazdy na emeryturze zazwyczaj raczą implodować nabzdyczywszy się uprzednio. Po wszystkim zaś pozostawiają jakieś zdegenerowane obiekty astronomiczne. Jest taki zakątek wszechświata, w którym ryzyko obcowania ze starymi i nabzdyczonymi gwiazdami jest spore. To Messier 9 , gromada kulista, czyli takie zgrupowanie gwiazd trzymających się w bardziej zwartej formie dzięki grawitacji. Więc w tej gromadzie Messier 9 kapryśne podstarzałe ciała niebieskie występują w ilości ćwierci miliona. Świecą sobie tutaj od 10 miliardów lat,a robią to obecnie na tyle mało intensywnie, że pan Charles Messier nazwał to miejsce "mgławicą bez gwiazd". Trzeba mu wybaczyć to drobne przeoczenie, patrzył na ten skrawek kosmosu dwieście pięćdziesiąt lat temu. Dla gwiazd M9 to pestka, dla astronomii kilka epok rozwoju technologicznego. Pan Charles miał instrumenty optyczne niedoskonałe, nie mógł wiedzieć, że ten dom spokojnej starości ciał niebieskich zwyczajnie zasnuwają mgławice. My mamy Hubble`a, ten przemiły teleskop robi dla nas piękne zdjęcia i dzięki temu wiemy lepiej. Cwaniaki z nas. Aha. Jeśli M9 się Wam podoba, możecie obejrzeć " Listę najwiekszych przebojów Hubble`a " czyli selekcję najlepszych fotek, jakie nasz astronomiczny papparazzo zrobił różnym gwiazdom w ciągu dwudziestu czterech lat swojej pracy zawodowej na orbicie okołoziemskiej.

Galaktyczna starszyzna z M9

8. Super Ziemia

Marzenia o ucieczce na nową, lepszą planetę nie są niczym nowym. Eskapizm w ogóle nie jest nowym trendem. Wreszcie trawa zawsze jest bardziej zielona tam gdzie nas nie ma. To logiczne- tu już wszystko zdeptaliśmy i przekopaliśmy, a na koniec zatknęliśmy trzy bannery reklamowe i jeden dmuchany namiot z kulkami dla dzieci obwieszony czterema głośnikami emitującymi skoczną muzykę, która cieszy ludzi. No dobrze, żarty na bok. Jakiś czas temu zespół teleskopów ustawionych na szczycie góry Hopkinsa w Arizonie wytropił we wciąż się rozrastającym kosmosie nową superziemię. A na imię jej GJ 1214b . Superziemią została nie dlatego, że ma to samo, co nasza planeta, tylko znacznie fajniejsze. Nie ma tam bowiem ani jednego kurortu, nie ma resortu (nie ma więc szans na dzieci, sorry). Jest za to woda i jest atmosfera, co daje nam nadzieje na to, że jednak tylko 40 lat świetlnych od domu mamy hipotetyczny azyl. Obecność wody wydedukowali już cztery lata temu spece od analizy danych dostarczanych przez teleskop. Póki co trudno powiedzieć czy da się tam zbudować największe centrum handlowo - wypoczynkowe w Galaktyce, ale potencjał jest. GJ 1214b wreszcie zaliczana jest do grona superziem dlatego, że jest ponad dwukrotnie większa od zwykłoziemi (to już nie jest termin naukowy, wybaczcie). Jedno jest pewne, chmury tam są okropne , więc byłoby na co narzekać.

2,7 razy więcej chmur nad głową, super nowa Ziemia

9. Ten wyrzutek Pluton

To niesamowite móc powiedzieć: "za moich czasów planet było dziewięć". Na swój sposób niesamowicie przykre też, że nam tu ubyło o jednego karzełka. Pamiętam doskonale swój kieszonkowy podręcznik do astronomii dla młodzieży,w którym był specjalny wierszyk pomagający zapamiętać kolejność planet. Teraz rymowanka straciła zupełnie sens (choć i wtedy nie miał go zbyt wiele, szło to bowiem tak: "M oją W olę Z naj M atole, J ak S ię U prę N ie P ozwolę" , czyli: Merkury, Wenus, Ziemia, Mars, Jowisz, Saturn, Uran, Neptun i Pluton), a nasz układ słoneczny jest uboższy. Najgorsze jest to, że jedyne, co nam po tej planecie zostało, to kilka rozpikselizowanych zdjęć pokazujących jasne kwadraty otoczone przez szaro- szare kwadraty . No dobra, Pluton wciąż tam jest i krąży sobie, tylko wiecie, już jakby mniej znacząco. Patrząc więc w niebo wieczorem wspomnijcie czasem ofiarę przeszacowanych oczekiwań badaczy przełomu wieków. Gdybyście chcieli zaś nieco pięknej, nieprzydatnej w codziennym życiu wiedzy, to taki mały Pluton, planeta karłowata, potrzebuje cholernie dużo czasu, żeby okrążyć Słońce. Gazowe biedaczysko robi bowiem w 248 lat to, co nasza Ziemia w ledwie jeden rok. Pluton ma księżyc połowy swej wielkości, a grawitacja pozwoliłaby nam wszystkim być zdecydowanie lżejszymi żyjąc właśnie na Plutonie. Pytanie tylko czy za cenę zrzucenia (choćby i tak przewrotnego) paru kilogramów jesteście gotowi znosić temperaturę - 225 stopni Celsjusza? Nie sądzę. A weźcie tam najpierw dolećcie, cwaniaczki. Niby jest tak, że gdy teściowa niemiła a szef złośliwy, to człowiek jest skłonny poświęcić wiele, ale chyba nie aż kilka swoich żyć, żeby przelecieć tych 4000 - 7000 milionów kilometrów, prawda?

Nasz ex-kolega wyrzucony z układu: Pluton i jego księżyce

10. Wsiąść do rakiety Hermaszewskiego

Ostatni punkt jest łatwy do osiągnięcia, dość skromny gabarytowo, ale za to znaczący historycznie. Dla nas, krajowych miłośników gwiezdnych podróży. Chodzi oczywiście o statek Mirosława Hermaszewskiego , pierwszego Polaka w kosmosie. Nie wiem, czy wiecie, że polskich akcentów w przestrzeni pozaziemskiej było już kilka. Projekt pojazdu księżycowego wykorzystywanego podczas misji Apollo 15,16 i 17 wykonany został przy całkiem sporym udziale urodzonego w Hrubieszowie polskiego inżyniera pracującego przed wojną dla naszej armii, Mieczysława Bekkera . W kosmos poleciał też Lem pierwszy polski nanosatelita naukowy (i drugi polski satelita w ogóle), było też w NASA dwóch znaczących kosmonautów polskiego pochodzenia: dowódca dwóch misji George D. Zamka i astronauta - lekarz Scott Parzyński (latał pięć razy, w tym raz z Zamką. Czy ja was aby nie zanudzam?). Do rzeczy jednak - to Hermaszewski jednak jest pierwszy, nasz i o tym pamiętamy. Wiecie co jednak jest najlepsze? Moduł kapsuły Sojuz 30 , którą generał Hermaszewski wrócił na Ziemię ze swojej misji badawczej może obejrzeć każdy z Was, za darmo.

Ciasno, ale przytulnie. Sojuz 30

Ten bowiem spoczywa sobie spokojnie w podcieniach budynku Muzeum Narodowego - tam gdzie póki co wciąż działa oddział Muzeum Techniki. I to jest nasz skrawek kosmosu na wyciągnięcie ręki. Można zajrzeć do tej kapsuły, można sobie wyobrazić jak to wszystko działało. Wewnątrz muzeum jest również skafander Hermaszewskiego, w księgarniach i bibliotekach wyszperać można sobie zaś książkę samego generała opowiadającą o wrażeniach z lotu - " Ciężar nieważkości ". To całkiem miły akcent na zakończenie, prawda?

Plecy kapsuły, człowiek w środku

Jestem ciekawa czy się Wam podobał ten szybki przelot przez Wszechświat, może macie swoje ulubione gwiezdne tropy? Rzućcie no tu coś!

Więcej o: