Profesor Legutko nie przeprosi, czyli o honorze, uczciwości i smarkaczach

Napiszę dla Was krótki tekst, dobrze? Dla odmiany. W opozycji do zwykle produkowanych przeze mnie emocjonalnych litanii, naszpikowanych skrytymi i jawnymi obelgami narzekań, elaboratów wołających na puszczy, pretensji i przydługich rozważań psu na budę. Postaram się zmieścić w minimum przewidzianym dla fochowego tekstu. Krótko: panie profesorze Legutko, jestem zniesmaczona.

O co chodzi? Wiadomo, zwykle o pieniądze lub/i przekonania.

Pochlebiam sobie, iż przoduję w popularnej konkurencji jestem stara, siedzę na kanapie i mam za złe . Uważam, że kiedyś słońce świeciło jaśniej, wędliny były bardziej smakowite, a młodzież w szkole uczyła się pilniej, na imprezach wymiotowała dyskretniej i obnażała swoją ignorancję z czymś w rodzaju zażenowania.

Nie lubię nastolatków. Nie lubię ich jako żywych dowodów, przypominających mi utraconą młodość i jej błędy. Nie lubię ich, bo są hałaśliwi, czasem głupawi, niekiedy niedomyci, bo za dziesięć lat będą się umawiać z moją córką i synem, bo mają marzenia, złudzenia i ideały. Nudzą mnie na ogół, a histerie wolę we własnym wydaniu.

Nie lubię też polskiego Kościoła Katolickiego, wiele razy dawałam temu wyraz, uzasadniałam i powoływałam się na liczne przykłady. Nie mam pretensji do obiektywizmu i szanuję cudze poglądy, o ile nie wchodzą mi pod kołdrę, na stół, do szafki z lekami i na głowę.

LegutkoLegutko 

Mierzi mnie, kiedy rzeczone nastolatki formują się w rzekomo ideologiczne demonstracje, które to parady są w gruncie rzeczy pretekstem do beztroskiej szarpaniny, przechodzącej płynnie w naparzankę, podpalanie tego i owego, szczanie po bramach secesyjnych kamienic, rujnowanie chodników i ciskanie produktami tej rujnacji w okoliczne bezdomne koty.

Żywiąc niechęć do nastolatków i Polskiego Kościoła (i w sumie wszystkich i wszystkiego, lecz staram się hamować) - żywię jednocześnie głęboki szacunek do nastolatków, którzy:

- wyrazili swoje zdanie w kwestii umieszczania symboli religijnych w państwowych placówkach edukacyjnych,

- zorganizowali debatę na temat powyższy,

- nie wyrazili zgody na obrażanie ich samych, oraz ich Rodziców, zażądali zadośćuczynienia w postaci publicznych przeprosin i wpłaty konkretnej sumy na cel społeczny.

krzyzekrzyze 

A mogli mieć wylane, albo gorzej. A mogli leżeć pod stołem w stanie bezprzytomności, jak rok długi i szeroki. A mogli mieć w dupie co i kto deklaruje w ich imieniu i na ich konto. A mogli nie wojować z wiatrakami. A mogli zakuć, zaliczyć, zapić, zapomnieć i nie chcieć niczego więcej od siebie, ani od świata. A mogli otrzeć ślinę z twarzy i rzec, że to deszcz pada. A mogli wreszcie zażądać wpłaty na własne konta, nie na mityczny cel społeczny.

Sąd uznał racje licealistów. Profesor Legutko nie uznał racji sądu. Smarkaczy nie przeprosi i basta. Smarkacze mają znać swoje miejsce, które to miejsce zasadniczo znajduje się pod stołem albo w sionce. Ze smarkaczami nie trzeba się liczyć, nie trzeba też traktować ich poważnie.

Ze swojej strony mogę tylko przekazać Pani Zuzannie Niemier i Panu Tomaszowi Chabince najszczersze wyrazy szacunku i podziwu. Chciałabym wychować swoje dzieci na takich ludzi, jakimi okazali się ci rozwydrzeni i rozpuszczeni przez rodziców smarkacze.

Panu profesorowi Legutce chcę powiedzieć, że jest mi przykro. W mojej głowie bowiem słowo "profesor" nadal stoi w jednym rzędzie z takimi słowami, jak: klasa, etyka, dojrzałość, świadomość, obycie.

Z ostatniej chwili (czyli z dnia 6 lutego 2014):

Asystent europosła Mirosław Sanek zadeklarował dziś, że prof. Legutko jest gotów do wypełnienia postanowienia sądu w całości, ale powstał problem techniczny ze wskazaniem konta, na które ma zostać przelana zasądzona nawiązka na cel społeczny. - Jeśli zaś chodzi o publikację przeprosin, to w piątek, najpóźniej w poniedziałek, będziemy zlecać ich druk w mediach wskazanych przez sąd - zapowiedział Sanek.

Kiedy piszę te słowa - mamy dzień 12 lutego 2014 r. Środa. Artykuły, w których było o tym, że profesor Legutko odmawia przeprosin - teraz mówią o tym, że przeprosiny już wkrótce. Nadal czekam.

Mówiłam, że będzie krótko, prawda? Och, tak sobie chlapnęłam. Odpowiedzialność za własne słowa jest nudna, niedzisiejsza i jedzie naftaliną.

Więcej o: