1. Grafen jest już passe
Molekularna policja modowa ostrzega, porzućcie grafen, bierzcie molibdenit. Tę wstrząsającą wiadomość przekazał niedawno naukowy serwis PAP . Teraz pozwólcie, że spróbuję wyjaśnić wam, jak filozof laikom, o co tu właściwie chodzi. Otóż od lat trwa morderczy wyścig ku ideałom - szukamy doskonałych materiałów, które będą przewodzić ciepło, dostarczać elektryczność bez strat albo filtrować określone substancje, odsiewając bez większych szkód to, co niepożądane. Grafen miał szansę na bycie strzałem w dziesiątkę.
Co to w ogóle jest? Ach, to taki śmieszny sprasowany węgiel - konkretnie cząsteczki węgla ułożone płasko, łączące się w struktury przypominające plaster miodu. Zaraz, zaraz, co tu takiego śmiesznego? Ano to, że grafen, ze względu na swoją totalną płaskość, uważany jest za strukturę dwuwymiarową, fajnie, nie? Tenże grafen ma sporo zalet i kilka wad, naukowcy opisują to wszystko bardzo poetycko, używając tak lirycznych zwrotów, jak zerowa szerokość przerwy zabronionej, anomalny kwantowy efekt Halla i inne stożki Diraca. DO RZECZY. Grafen jest super, stawia mały opór, nie traci przewodzonego ciepła, nie marnuje elektryczności, dobrze filtruje wodę, ma jednak problem z tą przerwą zabronioną. Jego przerwa jest tak bardzo zerowa, że prąd przewodzony jest nieustannie. Naukowcy powiedzieli, że to fatalna sytuacja. Dlaczego? Nie da się z grafenu zrobić miłego kuriera, który za pomocą prądu i jego braku przekazywałby wiadomości zero-jedynkowe. A wiecie, po co nam informacje zero-jedynkowe? No do komputerów są nam potrzebne na przykład. Grafen więc mógłby zostać nowym krzemem w Dolinie Krzemowej, ale trzeba by było nad nim popracować i nauczyć go kilku sztuczek. TYMCZASEM W POLSCE polscy naukowcy odkryli niedawno, że molibdenit (siarczek molibdenu MoS2) jest lepszy od grafenu, bo nie dość, że występuje w naturze w miarę powszechnie, da się poukładać tak cieniutko, jak ten czarny grafenowy miodek, przewodzi i filtruje, to jeszcze MA PRZERWĘ ZABRONIONĄ! Jednym słowem: 01010011 01010101 01001011 01000011 01000101 01010011 (sukces).
Poznajcie lepiej molibdenit (to ten srebrzysty gość) może się Wam kiedyś przydać
2. Zmarszczki zostały wykryte!
Autorzy z jednego z moich ulubionych "luzackich" serwisów naukowych podrzucili ostatnio tego samego newsa, co wszyscy inni autorzy ze wszystkich innych fajnych serwisów naukowych, tylko zrobili to zabawniej (We`ve found BANG! from The Big Bang Theory) - brawo PopSci.com ! No dobrze, ale to serwis kobiecy, miało być o zmarszczkach. Pracowici naukowcy z Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics znaleźli twarde, obserwacyjne dowody na obecność fal grawitacyjnych zwanych zmarszczkami na rzeczywistości. Charakter tych fal wskazuje zaś na to, że Wielki Wybuch miał miejsce. Teraz zaś trzy niesamowite rzeczy związane z tymi zmarchami. Po pierwsze - dane, które wskazywały na istnienie fal grawitacyjnych, zostały zebrane już kilka lat temu przez teleskop BICEP działający do 2008 roku w okolicach Bieguna Południowego. Ponieważ naukowcy dopiero przekopują się przez wszystkie nagromadzone przez to urządzenie informacje, jest szansa, że gdzieś tam czeka jeszcze kilka ciekawych wiadomości z prawdziwie kosmicznej prehistorii. Po drugie - samo istnienie fal grawitacyjnych przewidział, podobnie jak wiele pozostałych elementów układanki zwanej Ogólną Teorią względności, Albert Einstein. Ba! Fale Grawitacyjne to ostatni klocek w tej układance - istnienie wszystkich innych zostało już potwierdzone. Po trzecie - hej, to są fale po Wielkim Wybuchu, a my je zaobserwowaliśmy, czy to nie genialne? To jak odnalezienie jedynego zdjęcia naszej pra pra prababci albo wykopanie kości jakiegoś dinozaura, tylko, że sto razy bardziej!
Miła infografika z BICEP2: żółte to wielki wybuch, to na końcu to nasz "obserwowalny wszechświat" a na dole wizualizacja zmarszczek
3. Mamy nowego tyrana, znów okazał się być gadem
Skoro już o pra i o dinozaurach mowa, to nie mogę nie powiedzieć Wam o tym, że na Alasce odnaleziono całkiem nie najświeższe kości. Przeleżały sobie najpierw około 70 milionów lat, potem, w 2006 roku zostały wygrzebane i uznane za kości przedstawiciela rodziny Gorgozaurów. Niestety z tymi szczątkami od początku było coś nie tak, więc na wszelki wypadek z czasem przeniesiono je do szufladki z resztkami po Albertozaurach. Dopiero zupełny przypadek sprawił, iż naukowcy Ronald Tykoski i Anthony Fiorillo zauważyli, że te kościste resztki idealnie pasują do rodziny tyranozaurów. I tak w 2014 roku możemy się cieszyć odkryciem zupełnie martwego, nowego rodzaju tych pokracznych drapieżców. Przed państwem Nanuqsaurus hoglundi ! Choć jest najniższy w rodzinie, założę się, że zeżarłby was równie szybko, co jego rośli kuzyni.
Nanuqsaurus to ten niebieski, dla porównania typowe T-Rexy to obiekty B i C
4. Żarłoczne mikroby
Jedzenie? Ktoś wspominał o nim? O prądzie chyba też. W takim razie czas, byście przyjrzeli się dokładnie Rhodopseudomonas palustris.
Taki tam, mikrob z bliska
S pokojnie, to tylko bakterie. Dlaczego w takim razie warto się im przyglądać? Harwardzka drużyna naukowa Petera Girguisa spieszy Wam z odpowiedzią - otóż jak się będziecie wpatrywać w te mikroby, zwłaszcza, kiedy siedzą sobie w okolicy obfitej w prąd, zauważycie, jak zjadają sobie elektrony prościutko z elektrody, bez pośredników (inne mikroby potrzebują jednak dawców) i przetwarzają je w energię. To musi być fajny widok, Girgius i jego ekipa obserwowali te zajścia na tyle długo, że aż napisali o tym artykuł. Co to oznacza dla nas? Póki co niewiele poza odrobiną bezużytecznej, za to całkiem ciekawej wiedzy. Girgius podkreśla, że póki co nie widzi szans na wykorzystanie tych maluchów w roli baterii, ale ma przeczucie, że mogłyby spełnić ważną rolę w przemyśle medycznym.
5. Zielona elektrownia
Krążę dziś wokół tej elektryczności, może to przez to, że od miesiąca zapominam przelać pieniądze naszemu dilerowi prądów. No trudno, to na mnie już czas... Gdybym jednak się zasiedziała i zanudzała Was, zamiast zapłacić ten rachunek (reakcją na to stałoby się niechybnie odcięcie dopływu prądu do naszego gospodarstwa domowego), to mam dla siebie samej z przyszłości dobrą informację. Wam też może się przydać, gdy będziecie negocjować umowy albo gdy zabraknie tematów "pogodowych" podczas small talku z kimś wyjątkowo nudnym. Naukowcy z MIT znaleźli sposób, by zmusić rośliny do pracy i to nie byle jakiej. Wypowiedź szefa grupy badaczy zajmujących się "nanobionicznymi roślinami", jest tak urocza, że aż przetłumaczę Wam tu fragmencik. Michael Strano powiedział, że rośliny są bardzo atrakcyjne jako platforma rozwoju nowych technologii - same się naprawiają, są stabilne, potrafią przetrwać w trudnych warunkach i mają własne źródło zasilania. To teraz przywołuję GRAFEN! Państwo z MIT podrasowali swoje rośliny między innymi za pomocą nanorurek węglowych (a wiecie, że nanorurki to zwinięty grafen?), dzięki czemu rośliny produkują więcej energii, mogą być wykorzystywane do wykrywania toksycznych materiałów, pestycydów i zanieczyszczonego powietrza. W przyszłości państwo z Massachusetts zamierzają dręczyć rośliny jeszcze bardziej, by stały się naszymi małymi elektrowniami, a jednocześnie biokomputerami. Założę się, że jest na sali kilka osób, które widziały o tym różne filmy, japońskie takie, animowane. A może ktoś pamięta komiksy Moebiusa, albo taki album "Ronin" Franka Millera?
No, to do roboty, roślinko!