Rozpacz remontów - jak ja Wam zazdroszczę, dziewczyny
Mężczyzna, to mężczyzna. Nie dziwi mnie, gdy potrafi:
- naprawić spłuczkę za pomocą sznurka i widelca (człowiek, za którego wyszłam zadziwił mnie kiedyś takim właśnie kwadransem magii).
- porozmawiać z fachowcem tak, żeby fachowiec nawet nie myślał o zrobieniu nas w kanalizację.
- otynkować ścianę, czy co tam się zwykle ze ścianą robi.
Widzicie, nawet nie potrafię znaleźć dostatecznej ilości przykładów - tak u mnie kiepsko z tą wiedzą.
Ale kiedy przedstawicielki mojej własnej płci wykazują się umiejętnościami, których nie mam i mieć nie będę - wpadam w zachwyt. I zielenieję z zazdrości. Dziewczyny, jak Wy macie dobrze!
Roman Alfred również nie cierpi remontów Roman Alfred również nie cierpi remontów
Roman Alfred również nie cierpi remontów
Na przykład ta koleżanka , która wprost mówi: Miałam doła, więc ubrałam się w dekolt i pojechałam do Castoramy, porozmawiać z panem o wylewce. I pomogło . Wiecie, co by było, gdybym ja pojechała w dekolcie do Castoramy? Otóż po pierwsze zgubiłabym się zaraz po wejściu, po drugie musiałabym wygooglać, co to jest wylewka, po trzecie zapytałabym o nią niewłaściwego pana, a po czwarte żaden dekolt nie mógłby ukryć mojego żenującego braku wiedzy w temacie, niedostatku fachowego słownictwa i faktu, że nie odróżniam betonu od cementu. Dół by dążył do głębi Rowu Mariańskiego z każdą minutą mojej wizyty w markecie budowlanym.
Albo moja Mama , inżynier w duszy i z zamiłowania, obdarzona wyobraźnią przestrzenną i precyzją ręki, umiejąca naprawić od niechcenia vintage parawan, kaloryfer, luźną klepkę w podłodze i nogę od stołu. Moja Mama, która w niewielkim mieszkaniu sprytnie wykorzystuje każdą przestrzeń, która urządzenie kuchni i łazienki rozrysowała dokładnie i co do milimetra, tak, że nieufny stolarz-wykonawca nie miał już - mimo swojego: Pani, ja to sam muszę obmierzyć, pani pewnie się wydaje, że to jest równo, a potem będzie płacz - nic do poprawienia i cmokał nad projektami w podziwie. Ja, cóż, ja się wyrodziłam. Nie umiem równo narysować kreski przy linijce, kocham klej Kropelka, lecz bez wzajemności, nie było jeszcze wypadku, żebym przykleiła listwę przypodłogową, a nie siebie do desek. Włażę w wiadro z farbą, przy świeżo pomalowanej ścianie wypuszczam z ręki buteleczkę z lakierem do paznokci, znacząc nieskazitelną powierzchnię krwawą strugą. Nie umiem rozrysować, zaplanować, wymyślić, nawet w Tetrisa przegrywałam. Jestem beznadziejna w te klocki. I jest mi z tym źle.
Albo ta kumpela , co żelazną ręką trzyma kolejną ekipę budowlańców, zręcznie unikając licznych wałków na cenach, materiałach i terminach. Która doskonale wie, gdzie i jak co położyć, wylać, zamontować i przybić, a każdą próbę wciśnięcia kitu torpeduje kocią mordą i na zimno udzielonym wykładem o tym, jak ta, czy inna kwestia ma się w rzeczywistości. W razie potrzeby podpierając się opinią rzeczoznawców, porównaniem cenników i cytatami z literatury fachowej. Najbardziej hardy budowlaniec kładzie uszy po sobie i chęć zrobienia wałka przenosi na inne zlecenie.
Żle to wspominam Żle to wspominam
Żle to wspominam
Na przykład na zlecenie u mnie. Nie umiem rozmawiać z budowlańcami. Nie umiem wziąć ich krótko przy pysku, ani pod włos. Nie wiem, czy kiedy dekarz mówi mi, że z dachu cieknie, bo kanalizacja zasysa do góry - to rzeźbi, jak niedouczony gimnazjalista przed tablicą - czy owszem, jest takie zjawisko i zasysa (obsysa?) właśnie u mnie.
Miałam fachowca od cegieł, który zwyczajnie ze mną nie rozmawiał. Nie i już. Kiedy mówiłam - on odwracał głowę i udawał głuchego. Panowie malarze zaglądali do mnie, gdy usiłowałam pracować i inkubować jednocześnie i na przykład mówili beztrosko: A szefowa to ładny ten kolorek wybrała na ściany, różowy taki. Robiło mi się wówczas całkiem niedobrze (mimo, że to był już drugi trymestr) i całkiem słabo, do momentu, zanim wychodziłam z pokoju i widziałam, że kolor jest dokładnie taki, jaki wybrałam, a nie różowy.
Pierwszy trymestr ciąży mnogiej obwiniam z kolei o własną zgodę na kuchnię w kolorze jadowitego błękitu, przyozdobioną dodatkowo elektrycznie kobaltową mozaiką. Brzmi hipstersko? Uwierzcie mi, wyglądało jak w oszalałym mięsnym. Ale cóż, czułam, że raz muszę dać ujście mej artystycznej duszy. Przemalowaliśmy, kiedy dzieci miały rok, potworną mozaikę zasłania lodówka. Nie wszystko da się zwalić na hormony, niebieska kuchnia stoi wysoko na liście moich remontowych porażek.
To jest różowy??? To jest różowy???
To jest różowy???
Nie umiem, psuję, nie potrafię, nie znoszę. Pewnie mogłabym się nauczyć, wygooglać wiedzę, posiedzieć na tematycznych forach, zmusić leniwy mózg, żeby zaplanował, rozrysował, wymyślił. Nie idzie mi. Podziwiam te, które potrafią. Zazdroszczę im bezsilnie pożytecznych umiejętności. Kiedy chodziłam do szkoły - mieliśmy taki przedmiot, zajęcia praktyczno-techniczne. Powiedzmy, że było to wszystko bardziej efektowne, niż efektywne. Postuluję wprowadzenie od pierwszej klasy zajęć z Przysposobienia do Remontów. Kto wie, może będzie o kilka obustronnie leworęcznych ofiar mniej?
-
Joanna Liszowska od lat nosi doczepy i peruki? Tak wyglądają jej naturalne włosy
-
Kinga Rusin w platynowym blondzie jest nie do poznania. Ale metamorfoza!
-
3 pyszne ciasta na oleju - idealne na WielkanocMATERIAŁ PROMOCYJNY
-
Nałóż na twarz, a szybko pozbędziesz się zmarszczek. Prosty domowy trik
-
Zapomnij o 3 fryzurach. Są kiczowate i dodają lat
- Znaki zodiaku, które będą mieć dobry dzień. Nic nie popsuje im humoru
- Przystawki na Wielkanoc - co przygotować, by zaskoczyć swoich gości
- Sałatki na Wielkanoc - nie tylko jarzynowa dobrze smakuje przy świątecznym stole
- Czy numer mieszkania na znaczenie? Sprawdź, co oznacza twój
- Stworzyła trumny ze sznurka. Są ekologiczne i biodegradowalne