Mrożące krew w żyłach przygody z czerwoną glinką. Efekt? Doskonały!

Są takie zabiegi pielęgnacyjne, o których wiadomo, że warto je robić, ale i tak ich unikamy z różnych powodów: z lenistwa, z braku cierpliwości, z braku czasu. Ja do takich zabiegów zaliczałam robienie maseczek na twarz. Aż do czasu spotkania z czerwoną glinką.

Nie byłam fanką maseczek. Traktowałam je jako zło konieczne. Wiedziałam, że trzeba zafundować taką pielęgnację cerze, więc po długich podchodach umawiałam się w gabinecie kosmetycznym na zabieg, który kończył się nałożeniem na twarz śmierdzącej rybą papki. Zresztą nawet jeśli papka miała przyjemny zapach, to i tak byłam niezadowolona, bo musiałam leżeć z zamkniętymi oczami zamiast krzątać się i coś robić. Alternatywą były maseczki nakładane w domowym zaciszu. Z tym, że jakoś nigdy nie pociągało mnie ich przygotowanie, nawet jeśli polegało na najprostszym wymieszaniu czegoś z czymś. Koncepcje nakładania sobie na twarz jakichkolwiek owoców czy warzyw porzuciłam, kiedy zobaczyłam moją rodzicielkę po maseczce z ogórka. Wyglądała wypisz wymaluj jak ciotka z "Wszystko czerwone" Chmielewskiej. Z tym, że bohaterka Chmielewskiej była czerwona, BO nałożyła sobie na twarz rozgniecione truskawki, a moja mama była czerwona JAKBY nałożyła sobie na twarz truskawki. Jedyna maseczka, którą darzyłam pozytywnym uczuciem, to maseczka nawilżająca Nivea . Poza tym, że przynosiła widoczne efekty, nie trzeba było jej zmywać, co bardzo doceniam. Niestety, od dłuższego czasu nie widziałam jej w drogeriach.

Ponieważ wiedziałam, że mojej skórze należy się właśnie "raz na jakiś czas" z maseczką, wiedziona nie do końca zrozumiałym dla mnie szaleństwem, postanowiłam zakupić substrat w postaci czerwonej glinki francuskiej i przygotować pielęgnacyjną papkę. Chociaż tak naprawdę to nie było do końca szaleństwo, bo wydedukowałam sobie, że co jak co, ale glin(k)a nie powinna mnie uczulać, a już z algami może być różnie... Poza tym glinka nie śmierdzi, w odróżnieniu od morskich stworzeń.

Przepis na opakowaniu zaliczam do kategorii dość prostych (glinka+woda +ewentualnie kilka kropli olejku np. arganowego). A później już tylko nanieść na twarz, odczekać 20 minut i zmyć. A te 20 minut wykorzystać na robienie masy pożytecznych rzeczy.

Do wykonania maseczki wystarczy jedna łyżeczka glinkiDo wykonania maseczki wystarczy jedna łyżeczka glinki Do wykonania maseczki wystarczy jedna łyżeczka glinki Do wykonania maseczki wystarczy jedna łyżeczka glinki

Wszystkie akcesoria do rozrobienia glinki przygotowałam sobie w łazience, otworzyłam energicznie opakowanie i pfffff ... Gotowaliście kiedyś zapewne takie prawdziwe kakao? Proszek wsypuje się do garnuszka i rozrabia z mlekiem i cukrem. Ten proszek ma tendencję do niekontrolowanego rozpylania się po kuchni robiąc w trakcie przesypywania z pudełeczka takie samo charakterystyczne "pfff" , jak zrobiła glinka rozsypując się po łazience. Nic to, pozmiatałam glinkę, wsypałam do miseczki, dodałam wody. Ponieważ wody było za dużo, dosypałam jeszcze trochę glinki, tym razem już bez "pfff" . Na końcu dodałam kilka kropli oleju arganowego. Papka okazała się bardzo przyjemna w dotyku. Dzięki temu, że glinka jest sama w sobie tłusta oraz dzięki domieszce oleju roślinnego, miała przyjemny poślizg. Z wielką radością rozmazałam ją sobie po twarzy.

Do wykonania maseczki wystarczy jedna łyżeczka glinki Aaaaaaaaa!

Twarz pokryta czerwoną glinką wygląda przerażająco. Naprawdę, lepiej nie popełniać mojego błędu i nie pokazywać się domownikom. Tymczasem moja maseczka wywołała skrajne emocje - od okrzyków grozy, do gromkiego śmiechu. Mnie do śmiechu nie było, ponieważ glinka zaczęła już zasychać i jakiekolwiek próby zmiany mimiki powodowały dość nieprzyjemny efekt ściągania. Kilka minut później, zorientowałam się, że z mojej glinki robi się skorupa, a jej powierzchnia zaczyna pękać. Wróciłam więc do łazienki i przed upływem 20 minut, zaczęłam ją zmywać. Zmywałam wodą, nad umywalką. To nie było dobre rozwiązanie, ponieważ błotniste strumyki zaczęły spływać z mojej twarzy na ubranie. Poza tym wszędzie dookoła zaczęły pojawiać się błotniste kałuże, a kafelki na ścianie pokrył czerwony rzucik. Przeniosłam się ze zmywaniem nad wannę i dzięki temu oszczędziłam białe łazienkowe dywaniki. Nad wanną nie musiałam kontrolować tak bardzo swoich ruchów, więc odmaczanie i zmywanie glinki poszło sprawniej. Kiedy pozbyłam się mojej maseczki z twarzy, zaczęłam zmywać jej resztki z wanny. Okazało się, że błotniste czerwone zacieki wcale łatwo się nie czyszczą. Sprzątnęłam resztę łazienki i wreszcie mogłam spokojnie ocenić wpływ maseczki na moją cerę.

Glinkę z wodą należy wymieszać plastikowym lub szklanym przyrządem i... gotowe!Glinkę z wodą należy wymieszać plastikowym lub szklanym przyrządem i... gotowe! Glinkę z wodą należy wymieszać plastikowym lub szklanym przyrządem i... gotowe! Glinkę z wodą należy wymieszać plastikowym lub szklanym przyrządem i... gotowe!

Powiem krótko - było warto. Skóra po zmyciu glinki była... ujmę to jak w reklamach - zrelaksowana. Zrobiła się aksamitnie miękka, gładka i nawilżona. Efekt "relaksu" utrzymywał się jeszcze kilka dni po zabiegu. Naprawdę, dotykałam mojej twarzy z niedowierzaniem. Poza tym "strefa t" przestała się tak bardzo świecić. Mogę zatem polecić maseczkę z czerwonej glinki zarówno osobom, które maja skórę przesuszoną, jak i tym, które mają problem z nadmiernym wydzielaniem się sebum, ponieważ glinka absorbuje jego nadmiar. Ponadto, czerwoną glinkę mogą stosować osoby z trądzikiem różowatym, egzemą czy łuszczycą. Wskazana jest także przy cerze z pękającymi naczynkami i rozszerzonymi porami. I uwaga: pomaga w walce z workami pod oczami! Jeśli latem przytrafią się wam poparzenia słoneczne, to glinka zadziała kojąco. Przy okazji warto skorzystać i nałożyć ją na całe ciało. Podobno wspaniale ujędrnia biust, brzuch, uda, ramiona.

Samo przygotowanie maseczki dostarczyło mi wiele radości. Nakładając ją na twarz bawiłam się tak dobrze, jak dziecko w błocie. Trochę nieprzyjemny jest moment, kiedy glinka zasycha tworząc skorupę, ale jest na to rada - wystarczy spryskiwać ją woda termalną, zwykłą albo na przykład hydrolatem. Dopracowania natomiast wymaga etap zmywania, bo nie chciałabym żeby i następnym razem łazienka wyglądała później jak po przejściu armii terakotowej. Bo planuję następny raz! I może nawet uda mi się nakładać sobie maseczkę systematycznie, raz na tydzień?

Więcej o: