Kompleksy są w porządku, mają po prostu bardzo zły PR

Z nadzwyczajną łatwością wszelkie złe czyny przypisujemy osobom zakompleksionym. Złośliwość, czepliwość, rozgoryczenie, frustrację, trolling, hejterstwo i kto wie, może nawet niekorzystne zmiany klimatyczne. Nie zgadzam się z tym. Zło przypisujmy ludziom złym, głupotę głupim, a kompleksów proszę nie potępiać w czambuł. Spieszę wyjaśnić, dlaczego niekiedy je doceniam.

Od dawna uwiera mnie stosowanie kompleksów jako zasłony dymnej. Tłumaczenia nimi złośliwości, upokarzania innych, pompowania własnego ego, bezinteresownej nienawiści czy wręcz agresji. Kto nie spotkał się ze stwierdzeniem, że ktoś zachowuje się - sięgnijmy po eufemizm - w sposób odbiegający od właściwego, bo jest zakompleksiony? No, właśnie. Tyle że to nieprawda. A z pewnością nie jest to cała prawda. Zło czyni człowiek zły.

Zły dzień ma prawo mieć każdy. Jeśli taka jest Twoja codzienność, nie zazdroszczęZły dzień ma prawo mieć każdy. Jeśli taka jest Twoja codzienność, nie zazdroszczę Zły dzień ma prawo mieć każdy. Jeśli taka jest Twoja codzienność, nie zazdroszczę Zły dzień ma prawo mieć każdy. Jeśli taka jest Twoja codzienność, nie zazdroszczę

Kompleksy są zatem dobre, złe czy tylko nijakie? Przypuszczam, że zgodni będziemy w tym, że nie jest dobrze, gdy kompleks rozrasta się do rozmiarów utrudniających normalne postrzeganie otaczającego świata. Nie jest dobrze, gdy kompleks prowadzi do tzw. tunelowego postrzegania rzeczywistości i patologicznego koncentrowania się na problemie. To sobie wyjaśniliśmy. Uff. Są jednak przypadki, ośmielę się stwierdzić, że liczne, kiedy kompleks staje się iskrą, motorem do samodoskonalenia się. Jest początkiem walki o bycie lepszym, ciekawszym, doskonalszym. Stąd bierze się mój szacunek do tych, którzy nie tylko o kompleksach mówią, ale i udowadniają, że można je pokonać. Energię jaka bierze się ze złości, że nie są tacy, jacy chcieliby być, wykorzystują do pozytywnych, konstruktywnych działań. I tak nieśmiali zostają aktorami, chorowici sportowcami, a dysgraficy dziennikarzami. Chapeau bas!

Kompleksy mają złowrogi, czarny PR. Tymczasem moim zdaniem świadczą o ogromnej wrażliwości, samoświadomości i inteligencji. Osoby z kompleksami, zwłaszcza takie, które robią coś poza ich kontemplacją, mogą być bardzo interesujące. Kto się mile nie rozczarował, gdy nagle odkrył, że milcząca koleżanka z jego towarzystwa jest chodzącą encyklopedią? Ciekawą, wielopoziomową osobowością, która nieustannie się rozwija, bo przypuszcza, że jeszcze jest nie dość ciekawa? Kto nie zamilkł z podziwu, gdy dowiedział się, że niepozorny kolega, który zawsze ukrywał to, że lubi rysować, okazał się autorem przepięknych prac malarskich? Nie, nie próbuję teraz udowodnić, że każda osoba z kompleksami jest utalentowana (podczas pisania unikam alkoholu). Nie dążę do tego, aby przedstawić ludzi miotanych kompleksami w aureoli rasy nadludzi. Mam zupełnie inny cel.

Samozadowolenie uwsteczniaSamozadowolenie uwstecznia Samozadowolenie uwstecznia Samozadowolenie uwstecznia. Przynajmniej mnie

Nie lubię uogólnień. Nie zgadzam się na używanie hasła kompleks jako synonimu patologicznych zachowań, bo jest to dla wielu krzywdzące. Nie zgadzam się na przedstawianie kompleksów w otoczeniu nienormalności, godnej pogardy słabości czy ułomności. Nie zgadzam się na to, żeby ich posiadanie było powodem do wstydu. Bardziej już skłaniałabym się ku stwierdzeniu, że to brak kompleksów bywa w niektórych przypadkach powodem do wstydu. I dzieje się tak, ilekroć słyszę słowa, które są głośne, bo wypowiadającemu wydaje się, że głośne znaczy mądre. Myślę o tym, gdy obcuję z kimś, kto jest przekonany o swojej wielkości, a w gruncie rzeczy jest pretensjonalną wydmuszką. Nie wspomnę już o personach chełpiących się niczym nieuzasadnioną pewnością siebie, butą, pustotą i tym, że kompleksów u nich nie uświadczysz. Wielka, bardzo wielka szkoda - mówią w takiej sytuacji głosy w mojej głowie.

Kompleksy znam także oczywiście z życia mojego i moich przyjaciół. Niektóre odchodzą wraz z wiekiem, niektóre się niespodziewanie rodzą, a niektóre wracają jak bumerang. Niekiedy psują mi humor. Czasem - zwłaszcza gdy wspominam te z przeszłości - wywołują we mnie ataki śmiechu. Najczęściej jednak motywują do tego, żeby coś zrobić, poprawić, ulepszyć. I chwała im za to. Możliwe, że Wasze zdanie jest inne. Sięgnijcie po kamienie, rozpocznijmy dyskusję.

A jak nie możesz czegoś pokonać, zaprzyjaźnij sięA jak nie możesz czegoś pokonać, zaprzyjaźnij się A jak nie możesz czegoś pokonać, zaprzyjaźnij się A jeśli nie możesz czegoś pokonać, zaprzyjaźnij się

Więcej o: