SORy - taki klimat (o sanitariuszach, menelach i dziecięcych wspomnieniach)

Przydatna instrukcja obsługi Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych - na ratunek wszystkim zagubionym w systemie opieki zdrowotnej spieszy Karolina Pałys.

Gdy już pchniesz szklane matowe drzwi z niebieskimi paskami i wejdziesz do środka, wcale nie wywrócą ci się bebechy, a żołądek nie spadnie do okrężnicy. Mało prawdopodobne też, że wysrasz go w popłochu wraz z całą zawartością po tym jak w nozdrza uderzy cię zapach lizolu bo, lizolem już nikt tu od dawna nie sprząta, ściany się nie błyszczą od emaliowanej farby i nigdzie nie słychać stukania chodaków. Serio. Po ostatniej i pierwszej w moim życiu wizycie na SORze, okazało się, że wszystkie dziecięce wspomnienia na temat szpitalnej infrastruktury należy między bajki włożyć i pogodzić się z faktem, że nie śmierdzi, nie jest smutno jak w piździe, a obuwniczy new hospital look to teraz gumowe papcie.

Absurdalnie nieestetyczny zestaw - koszulka polo, Eskulap na piersi i dół w formie ortalionowej piżamy.

To, że nie ogarnia mnie blady strach i sraczkowaty popłoch, że wcale nie chcę uciekać to jedno. To, że zaczynam się rozglądać i z niecierpliwością oczekiwać, kiedy w końcu zza winkla wyjedzie to szkieletowe, szpitalne łóżko, zaścielone zielonym prześcieradłem, fizeliną higieniczną i trupem po wierzchu, to już na bank efekt ćpania seriali medycznych i spisek hollywoodzkiej masonerii. Kiedy coraz bardziej ochoczo kukam do kolejnej salki w poszukiwaniu sensacyjnie zmasakrowanego ciała, myślę sobie, że ci świętobliwi amerykańscy rodzice, co nalepiają na płyty czarno-białe znaczki "Explicit Lyrics" mają trochę racji - lata obcowania z seksem i przemocą na ekranie zrobiły ze mnie socjopatkę. W korytarzu mijają mnie czerwono-niebiesko-odblaskowe uniformy opinające ciała Wojtków, którzy z braku etatów nie zostali strażakami, tylko ratownikami medycznymi. Absurdalnie nieestetyczny zestaw - koszulka polo, Eskulap na piersi i dół w formie ortalionowej piżamy - dziwnym trafem w połączeniu z męskimi hormonami wywołuje nagłą potrzebę założenia kroplówki, wejścia centralnego, reanimacji, panie paramedyku - basen, cokolwiek, piękny sanitariuszu tu jestem.

Na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym atrakcyjność mierzy się w menelach.

W tym momencie następuje pierwsze rozczarowanie. Morowy sanitariusz nie rzuci w przelocie: "E, malenia, co tam? Cukier w normie?" , bo jako jednostka niekrwawiąca, nie spożywająca denaturatu i nie rzucająca kurwami, ja, a nawet taka dajmy na to Angelina Jolie, jest dla niego równie atrakcyjna, co moja babcia. Porównanie to nie ma na celu wprowadzenia kolejnego bon-motu w stylu "o gustach się nie dyskutuje" , ale stwierdzenie, że na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym atrakcyjność mierzy się w menelach. Menelem pojedynczym bowiem personel interesuje się; niby mniej niż dubletem meneli, ale na pewno bardziej niż babcią. Menelowi pojedynczemu nie można jednak dać odczuć, że całkowicie zdominował uwagę personelu. W tym celu należy sprowadzić go do poziomu podłogi. Dosłownie. Menel, który przyjechał mniej więcej równo z babcią położony został na linoleum za parawanem reklamowym. Pomyślałam, uff, to nie tylko ja oglądam brutalne filmy - znieczulica wśród lekarzy też postępuje. Ale nie. Okazuje się, że kładzenie menela na podłodze ma wymiar nie dość, że zdrowotny - twarde podłoże równa się zdrowy kręgosłup; to jeszcze, jak udało mi się wywnioskować z nawoływań lekarzy ("Dawać tu tego co tam na drodze krzyżowej leży" ) - głęboko duchowy. Co za ulga.

Przy kolejnej wizycie należy przebrać babcię lub siebie za menela.

Dublet meneli to jednak gratka większa niż samotny jedynak. Dubletem interesujemy się już bez ogródek, jednak pro forma pozwalamy im poczekać na ławce w korytarzu, posocjalizować się chwilę z innymi pacjentami i osobami towarzyszącymi, wzbogacić ich zasób słownikowy (dykta to denaturat, wiedzieliście?). Niestety, nowomowy liźniemy tyle co przez papierek, bo już dublet leci do zabiegowego, a potem w nieznane, na oddział. Szybko, sprawnie, przy akompaniamencie skrzypienia gumowych papci oraz w asyście dwóch sanitariuszy. Co się dzieje, kiedy na SOR przywiozą menelski tercet, nie wiem. Spędziłam tam tylko pięć godzin. W tym czasie nauczyłam się, że przy kolejnej wizycie należy przebrać babcię lub siebie za menela - czas oczekiwania zmniejszy się o połowę, a czas reakcji personelu proporcjonalnie wzrośnie. Poza tym, pachnący lizolem czy nie, nad przyszpitalnym przybytkiem dalej unosi się fetorek braku szacunku dla czystego pacjenta.

Karolina Pałys

***

Karolina Pałys - opisuje, co zaobserwuje, ogląda seriale i tłumaczy na boku; współredaguje magazyn kulturalny PROwincja .

Więcej o: