Seks w małym mieście odc. 15: Conchita Wurst w Garwolinie

Zawsze wiedzieliśmy, że telewizja robi ludziom wodę z mózgów. Potem nie wiedzą "po co udawać na scenie kogoś, kim się nie jest". I Teatr Telewizji zagrożony...
Zobacz wideo

Kiedy po wygranej Conchity Wurst w konkursie Eurowizji, zachodni świat obiegła informacja o nowej ambasadorce równouprawnienia, w Polsce wszyscy skupili się na wciskaniu jej w za ciasne pudełko określoności, tracąc czas na zastanawianiu się czy 'to' jest kobietą z brodą czy mężczyzną z cyckami. Jakby to w ogóle mało znaczenie.

Za tą niepewnością ruszyła oczywiście fala hejtu, która po raz kolejny pokazała nasz brak tolerancji oraz kompletny brak dystansu i poczucia humoru. W końcu występy drag queen mają przede wszystkim bawić. Conchita, czyli jak to pięknie ujął Guardian, skrzyżowanie Katy Perry z Jezusem, jest kolorowym ptakiem, zjawiskiem, personą, stworzoną na potrzebę występów scenicznych. Zarzucanie jej, że jest nienaturalna, czy co gorsza wynaturzona (jak o niej mówi np. posłanka Kempa) to tak jak mieć pretensje do papugi, że nie jest szara. Czas zauważyć, że ludzie dzielą się nie tylko na kobiety i mężczyzn, osoby hetero, bi czy homoseksualne, czarne białe i żółte, ale na całą masę wszystkiego pomiędzy. Czyż to właśnie nie jest w nas ludziach najbardziej fascynujące? Jednak aby to docenić trzeba się otworzyć na inność.

Chcąc się osobiście przekonać jakie są opinie i wiedza zwykłych ludzi na temat Conchity wybrałyśmy się tym razem do Garwolina. Akceptacji niestety spotkałyśmy mało, ale teraz przynajmniej mamy tę satysfakcję, że troszkę więcej ludzi wie o zjawisku drag queen. Miejmy nadzieję, że to dobry początek.

Zapraszamy do obejrzenia odcinka!

Dellfina Dellert

Więcej o: