Czy wszyscy umrzemy przez antybiotyki? Niepokojący raport WHO

Profetyczne artykuły, w których medyczne autorytety straszą epidemią spowodowaną odpornością na leczenie antybiotykami, brzmią jak scenariusz filmu katastroficznego. Czy wszyscy zginiemy w męczarniach, zaatakowani przez uodpornione na antybiotyki bakterie?

Nie jestem typem wyglądającym zagrożeń na horyzoncie ani wieszczącym rychły upadek naszej zgniłej cywilizacji. Mimo to raport Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) z 2014 roku o rosnącej liczbie bakterii, które uodporniły się na działanie antybiotyków zapadł mi w pamięć. Przede wszystkim z tego powodu, że mam na koncie niemal roczny "romans" z antybiotykami. I choć jestem niejako rozgrzeszona, gdyż w tamtej sytuacji było to jedyne rozwiązanie, to jednocześnie nie mam złudzeń, że jeszcze przyjdzie do mnie rachunek za zaleczenie boreliozy. Każda kolejna terapia z użyciem antybiotyków będzie mniej skuteczna. Któraś, kiedyś, może okazać się nieskuteczna w ogóle. Robię jednak wszystko, aby stało się to możliwie najpóźniej (nie wypominajcie mi teraz tylko walki z nałogiem, proszę) .

Słowo się rzekło. Jestem przygotowana na atak bakteriiSłowo się rzekło. Jestem przygotowana na atak bakterii Słowo się rzekło. Jestem przygotowana na atak bakterii Słowo się rzekło. Jestem przygotowana na atak bakterii (fot. 3dplayer.pl)

Piszę, gdyż odnoszę wrażenie, że za mało mówi się o tym, jakie konsekwencje może mieć nieprzemyślane korzystanie z antybiotyków. Raport WHO, który tak mną wstrząsnął, przeszedł niemal bez echa. A szkoda.

Jak rzecze mądrość ludowa - nie tylko pić trzeba umieć

Skłonność Polaków do traktowania antybiotyków jak dropsów, które się bierze i odstawia w dowolnym momencie, jest tematem pojawiającym się w mediach cyklicznie, głównie w okresie zimowym. Wciąż niewiele osób odróżnia choroby wirusowe od bakteryjnych, które można zwalczać antybiotykiem. I pal licho pacjentów, którzy ostatecznie wiedzy takiej mieć nie muszą. Włos jeży się jednak na głowie, jeśli zdamy sobie sprawę z tego, że antybiotyki są przepisywane na receptę przez lekarzy, dla których ta wiedza jest przecież podstawowym stopniem wtajemniczenia. Korci mnie, żeby teraz melodramatycznie zakrzyknąć sopranem: czy jest na sali lekarz? Dlaczego tak hojnie rozdajecie leki, które nie są obojętne dla zdrowia?

Oczywiście wiem, że nie postępują tak wszyscy. Oczywiście wiem, że pacjenci bywają histeryczni, natarczywi, uparci bardziej niźli stado osłów i żądają antybiotyków nawet na niegroźne infekcje wywołane przez wirusy. Może by tak jednak zamiast odmawiać przepisywania tabletek antykoncepcyjnych i podpisywać "Deklarację wiary" , edukować pacjentów i tłumaczyć im, jak działają antybiotyki? Jak szkodliwe może być ich nadużywanie oraz niewłaściwe przyjmowanie? To bardzo ważne z co najmniej dwóch powodów.

Po pierwsze, za szkodliwe uważam odgórne odsądzanie od czci i wiary antybiotyków, bo jest to moim zdaniem wciąż jeden z ważniejszych wynalazków ludzkości. Nie sposób dyskutować z tym, że to im zawdzięczamy skuteczne leczenie wielu niebezpiecznych chorób. Zaś skrót myślowy prowadzący do tezy, że to antybiotyki są winne całemu złu, a nie ich umiarkowanie inteligentni konsumenci, może wywołać wiele złego. Może przykładowo stać się pożywką różnej maści znachorów. Uzdrowicieli leczących słowem, dotykiem, energią słoneczną, wodą lub niewiadomego pochodzenia ziołami. Tak, jestem dość nieufna wobec przedstawicieli medycyny naturalnej, którzy nie mają wiedzy poświadczonej dyplomem uczelni wyższej.

Po drugie, wiedza związana z antybiotykami nie powinna być tajemną, bo ich nadużywanie prowadzi do tego, że organizm przestaje na nie właściwie reagować. Bakterie wytwarzają coraz bardziej wyrafinowane mechanizmy oporu i część antybiotyków nie jest w stanie im sprostać. Dane przytaczane przez Światową Organizację Zdrowia są przytłaczające. Każdego roku co najmniej 23 tysiące ludzi w Stanach Zjednoczonych umiera w wyniku zakażeń bakteryjnych, opornych na leczenie antybiotykami. W całej Unii Europejskiej, według danych szacunkowych, rocznie umiera około 25 tysięcy ludzi, ponieważ stali się odporni na dostępne na rynku antybiotyki. Choroby, które, wydawało się, pożegnaliśmy na dobre, zaczynają stawać się coraz bardziej realnym niebezpieczeństwem. WHO coraz większe zagrożenie upatruje w gruźlicy , rzeżączce oraz jakże popularnym bakteryjnym zakażeniu dróg moczowych . Keiji Fukuda, asystent dyrektora generalnego ds. zdrowia w WHO, omawiając raport stwierdził, że większość antybiotyków wyprodukowanych w trakcie ostatnich 50 lat powinno zostać wzbogacona o nowe składniki, zwalczające coraz bardziej doskonalące się bakterie. Świat wraca do ery, kiedy antybiotyków nie było i każda najdrobniejsza nawet infekcja mogła stać się zagrożeniem dla życia.

Puenta może być tylko jedna: i tak wszyscy umrzemy. Ale ci, którzy zaczną w nieprzemyślany sposób flirtować z antybiotykami, mogą niechcący skrócić czas realizacji tej przepowiedni.

Więcej o: