W ramach naszej współpracy z HBO przy okazji premiery serialu "Pozostawieni" poruszamy rozmaite kwestie w bliższy lub dalszy sposób związane z fabułą i tematyką tej produkcji. Uzależnienia to jeden z wątków, które się w niej pojawiają - alkohol i narkotyki pomagają bohaterom radzić sobie z traumą, jaką było niewyjaśnione zniknięcie 2% ziemskiej populacji.
Różne rodzaje uzależnień to zresztą tematyka chętnie podejmowana we współczesnych telewizyjnych produkcjach, a bohaterowie popularnych serii miewają rozmaite odchylenia od tzw. normy. Poczynając od łykającego Vicodin doktora House'a i zdegenerowanego alkoholika Franka Gallaghera z "Shameless" , przez seksoholika Hanka Moody'ego z "Californication" po bardziej skomplikowane przypadki - "ćpającego" władzę Franka Underwooda z "House of Cards" , czy uzależnionego od zabijania Dextera, świat serialowych bohaterów pełen jest rozmaitych popaprańców, których nauczyliśmy się kochać. Czy maskujemy w ten sposób własny "problem", czyli uzależnienie od oglądania tych fikcyjnych losów?
Czy takie zjawisko naprawdę istnieje? Na BuzzFeedzie znalazłam dość zabawne zestawienie "27 stadiów uzależnienia od serialu" . Wiele obserwacji jest tam niezmiernie trafnych, ale na szczęście raczej nie znamionują poważnego społecznego problemu - maniackie przywiązanie do jakiejś serii i ciągłe oglądanie kolejnych mieszczą się w kategorii: drobnej ludzkiej śmiesznostki. Choć dotyczą coraz większej liczby ludzi, więc może jednak należy się martwić? Postanowiłam porozmawiać na ten temat z osobami, które zawodowo "znają się na serialach", ale też są fanami wielu z nich - to oni najczęściej pytają mnie: "czy już widziałaś?", to z nimi zdarza mi się wspólnie zachwycać albo kłócić zażarcie o ten, czy inny tytuł. Tak - seriale budzą w nas emocje, to rzecz pewna, ale czy uzależniają?
- Dziś mamy uzależnienia od wszystkiego. Czytałem ostatnio o kobiecie z Ameryki uzależnionej od zbierania starych gazet, która zakochała się w mężczyźnie uzależnionym od zjadania papieru. Nie zdziwi mnie nic. Natomiast nie poznałem jeszcze żadnej osoby uzależnionej od serialu. Gdzie byłby on wykładnią jej życia... Poczekaj. Spotkałem. Moja Bunia i "Moda na Sukces" kiedyś. Były dni, że zadzwoniłeś w porze emisji i na dzień dobry był opr..., "jak śmiesz o tej godzinie! dobrze wiesz, co robię!" . - mówi Patrycjusz Tomaszewski , dziennikarz radiowy, zajmujący się tematyką seriali od niemal 15 lat. Podobne spostrzeżenia ma Kaja Klimek , filmoznawczyni i publicystka zajmująca się popkulturą: - Oglądanie seriali stało się powszechne jak oddychanie i ściąganie z internetu - wszyscy to robią, więc nie wydaje mi się, żeby mówienie o masowym uzależnieniu miało sens. Coś może być na rzeczy - ale tylko, jeśli reszta tzw. życia - czyli właściwie co, skoro dla fana popkultury to, co ogląda jest życiem? - na tym zaczyna cierpieć. Gdy ktoś popada w hikikomori i już nic absolutnie poza serialem ją/go nie interesuje. Nie znam jednak takich osób, wszyscy się trzymają mocno poręczy normalności.
Może to nic nowego - starsze panie były pionierkami tego trendu, oglądając w latach 90. tasiemcowe telenowele - ale skoro nagle stało się tak powszechne, to muszą być jakieś przyczyny. Moi rozmówcy wskazują na kilka kwestii. Kaja uważa, że kluczową zmianą jest tzw. binge watching , czyli hurtowe oglądanie - bez czekania na premierę odcinka raz w tygodniu, czy o wskazanej przez nadawcę porze, czemu sprzyja rozwój usług VoD czy nadawcy w rodzaju Netflix, którzy udostępniają sezon serialu w całości, tego samego dnia. Zauważa jednak, że niktórych seriali nie da się w ten sposób oglądać, bo przyjemność psują wszechobecne spoilery. - Znam kilka osób, które czekają do końca sezonu i oglądają wtedy. Nie wiem jak udaje im się ustrzec tych wszystkich spoilerów - bo to teraz przy oglądaniu na bieżąco i Facebooku jest największym problemem dla widza serialowego. Weźmy to, co się działo wokół "Gry o tron" (memy, instagramy, itd.) - to jest chyba najciekawsze, że się serial przelewa do internetu i nawet sama obsada np. Lena Headey podkręca "internetowość" zjawiska, zamieszczając zdradzające przebieg akcji wpisy na Twitterze.
Nosiłabym! mat. prasowe HBO Nosiłabym! (mat. prasowe HBO)
HBO
Z kolei Patrycjusz wskazuje, że nie tylko oglądamy seriale ciurkiem ale też uniezależniamy się od telewizora - możemy oglądać je wszędzie. - Konsumpcja seriali zmieniła się diametralnie. Żyjemy w czasach, w których to my decydujemy co, kiedy i gdzie chcemy oglądać: na iPadzie w ogrodzie, poprzez laptop w jadalni, czy w telefonie w autobusie. Skończyły się czasy, kiedy grzecznie czekaliśmy rok lub więcej, aż polska stacja telewizyjna kupi serial i będziemy go oglądali tak, jak nam polecą, raz w tygodniu we wtorek po 23:30. Obserwując rynek produkcji telewizyjnych można powiedzieć, że przyszłość to tylko i wyłącznie VoD. Nie powiemy ci o której masz to obejrzeć, ale wyprodukujemy dobry serial, do zobaczenia w dogodnej dla ciebie chwili. Dlatego do gry o dobre produkcje dołączają kolejni gracze nie związani bezpośrednio z telewizją. Ostatnio najgłośniejsze jest wykupienie praw i produkcja nowych odcinków serialu "Community" przez Yahoo.
Zmienił się sposób przyswajania, ale też same seriale - żadne to odkrycie, że pod wieloma względami dobre seriale znacząco przewyższają poziom produkcji filmowych, a wśród twórców telewizyjnych nagle mamy nazwiska wybitnych reżyserów od Martina Scorsese po braci Coen. - Sposób opowiadania jest niemal ciekawszy od filmu i kina - więcej się możemy dowiedzieć o postaciach, spędzić z nimi więcej czasu itd. Dla twórców też jest to szansa na lepszy i bardziej pełny model świata przedstawionego i rozwój postaci. Stąd się wzięło to, że parę lat temu te wszystkie sławy się nagle zabrały za seriale. Do tego dochodzi kwestia uwagi, jaką musimy poświecić na oglądanie - jesteśmy ciągle w biegu, więc łatwiej jest oglądać, to co krótsze, czyli odcinek serialu niż film. - zauważa Kaja.
Patrycjusz dostrzega jeszcze inną kwestię - funkcję terapeutyczną i socjalizującą seriali. - Znam osoby, którym bardzo w życiu pomógł serial "Sześć stóp pod ziemią" . Seriale pomagają zapomnieć, pomagają choć na chwile oderwać się od rzeczywistości. Często łączą też pary. W zabieganym życiu niekiedy godzina na odcinek serialu to jedyna okazja do spędzenia chwili razem. Wielu znajomych łączy najmilsze chwile właśnie z konkretnym serialem. Michał do dziś ogląda z partnerką "Chirurgów" , Agnieszka z mężem wieczorami oglądali "Plotkarę" i bawili się przy tym przednio, często na drugi dzień słuchając piosenek, które pojawiły się w odcinku.
Zanim jednak uznamy maniackie oglądanie za godne lekceważenia życiowe przyjemnostki, spójrzmy na to w szerszym kontekście. Seriale podejmują często tematy trudne, obarczone tabu, niejednoznaczne. Czasem zaś niosą ulgę, bo... ekranowi bohaterowie mają gorzej niż my. Patrycjusz podaje przykład spoza naszego kręgu kulturowego, ale tłumaczący w jakimś stopniu popularność wspomnianej już "Mody na sukces" - W Turcji na przykład seriale, oglądane przez rzesze telewidzów, pokazują przede wszystkim tragedie. Największy hit ostatnich lat "Małe kobietki" zbobywa największa popularność w chwilach, kiedy głównym bohaterkom, pozbawionym mężczyzny, głowy rodziny dzieje się krzywda, cierpią, los im rzuca pod nogi kłody. Czytałem wywiad ze scenarzystką, która opowiadała o tym, jak telewidzowie odwracali się od serialu, kiedy bohaterkom zaczynało się za dobrze powodzić.
Moi rozmówcy sami oglądają dużo - od kilku do kilkudziesięciu tytułów na bieżąco - często ze względów zawodowych: muszą znać nowości, mieć rozeznanie w fabułach i sposobach realizacji poszczególnych produkcji, umieć włączyć aktorską kreację w serialu do filmografii danego gwiazdora.
- Nie oglądam regularnie - odcinek tu, odcinek tam. Ale jak już coś mi "siądzie" - tak było przy "The Killing", "Les Revenants" , "House of Cards", "Orange is the New Black" - to oglądam w ciągu. Mam też ulubione wielosezonowce, które oglądam na bieżąco, jak bozia przykazała - "GoT", "Czystą krew" , "Detektywa" . Są też seriale, do których wracam na wyrywki, nawet dla jednego odcinka, by przeżyć to jeszcze raz: "Veronica Mars" , "Buffy" , "Firefly" , "Community", albo "Seks w wielkim mieście" , kiedy poleci w telewizji. Nie jest tak, że muszę oglądać coś cały czas, niekiedy ilość spada do jednego. Ale nadchodzi taki moment - nie wiedzieć czemu najbardziej LATEM, a nie ZIMĄ, co wydaje się totalnie nielogiczne, że po prostu MUSZĘ obejrzeć jakiś serial albo co więcej - seriale w liczbie mnogiej. Jakby to był jakiś stan umysłu. I wtedy szukam, sprawdzam, testuję, olewam, aż znajdę ten właściwy - zdradza swoje "serialowe" obyczaje Kaja.
True Detective
HBO
Także Patrycjusz, który jak podliczył ogląda jednocześnie około 50 tytułów(!), odsłania przed nami swoje prywatne upodobania. - Nie jestem fanem oglądania produkcji jednym ciągiem. Odkryłem, że bardzo przeszkadza to w zapamiętywaniu szczegółów, wątków, czy zachowań postaci. Serial oglądany "longiem", odcinek po odcinku jest bardziej ulotny. Szczególnie cierpią na tym produkcje komediowe. Niewielkie dawki potrafią rozśmieszyć do łez, w większych niektóre seriale stają się nie do zniesienia. Jak często oglądam? Każdego dnia coś zobaczę, nie będę konfabulował. Warto jednak podkreślić, że wbrew przekonaniom seriale nie trwają tak długo. Produkcje, które uważamy za półgodzinne (głównie sitcomy) w rzeczywistości trwają od 19 do 21 minut, a te dłuższe nazywane godzinnymi mieszczą się w przedziale 39-43 minuty. Zatem w godzinę jestem w stanie zobaczyć jeden odcinek dużej fabuły i jeden odcinek sitcomu. Muszę mieć przecież jeszcze czas na kino (a staram się być w nim każdego dnia) książki i życie towarzyskie.
Uff, skoro nawet serialowi maniacy znajdują równowagę między oglądaniem fikcyjnych losów ukochanych bohaterów a resztą życiowych aktywności, to chyba nie jest tak źle? Sama nie mam z tym większego problemu, choć podobnie jak moi znajomi okresowo wpadam w manię oglądania jakiegoś tytułu i daję mu się pochłonąć bez reszty. Najbardziej lubię chyba możliwość dowolnego przeskakiwania między nastrojami, stylami i typami bohaterów. Dlatego, obejrzawszy najnowszy odcinek przewrotnie gotyckiej "Penny Dreadful" (odszczekuję wszystkie kalumnie, którymi obrzuciłam ten serial po pierwszych odcinkach - rozkręcił się aż miło), która ujmuje mnie klimatem XIX-wiecznego Londynu, a i aktorskie talenty Evy Green oraz Timothy'ego Daltona stanowią źródło przyjemności, czekam na jutrzejszych, rozgrywających się w zupełnie innych realiach, "Pozostawionych" . Po premierowym odcinku wiem już, że będzie się dość mocno różnić od literackiego pierwowzoru, który pożarłam jednym kłapnięciem. Ciekawa jestem, w którą stronę pójdą twórcy i czy polubię któregoś z bohaterów na tyle, by dołączył do grona moich ukochanych postaci? Bo tak naprawdę chyba dlatego tak bardzo kochamy seriale - po prostu przywiązujemy się do ludzi .
fot. HBO fot. HBO
fot. HBO
Z moją oceną zgodzą się na pewno (e tam, na pewno się pożremy o coś) Kaja i Pat. - Oglądam seriale głównie dla bohaterów. Jeżeli serial jest nieciekawy charakterologicznie, to nawet z najbardziej rozbuchaną fabułą nie zaciekawi mnie. Ludzie są w telewizji i poza nią najważniejsi. Nie jestem sam w tym poglądzie - nikt nie powie mi przecież, że oglądał "Doktora House'a" dla zagadek medycznych. Dobrze skonstruowana postać jest w stanie uratować serial i zagwarantować mu sukces. Tak jest w przypadku Max ("Dwie spłukane dziewczyny" ), Beverly Goldberg ("Goldbergowie" ), czy Patty Hewes ("Układy" ) - diagnozuje Patrycjusz.
- Serialowe postaci poznajemy lepiej i są nam bliższe niż te z wielkiego ekranu, "zaprzyjaźniamy się", chcemy wiedzieć co dalej, chcemy to wszystko analizować z tymi, którzy też oglądają i wrócić w następnym sezonie. - dodaje Kaja.
Bo w serialu, jak w życiu - liczy się ciągłość.
Kasia Nowakowska, Foch.pl