Tuż koło nas są fascynujące rzeczy - wywiad z "panem od przyrody" Wojciechem Mikołuszką

Zawodowo odpowiada na trudne pytania dzieci. Swoich oraz cudzych. Wojciech Mikołuszko, dziennikarz naukowy, autor książek popularno-naukowych poprowadzi w ten weekend warsztaty z eksperymentowania podczas Festiwalu Książki Dziecięcej Tere-Fere. Nam mówi o mutacjach mitochondrialnych drożdży, przyrodzie dalekiej i bliskiej, a także o tym, czy śmierć boli i czy mamy odwagę poznać odpowiedź na to pytanie.

Skąd bierzesz dzieci do zadawania tych wszystkich pytań?

WOJCIECH MIKOŁUSZKO: Najpierw bazowałem na własnych - tak powstały książki "Tato, a dlaczego?" i "Tato, a po co?" . Ostatnio, czyli w trakcie powstawania książki "Wielkie pytania małych ludzi" po prostu przysyłali mi pytania mailem - przeważnie rodzice lub dziadkowie w imieniu dzieci. Bywa, że ktoś znajomy podsunie pytanie swojego dziecka. Bywa, że coś podsłucham, coś utkwi mi w głowie i z ciekawości poszukam odpowiedzi.

'Wielkie pytania małych ludzi'"Wielkie pytania małych ludzi" "Wielkie pytania małych ludzi" "Wielkie pytania małych ludzi"

To nie jest tak, że znasz od razu wszystkie odpowiedzi?

Nie znam, szukam. Choć, oczywiście, ponieważ od 14 lat pracuję jako dziennikarz naukowy to mam jakąś wiedzę, na której bazuję. Czasem więc jest mi stosunkowo łatwo znaleźć odpowiedź, wiem też do kogo zwrócić się po pomoc, mam wydeptane różne ścieżki. Ostatnio odpowiadałem w mojej rubryce w "Gazecie Wyborczej" na pytanie: czy zwierzęta mają sny? A ponieważ trzy lata wcześniej robiłem wywiad z amerykańskim naukowcem Patrickiem McNamarą o koszmarach, bo opublikował książkę na ten temat, to uderzyłem do niego. Pod tym względem mam więc łatwiej niż większość rodziców, którzy próbują odpowiadać na dziecięce pytania.

Podczas Festiwalu Książki Dziecięcej Tere-Fere będziesz nie tyle odpowiadał na zadziwiające dziecięce pytania, co zadziwiał dzieci naukowymi eksperymentami. To będzie coś innego?

Mam taką ideę, że aby poznawać świat niekoniecznie trzeba od razu jechać do Afryki i oglądać słonie. Tuż koło nas są fascynujące rzeczy, dzieci zadają fascynujące pytania, a za pomocą prostych, codziennych przedmiotów można wykonać bardzo ciekawe eksperymenty. Dlatego przygotowałem zestaw dziesięciu doświadczeń, które są proste, ale spektakularne - przynajmniej część z nich. Zajęcia na takim festiwalu mają ograniczenie czasowe, więc musiałem wybierać takie, które zdążę przeprowadzić, rzecz jasna. A jest na przykład taki fajny eksperyment, który robiłem robić jako dziecko, na moich dzieciach też wywarł wrażenie. Wsadzasz na kilka dni jajko do szklanki z octem, skorupka się rozpuszcza, zaś jajko robi się bardzo śmieszne w dotyku i konsystencji - trochę gumowe. Bardzo prosta rzecz, a wywiera wrażenie. Bardzo drobne siły, które są w to zaangażowane wystarczą żeby zaintrygować.

I potem taki zaintrygowany młodociany osobnik może to sobie samodzielnie powtórzyć w domu?

Tak, choć niektóre z tych doświadczeń wymagają asysty dorosłego. Będę robił na pewno taki fajny eksperyment, który dzieci bardzo lubią: wrzucamy do butelki płonący papierek, przykrywamy jajkiem, a jak płomień gaśnie, to jajko jest gwałtownie wciągane do butelki. Bardzo efektowne, ale dobrze żeby ktoś pilnował, co by niczego nie podpalić przy okazji. Tak jak mi się to w dzieciństwie zdarzyło: w trakcie eksperymentu wrzuciłem niezgaszoną zapałkę do kosza na śmieci i kosz się zapalił. Więc schowałem ten kosz - co nie było bardzo mądre - żeby nikt nie zauważył. Na szczęście moi kochani rodzice zauważyli i ugasili.

Ale to też chyba miało pewną wartość poznawczą?

Tak, ale koszty tego eksperymentu mogłyby być bardzo wysokie i nie radzę tego powtarzać. To, co przygotowałem na warsztaty też powinno zaciekawić: działanie siły powietrza, rozszerzanie się i kurczenie, gazy, woda. Mam nadzieję, że się spodoba.

A dzieci wciąż łatwo zaciekawić światem, nauką? Nie są jakieś takie bardziej znudzone wszystkim, nie mają przesytu?

Twoje córki są znudzone?

Nie, ale ja się staram dość świadomie tę ciekawość pobudzać. Więc nie wiem, na ile to jest u nich naturalne. Twoim zdaniem dzieci to po prostu mają?

Mają. Jedyny problem w tym, by tego nie zabić, co niestety dzieje się czasem w procesie edukacji szkolnej. Tego też się nie zauważa - tej naturalnej ciekawości. Wiele osób mi mówi: "no, pana dzieci to oczywiście, że niezwykłe pytania zadają". A różnica jest tylko taka, że ja te pytania zapisywałem - najpierw na potrzeby bloga, który prowadziłem, a potem już gromadząc materiały do drugiej książki. W książce, którą teraz szykuję pod roboczym tytułem "W przyrodę" opisuję wycieczki przyrodnicze nie tylko z moimi dziećmi. I one też dostrzegają, zauważają, są zaciekawione. Ale dopiero kiedy ja to zapiszę, to staje się zauważalne. A tak zazwyczaj puszcza się to mimo uszu.

Wojciech Mikołuszko / fot. archiwum prywatneWojciech Mikołuszko / fot. archiwum prywatne Wojciech Mikołuszko / fot. archiwum prywatne Wojciech Mikołuszko / fot. archiwum prywatne

Wspomniałeś o tej szkole, która "zabija" ciekawość. Nadal jest tak? Nic się nie zmieniło w edukacji?

Są takie badania, które dowodzą wręcz, że dzieci, które chodzą do lepszych szkół są mniej ciekawe świata - wynika to z pewnego przesytu, nadmiaru informacji. Moja szkoła, w latach 80. na pewno daleka była od ideału, moje dzieci chodzą do lepszej, korzystają z lepszych podręczników. Ale nawet tamta "zła szkoła" nie zabiła we mnie ciekawości. Chodziłem po lesie, oglądałem, czytałem. Jeśli ta ciekawość jest, to ona przetrwa. Ważne, by rodzice na nią pozwalali. By dali trochę swobody na własne poszukiwania. Bo czasami - sam w to wpadłem, więc nie chcę krytykować innych - jak się zorganizuje dzieciom mnóstwo zajęć po szkole, to nie ma takiego luzu. A żeby ta wiedza pracowała, zaczęła dziecko zastanawiać, to ten luz musi być. Oczywiście potrzebne są jakieś podstawy, usystematyzowana wiedza, ale potrzebny jest też czas, kiedy myśli mogą sobie swobodnie krążyć. Na przykład podczas wycieczki do lasu. Przyroda daje uspokojenie - wtedy pojawiają się pytania, tak zupełnie spontanicznie.

Wiesz w moim przypadku dochodzi jednak czynnik tego braku kompetencji, dlatego tak chętnie sięgam po książki twoje, czy Tomka Samojlika albo Adama Wajraka, by coś sensownego tym dzieciom opowiedzieć czy odpowiedzieć. Jako rodzic czuję wielką wdzięczność!

Chodzi o to, że człowiek sam w sobie też musi rozbudzić ciekawość. I to wszystko wraca. Pewien słuchacz audycji, w której kiedyś gościłem, przekazał mi takie trzy rodzicielskie mądrości: po pierwsze być, po drugie jak się już jest, to być z dzieckiem, a po trzecie być sobą. Bardzo mi się to spodobało, bo mam wrażenie, że gdy jesteśmy sobą, to prędzej czy później wychodzi z nas ten ciekawski dzieciak.

Z wykształcenia jesteś paleontologiem - łatwiej ci odpowiadać w związku z tym na pytania o dinozaury, bardzo popularne wśród dzieci?

Tym paleontologiem to zostałem w wyniku splotu różnych okoliczności. Całe dzieciństwo interesowałem się przyrodą, jeździłem z lornetką do lasu, chciałem wiedzieć jak działa przyroda, znać zależności oraz ewolucyjne procesy, jak to się zmieniało. Jak poszedłem na studia - Międzywydziałowe Indywidualne Studia Matematyczno-Przyrodnicze - to właśnie po to, by móc badać ewolucjonizm. W pracy magisterskiej zająłem się ewolucją kopalnych roślin. Więc to nie fascynacja dinozaurami mnie popchnęła ku paleontologii.

A skąd ta dość powszechna obecnie fascynacja dinozaurami? Książki, bajki, parki tematyczne?

Moim zdaniem to fascynacja smokami - obecna w każdej kulturze. Ewolucyjnie musieliśmy się wystrzegać takich dużych drapieżników, żyjąc gdzieś na sawannach. Musieliśmy na nie zwracać uwagę, więc budziły strach, ale też podziw. To, że teraz dzieci uwielbiają dinozaury, to bardzo dobrze. Od tego można wyjść do fascynacji biologią, geologią, klimatologią. Trudno też spodziewać się, by dziecko zainteresowało się budową molekularną komórki drożdży, choć dzięki niej odkryliśmy mnóstwo ciekawych i ważnych rzeczy. Byłem ostatnio na stypendium dla dziennikarzy naukowych w Stanach i analizowaliśmy mutacje mitochondrialne drożdży. Żadne dziecko nie byłoby jednak tym zainteresowane. A zaczynając od dinozaura można stopniowo dojść do takiej właśnie zaawansowanej nauki. Ale najważniejsze, by mieć w sobie tę ciekawość. By chcieć wiedzieć. Najpierw o dinozaurach, a potem są mitochondria drożdży i na przykład odkrycia leków na choroby u ludzi. Ścieżka może dość dziwna, ale takimi właśnie chadzają odkrycia.

Żałujesz, że nie jesteś "aktywnym" naukowcem?

Nie. Odkryłem, że się do tego po prostu nie nadaję, bo oprócz ciekawości potrzebna jest ogromna wytrwałość - prowadzenie badań wymaga dyscypliny i jest po prostu bardzo żmudne. A ja zawsze też lubiłem czytać, pisać - teraz mogę łączyć to w jedno z moją pasją przyrodniczą. Podobną rzecz robi Tomek Samojlik w swoich komiksach i też ma takie zygzakowate wykształcenie - magisterium na europeistyce, doktorat z biologii i jeszcze ten talent plastyczny. Świetnie nam się zresztą razem pracuje, kiedy robi ilustracje do moich książek.

Podoba mi się to, co mówisz, że ta cała nauka, przyroda, że to jest blisko, że nie wymaga specjalnych starań - nawet w mieście możemy obcować z przyrodą, jeśli będziemy ją dostrzegać. A stąd już tylko krok do naukowego zgłębiania zjawisk i zależności.

W mieście też jest przyroda, na która nie zwracamy uwagi zazwyczaj. Adam Wajrak opisuje to w swoich książkach - kawki, zupełnie fascynujące ptaki, czy jerzyki, które latają wysoko i piszczą cały czas. Ale oczywiście w mieście jest tego mniej - trawniki są tak wystrzyżone, że niewiele poza dywanem jednego gatunku traw tam przetrwa. Dlatego liczba zwierząt w miastach się zmniejsza. Ale są parki i tam jest już tego więcej, a pod miastem, niedaleko to już mnóstwo okazji do obserwacji. Takie stworzenia, zwykle lekceważone, mogą być bardzo ciekawe. Świat jest ciekawy - taki jest mój przekaz.

'Tato, a dlaczego?'"Tato, a dlaczego?" "Tato, a dlaczego?" "Tato, a dlaczego?"

A te pytanie dzieci już cię nie nudzą? Nie powtarzają się?

Czasem się powtarzają. Jest tematyka, która interesuje dzieci - siłą rzeczy dziecko nie zapyta o mutacje mitochondrialne drożdży, bo z tych trzech słów zna co najwyżej drożdże - ale są sfery, które są dostępne a zarazem ciekawe, takie jak ciało. One rosną, obserwują swoje ciało, czasem się zranią, więc widzą krew, czasem im się odbije, puszczą bąka - to jedno z ulubionych pytań o te bąki: skąd one się biorą. Dinozaury, kosmos - też pojawiają się w pytaniach. Albo coś z takich obserwacji codzienności - jak na przykład w mojej najnowszej książce o wir powstający w wannie, jak się wyjmie korek. I to też, jak się okazuje, wcale nie jest do końca wyjaśnione, a równania matematyczne, które te zjawiska opisują są bardzo skomplikowane - dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Ja zatrzymałem się na rachunku różniczkowym - a to matematyka sprzed 300 lat

Jest coś, o co dzieci nie pytają i to cię dziwi?

Zauważyłem, że jeśli pytają o zwierzęta, to te egzotyczne, a nie takie, które są gdzieś dookoła nich, co jest moim zdaniem znakiem, że dzisiejsze pokolenie ma mało kontaktu z tak pojmowaną przyrodą. Wyszła teraz po polsku książka Richarda Louva "Ostatnie dziecko lasu" i on też na to zwraca uwagę - to jest problem bogatego świata, że dzieci przyrodę poznają poprzez ekrany komputerów czy telewizorów. Krowa, koń, wróbel - to już okazuje się obce, nieznane i dzieci nie pytają o to. A wiem z doświadczenia, że wzięte na wycieczkę do lasu dzieciaki szybko to załapują, widzą tę przyrodę: ślimaki, larwy komarów, pająki, kosarze. Więc to nie jest tak, że ta "bliska" przyroda ich nie ciekawi, tylko trzeba im to umożliwić.

Czy było pytanie, które było dla ciebie dużym wyzwaniem?

Wiele było trudnych, ale syn koleżanki zapytał o to, czy śmierć boli i miałem z tym sporo kłopotu, żeby znaleźć odpowiedź. Szukałem wśród anestezjologów z hospicjów, bo oni towarzyszą umierającym, więc powinni wiedzieć. I przez siatkę różnych kontaktów trafiłem na panią doktor Teresę Weber z UJ, która odpowiedziała mi na wszystkie pytania.

No to boli czy nie?

Nie. Sama śmierć nie boli, przed śmiercią wydzielają się endorfiny, które działają znieczulająco. Natomiast proces umierania może trwać długo i może boleć, ale doktor Weber twierdzi, że dzisiejsza medycyna zna sposoby, aby znieczulić każdy ból, że ludzie mogą odchodzić w spokoju, przynajmniej bez bólu fizycznego.

I tak od "głupich" pytań dzieci doszliśmy do czegoś, co jest w stanie przerazić każdego dorosłego - pewnie niewielu z nas miałoby odwagę takie pytanie zadać.

Kwestia śmierci dotknie nas wszystkich, więc z zainteresowaniem tym większym zająłem się tym pytaniem. Poza tym zauważyłem, że jak z kimś o tym rozmawiam to każdy, ale to każdy pyta, tak jak ty: no to boli czy nie boli? Chcemy to wiedzieć. Ale boimy się odpowiedzi.

Więcej informacji o imprezie: www.facebook.com/festiwalterefere

Więcej o: