"Ze względu na własne bezpieczeństwo i poufny charakter wykonywanych zadań autor nie mógł ujawnić swojego prawdziwego nazwiska. Ben Lopez to jedynie pseudonim" . Taka informacja znajduje się na okładce książki "Negocjator" , o której chcę opowiedzieć.
Po jej przeczytaniu mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony czuję niedosyt i rozczarowanie, a z drugiej - dawno nie czytałam tak dobrej książki i chcę więcej takich! Porwania ludzi, w pewnych regionach świata, są na porządku dziennym. Autor prowadzi czytelnika przez tajniki swojej pracy, uczulając na co zwracać uwagę podczas porwania i jak się zachowywać, kiedy już dojdzie do najgorszego. Nie powiem, dziwnie się czyta takie rzeczy i dziwne jest oswajanie myśli, że zdarzenie z gatunku "mnie to nigdy nie spotka" nie jest tak bardzo nierealne...
Bardzo ciekawy jest wątek dotyczący typów porwań, szkolenia negocjatorów i tego jak sam autor zaczął wykonywać ten zawód i jaki to miało wpływ na jego życie osobiste. To co znamy z filmów odbiega sporo od rzeczywistości przedstawionej przez autora. Scenariusze filmowe mają na celu wzbudzenie strachu u widza, trzymanie go w napięciu i pokazywanie spektakularnych akcji policji. W prawdziwym życiu wygląda to jednak inaczej. Bardzo często są to po prostu "pertraktacje handlowe", które potrafią się ciągnąć nawet latami.
W wątku o szkoleniach negocjatorów Lopez w nie najlepszym świetle przedstawia FBI . Okazuje się, że agenci federalni nie dostają wynagrodzenia za dodatkowe godziny pracy i bardzo często próbują sprawę załatwić jak najszybciej, żeby iść po prostu do domu. Jak najszybciej, w przypadku porwań, nie oznacza jak najlepiej. Jako spektakularną porażkę FBI Lopez przedstawia masakrę w WACO . Jak się okazuje, najlepszych szkoleniowców i specjalistów posiada nowojorska policja. Lopez wychwala również brytyjski Scotland Yard, który na szkolenia dla negocjatorów zawsze chętnie przyjmuje żołnierzy SAS lub zwykłej armii. Dzięki takim zabiegom, w przypadku przetrzymywania zakładników, policja i wojsko szybciej się integrują i są po prostu skuteczniejsze.
Z książki można się również co-nieco dowiedzieć o rynku ubezpieczeń od porwań , który narodził się w połowie lat siedemdziesiątych w Kolumbii i dziś przeżywa rozkwit nie tylko w Ameryce Południowej.
www.merlin.pl www.merlin.pl
Fot. Materiały promocyjne
W każdej z przedstawionych historii Lopez próbuje pokazać czytelnikowi jak działa negocjator, na co zwraca uwagę, co może bagatelizować i dlaczego ta praca potrafi tak bardzo uzależniać. Nie jest jakimś wielkim zaskoczeniem (dla mnie przynajmniej) informacja, że małżeństwo autora nie przetrwało, ale powód jego rozpadu jest już bardzo ciekawy. Lopez nie próbuje się wybielić, sprzedaje czytelnikowi po prostu historię, jaka miała miejsce.
Jak wspomniałam na początku książka też mnie trochę rozczarowała. Na okładce znajduje się informacja, że autor prowadzi negocjacje z przestępcami, fanatykami religijnymi i profesjonalnymi porywaczami. Możliwe, że to wszystko jest prawdą, ale z książki to nie wynika. Nie znajdziemy historii o negocjacjach z fanatykami religijnymi. Lopez opisuje tylko porwania dla okupu. Umówmy się, to i tak jest dużo, ale ja bardzo chciałam zapoznać się z tymi drugimi opowieściami. Porwania dla okupu, jak mówi sam autor, w porównaniu z porwaniami na tle religijnym to bułka z masłem.
Gdzieś tam po cichu liczę na to, że autor spisze jednak swoje doświadczenia w negocjacjach z fanatykami religijnymi. Dlaczego tak bardzo mnie to interesuje? Już tłumaczę.
W książce pojawia się informacja na temat Margaret Hassan , która została zastrzelona w Iraku w 2004 roku. Margaret pracowała dla organizacja humanitarnej CARE . Przy wzmiance o jej osobie autor napisał zdanie, które zmroziło mi krew w żyłach
Facet, który zawodowo zajmuje się negocjacjami nie wierzy w ich skuteczność podczas pracy z fanatykami religijnymi. Jeżeli on w to nie wierzy, to co pozostaje nam, szarym obywatelom? Po drugie, jeżeli on w to nie wierzy, to chciałabym się dowiedzieć jak wyglądają działania podczas odbijania ofiar porwania na tle religijnym.
20 sierpnia 2014 świat obiegła informacja o Jamesie Foleyu , któremu dżihadyści ścięli głowę po dwóch latach trzymania go w niewoli. W czerwcu tego roku rebelianci z ugrupowania Islamskie Państwo Iraku i Lewantu uprowadzili tureckiego konsula w Monsulu. Oprócz konsula porwano 48 innych zakładników, w tym troje dzieci i członków tureckich sił specjalnych. To są tylko dwie informacje z ostatnich DWÓCH MIESIĘCY na temat porwań na tle religijnym, a informacji tego tupu jest coraz więcej.
Możliwe, że za moim rozczarowaniem stoi po prostu to, jak promowana była książka. Tak samo, obietnicą bez pokrycia jest to, że autor musiał ryzykować własne życie, by ocalić porwanych. W każdej z przytoczonych historii autor zaznacza, że on sam zawsze był bezpieczny, często - setki tysięcy kilometrów od porywaczy i ich zakładników. W zasadzie mój zarzut nie dotyczy chyba samej książki i autora ale wydawcy, który narobił mi smaku. A książka jest dobra i tyle.