Wywiad, przesłuchanie a może tortury? Jak wydobyć z dzieci informacje o tym, co się działo w szkole

Jedne gadają jak nakręcone, więc z pełnego dygresji strumienia świadomości próbujecie wyłowić perełki i poukładać w logiczną całość w skrytości serca błagając o ciszę. Inne milczą, lub dawkują słowa niczym Paavo Nurmii, czyli bardzo oszczędnie. Jak w takim razie komunikować się z tymi małymi cholerami, żeby dowiedzieć się więcej o ich szkolnej egzystencji?

Teoretycznie wszystko jest proste. Zadajecie jasne i klarowne pytania oczekując treściwych informacji. Nie bawicie się w słowne gierki i chałupniczą pseudo-psychologię. W praktyce wygląda to zazwyczaj tak:

- No, to jak tam w szkole?

- Spoko/ nijak/ jakoś/ a co na obiad?/ hrmpppffffffffffffffffffff (niepotrzebne skreślić).

Ta lakoniczność wielu rodzicom wystarcza. Pozwala odznaczyć na liście codziennych zadań podpunkt "zainteresowanie zajęciami dziecka" i przejść do kolejnych czynności. To jednak, co sprawdzało się przez lata, obecnie postrzegane jest jako zło, jako najgorsza z przewin. Rodzicu, robisz to źle, ignorujesz dziecko, swoją obojętnością skazujesz potomstwo na narkomanię, prostytucję, gry wideo i słuchanie metalu, co zapewne skończy się bardzo źle. Dobry rodzic WIE WSZYSTKO o swoim dziecku. A ty przecież chcesz być dobrym rodzicem, prawda? No i co teraz?

Wymieniasz dziecko. Idziesz z kartą gwarancyjną do salonu i mówisz, że jest taki problem, że ty pytasz, a ono nie reaguje. Jeśli dziecko zostało pozyskane z legalnego źródła, to albo wgrają temu dziecku nowe oprogramowanie, albo w ciągu 10 dni otrzymasz nowy model. A nie, przepraszam, to o smartfonie było.

Urządzasz napaść przy użyciu zatrważającego słowotoku. Zagradzasz przejście do pokoju, bierzesz głęboki wdech i drążysz temat:

No ale powiedz. Dlaczego nie mówisz? Chcesz coś przed nami ukryć? Czy masz jakiś problem? Mów, dlaczego się od nas oddalasz, przecież jesteśmy twoimi przyjaciółmi! Słyszysz?! Dziecko! CO Z TOBĄ? PYTAM O COŚ? A JAK LEKCJE? ZROBONE?! DO CHOLERY, OGARNIJ SIĘ, NIE MOŻESZ TAK MILCZEĆ, BO DO NICZEGO NIE DOJDZIESZ! Błagam, powiedz, co z tobą, no mów, no, dlaczego nas ignorujesz?

Pod tym gradobiciem pytań dziecko ugina się, następnie zaczyna purpurowieć, puchnąć, wreszcie wybucha, wrzeszczy coś o braku zrozumienia, zamyka się w pokoju i milczy nie wychodząc stamtąd przez kolejne trzy godziny, po czym bez słowa zakrada się do kuchni, bierze coś z lodówki, zgarnia bluzę i wychodzi (jeśli zima, ubiera również czapkę z daszkiem). Pełen sukces - wiecie już, że w szkole najpewniej jest źle, a wasze dziecko chce coś przed wami ukryć. Tylko, że nie. To bardzo przestarzała i nieskuteczna metoda skutkująca długotrwałym uszkodzeniem relacji rodzic-dziecko.

Co tam w szkole? Co tam w szkole? No co tam w szkole? fot. D. WęcławekCo tam w szkole? Co tam w szkole? No co tam w szkole? fot. D. Węcławek Co tam w szkole? Co tam w szkole? No co tam w szkole? fot. D. Węcławek Co tam w szkole? Co tam w szkole? No co tam w szkole? fot. D. Węcławek

Tortury. Dzielimy na:

Głodówkę: "dopóki nie zdasz pełnego raportu o sytuacji w szkole, nie dostaniesz posiłku" . Metoda wysoce wadliwa, prowadzi do odwodnienia i uszkodzeń delikatnego mechanizmu funkcjonowania w urządzeniu typu dziecko.

Wodne tortury chińskie. Przywiązujesz delikwenta do stołu, nad głową ustawiasz stojak z wiadrem pełnym wody, w wiadrze robisz niewielką dziurkę, przez którą woda kapie bezpośrednio na czoło dziecka. Po dwóch godzinach wszystko wyśpiewa. Niestety metoda dość czasochłonna, poza tym trzeba zainwestować w stojak, wiadro z dziurą, potem trzeba myć podłogę, najpierw zabija cię rachunek za wodę, następnie po 20 latach dostajesz rachunek za psychoterapię dziecka i umierasz po raz drugi.

Śledztwo. Zwyczajna sprawa. Osobiście lub za pośrednictwem biura detektywistycznego prowadzisz codziennie obserwacje, podsłuchy, zbierasz kwity, kserujesz wszystkie notatki, śledzisz każde poczynanie dziecka w świecie wirtualnym i w sytuacjach budzących wątpliwość interweniujesz przy wsparciu jednostek GROM. Metoda czasochłonna, pracochłonna, kosztowna, w dodatku skutkuje trwałym uszkodzeniem relacji między obiektem A (dziecko) i grupą obiektów B (rodzice).

Podchody (znane też jako wywiad) . Starasz się wiedzieć o dziecku jak najwięcej, w tym celu przebywasz z nim w jednym mieszkaniu już od urodzenia. Usiłujesz zorientować się w towarzystwie z jakim się zadaje - imiona kolegów, kontakty do ich rodziców. Starasz się utrzymywać kontakty z nauczycielami - chodzisz na zebrania, jesteś na bieżąco z planem lekcji, zaglądasz do podręczników, wspierasz przy rozwiązywaniu zadań domowych. Podczas rozmów w domu nie zadajesz pytań wprost ("co w szkole?" ), tylko metodami sokratejskimi drążysz skałę zwaną dzieckiem. Wywiad zaczynasz od pytań o sprawy fundamentalne ("jak tam z kolegami? X był OK.? Y nie przeszkadzał ci? Umawialiście się z W na rowery? Wpadasz na urodziny do J? "). Pozyskane w ten sposób informacje magazynujesz w pamięci, budujesz z nich mapę kontaktów i zależności - z kim sztama, z kim wojna, z kim na rower, kto przeszkadza, kto pomaga. Następnie płynnie przechodzisz do tematów stricte szkolnych , w tym celu odtwarzasz w pamięci plan lekcji. Zaczynasz od zajęć bardziej lubianych przez dziecko (mieszkasz z nim jakiś czas, więc możesz podejrzewać, że woli matematykę od historii, albo preferuje zajęcia z plastyki od lekcji w-f, i tak dalej ). "Mieliście dzisiaj zajęcia z przyrody? No i jak tam? Coś ciekawego było na lekcji? A na muzyce, robiliście te zabawy z graniem na stołach? Słyszałam, że w piątek będzie sprawdzian z matematyki, ten materiał jest dla ciebie łatwy?" . Potem pojawiają się pytania o wszechświat i całą resztę - "Jaka jest najlepsza rzecz, która się dziś zdarzyła?" oraz "Jest coś, co sprawia ci kłopot?" . Ufff strasznie to jest męczące, najgorzej, że trzeba tak codziennie, pięć dni w tygodniu, a potem jest liceum i trzeba roztropniej ważyć słowa, potem idzie na studia i sam dzwoni, że kasa, że w lodówce pusto, że zostaniecie dziadkami, a potem, że kasa, ale przynajmniej dzwoni, nie? A można było oddać towar póki się mieścił w oryginalnym opakowaniu

PS. Jeśli czujecie, że metoda na podchody jest dla was zbyt lukrowa, za idealna i może skutkować uszczerbkiem na reputacji beznadziejnego rodzica , zawsze po udanej rozmowie możecie dodać pytanie o lekcje, czy odrobione, a jeśli odpowiedź będzie przecząca możecie nawrzeszczeć. Jeśli lekcje odrobione - sprawdźcie porządek w pokoju - tu też zapewne znajdzie się milion pretekstów do wrzasku. W ogólnym rozrachunku stanu konta w Międzynarodowym Banku Przewin Beznadziejnego Rodzica bilans wyjdzie na zero, ale przynajmniej wiecie już, co słychać w szkole.

Więcej o: