Ekonomia związku - czy faktycznie mężczyzna musi zarabiać więcej?

Ciekawa jestem jak długo będziemy uwikłani w ten stereotyp. Bo jeśli nie zarabia więcej, to co? To będzie postrzegany jako nieudacznik i słabsze ogniwo? I co powie rodzina, znajomi? Co ludzie powiedzą? A jakie to ma znaczenie?

Nie oburza mnie ani nie gorszy postawa "blachar" z tekstu Marcina , które lecą na kasę, na wypasione BMW, na mieszkanie na Powiślu (85 metrów, czynsz 2800 zł.). Tak jak napisałam w komentarzu pod tekstem kolegi z redakcji, dla mnie to tylko biologiczna potrzeba doboru odpowiedniego samca, który ma potencjalnie większe możliwości zapewnienia dobrobytu samicy oraz jej potomstwu. Takie rzeczy dzieją się cały czas w środowisku naturalnym. Lwica zostanie zapłodniona przez najsilniejszego samca, takiego, który pokonał w walce inne, słabsze osobniki. To nic innego jak pierwotny i ewolucyjnie uzasadniony dobór naturalny. U ludzi tym zdrowym samcem będzie zaradny koleś w nowym BMW. Z tą różnicą, że u ludzi chodzi o potencjał zaradności, którego oczywistym wyznacznikiem nie jest zawartość spodni lecz portfela i klasa samochodu. A tak na marginesie to choć bardzo lubię beemki, to wolałabym Lambo. Czy zatem "blachary" są ewolucyjnie sprytniejsze od intelektualistek, które patrzą na wnętrze i oceniają kolesia po zasobności domowej biblioteki? Czy to kolejny stereotyp, z którym mniej lub bardziej nieudolnie walczymy?

Marcin w swoim tekście powołał się na wyniki badań London School of Economics według których, aż 64 proc. pań uznało, że szuka mężczyzny, który zarabia lepiej od nich. Może jestem nienormalna, bo nie napiszę, że za krótko byłam w wojsku, bo w ogóle mnie tam nie było, ale zastanawiam się jak to możliwe? Tak, nie jestem w tej grupie 64%. Jest mi kompletnie wszystko jedno kto w związku będzie zarabiał więcej. Jeżeli oboje pracujemy i oboje budujemy wspólne gniazdo, to tak samo cieszymy się z mojej jak i jego podwyżki. Ostatnio The Economist opublikował wyniki , z których wynika, że Polska jest na drugim miejscu jeśli chodzi o równe traktowanie kobiet w pracy i możliwość awansów. Niby nie jest źle, ale po przeczytaniu niektórych komentarzy pod tekstem Marcina miałam wrażenie, że niektórym kobietom możliwość większych zarobków wcale nie jest na rękę.

Gość Aga: Autor nie zrozumiał istoty problemu. Nikomu nie życzę męża, który zarabia mniej od swojej żony, bowiem nie każdy facet ma na tyle duże ego by wytrzymać w takim układzie. A mówię z doświadczenia i twierdzę stanowczo, jako feministka, że mężczyzna powinien zarabiać więcej-choćby o złotówkę, dla zdrowia wspólnej relacji, a nie z pazerności.

Zaskakujące jest to, że bulwersuje nas dysproporcja zarobków między kobietami a mężczyznami. Przy czym Polska naprawdę wypada nieźle na tle innych krajów UE . Dążymy do uprawnienia a jednocześnie wolimy tkwić w tradycyjnym układzie finansowych sił. To jak to w końcu jest? Chcemy być silne, niezależne finansowo, ale skrycie marzymy, żeby mężczyzna obsypywał nas codziennie diamentami? Czy jesteśmy aż takimi hipokrytkami? Czy może przypadkiem podświadomie dążymy do układu leżę i pachnę i od niechcenia krzątam się po kuchni a on w tym czasie znosi zwierzynę do domu. Co to ma w ogóle być - lenistwo, wygodnictwo a może stereotypy wyniesione z domu?

www.ec.europa.euwww.ec.europa.eu www.ec.europa.eu www.ec.europa.eu

Czy faktycznie mężczyzna musi zarabiać więcej? Bo jeśli nie to co? To będzie postrzegany jako nieudacznik i słabsze ogniwo? I co powie rodzina, znajomi? Co ludzie powiedzą? A jakie to ma znaczenie? Dla mnie żadne. Jeśli związek jest oparty na partnerstwie, wzajemnym szacunku i miłości to moim zdaniem fakt, że jedno z partnerów zarabia mniej lub więcej jest nieistotny, bo nawet jeśli mamy oddzielne konta to i tak wszystko trafia do jednego domowego ekosystemu. Z pracą bywa różnie. Raz ją mamy, raz tracimy. I jeśli stracimy to jesteśmy przez jakiś czas na utrzymaniu drugiej połówki. I chodzi o to, żeby się w takiej sytuacji wspierać, a nie wykorzystywać ekonomiczną zależność czy wprowadzać jakieś formy pańszczyzny.

Więcej tu pytań niż odpowiedzi. Ale ja wolę pytania i wątpliwości, prowadzą mnie zawsze w miejsca, których jeszcze nie znałam. A wy mi na pewno wszystko wytłumaczycie.

Wasza Korespondentka z Wydziału Odzyskiwania Zdrowego Rozsądku

Więcej o: