Zaproszenie do świata śmiechu. Moje ulubione komedie

Komedia jest tym z gatunków dramatu właściwego, który nie jest mi najbliższy. I dlatego postanowiłam o komedii napisać.

Przy jednym z moich tekstów okołofilmowych pojawiła się propozycja czytelniczki - by zrobić ranking ulubionych komedii. Odpowiedziałam - jak najszczerzej - że komedie to nie jest mój ulubiony gatunek i w zasadzie niezbyt często je oglądam. Myślę, że za ten stan rzeczy w dużej mierze odpowiedzialny jest polski przemysł filmowy, który od przeszło dwudziestu lat wypuszcza takie gnioty, że zamiast się śmiać - płaczę i czuję do siebie wstręt, że w ogóle to sobie robię. Przecież wypalam oczy i zaśmiecam mózg, bo tego się już nigdy nie da odzobaczyć. Mam świadomość, że w równoległym świecie kręcone są doskonałe filmy komediowe, ale jakoś te polskie szkarady zaburzyły mi odbiór wszystkiego. Tutaj prośba do polskich filmowców: przestańcie w końcu kręcić komedie, nie wychodzą wam, wszystko jest źle i niedobrze a w rezultacie ludzie mają uraz do HUMORU i wolą oglądać filmy o śmierci.

Jestem osobą, która wychowała się na filmach Barei i Machulskiego i to do nich wracam jak chcę się pośmiać. Wiem, że wśród moich znajomych dużo osób uwielbia Monty Pythona, ja niekoniecznie. Nic na to nie poradzę, ale ten rodzaj dowcipu nie zawsze do mnie przemawia. Akurat wczoraj na Ale Kino+ był "Monty Python i święty Graal" . Zaczęłam oglądać jakoś od połowy i w sumie po 20 minutach wyłączyłam. Tak, ja rozumiem, że to jest humor abstrakcyjny i czasami trzeba się wysilić, żeby go załapać, ale widocznie ja oczekuję czegoś innego od dobrej komedii. Ale w ostatni weekend tak się złożyło, że zostałam zbombardowana komediami i mnie się to podobało proszę ja was! Kolega wybrał takie filmy przy których autentycznie rżałam na głos i bolał mnie brzuch od śmiechu. Po tym małym maratonie powiedział, że to dopiero początek śmiechoterapii i jest szansa na to, żebym się jeszcze śmiała na komediach. Jest nadzieja na moje wyzdrowienie.

Poniżej przedstawię listę pięciu wesołych filmów, które mogę polecić z czystym sumieniem innym. Wy też szykujecie się - w komentarzach podawajcie MAKSYMALNIE pięć i zobaczymy, czy mamy jakiegoś asa śmiechu. Film, który pojawi się w największej ilości komentarzy zostanie uznany przez redakcję "AntyFochem Numer Jeden" i będzie polecany każdemu, kto akurat się dąsa lub smuci.

BRUNET WIECZOROWĄ PORĄ

Film, który moim zdaniem wspaniale obrazuje społeczeństwo PRL-u. Doskonałe kreacje naszych wybitnych aktorów, przewodnia piosenka w wykonaniu Anny Jantar i dziwne szczegóły robią mi ten film. Dziwne szczegóły to np. pora dnia w filmie. W niektórych scenach jest informacja, że mamy godzinę 18-19, a tu słońce w pełni. Z filmem związana jest też pewna ciekawostka o której może nie wszyscy wiecie. Pan Bareja i pan Tym pokłócili się strasznie podczas przygotowań do filmu - do tego stopnia, że pan Tym odmówił grania w nim (miał grać główną rolę, która przypadła Krzysztofowi Kowalewskiemu) i kazał usunąć swoje nazwisko z czołówki. W związku z tym można zobaczyć, że w czołówce, jako drugi scenarzysta istnieje pan Andrzej Kill . Nazwisko podobno zostało wzięte od zabójstwa, w które wmieszany zostaje główny bohater.

 

REJS

Inżynier Mamoń, Kaowiec, Sidorowski i jego małżonka, a także pan, który robi ihaaaaaaaaaa za każdym razem bawią mnie do łez. Historia dominacji Kaowca nad ludźmi, którzy znaleźli się w jednym miejscu bez możliwości jego opuszczenia. Zniewolenie pasażerów rozgrywających absurdalne rozgrywki, szykowanie przez nich wielkiego balu na cześć kapitana i zakończenie rejsu była metaforą ówczesnej Polski pod rządami Gomułki. Piwowski w sposób mistrzowski ukazał realia zniewolenia jednostki w czasach komunistycznych, nie odwołując się w filmie bezpośrednio do polityki.

 

MIASTECZKO SOUTH PARK

Kinowa wersja kultowego serialu animowanego dla dorosłych, w którym nie ma, że boli. Twórcy filmu w krzywym zwierciadle przedstawiają sytuację polityczną USA, fanatyczną religijność, kulturę i każdy aspekt otaczającego ich świata. Humor z "Miasteczka" nie dla każdego jest zjadliwy, w tym dla samych występujących. Po dziecięciu latach z serialem rozstał się Isaac Hayes , który podkładał głos pod Jerome'a "Chefa" McElroya. Swoją decyzję argumentował tym, że nie może przykładać ręki do naśmiewania się z religii i czyichś przekonań. Z kolei Matt Stone, jeden z twórców, odpowiedział, że wszystko pięknie, ale przez wszystkie minione lata Hayes nie miał z tym problemu. Stało się tak dopiero wtedy, gdy żarty dotyczyły Kościoła Scjentologicznego, którego jest członkiem.

 

SCOTT PILGRIM KONTRA ŚWIAT

Dając ten tytuł do zestawienia biłam się z myślami, czy to najlepszy wybór. Po prostu chodzi o Michaela Cera , którego uwielbiam. Do tej pory wszystkie filmy, które z nim widziałam, były bardzo zabawne. Wybrałam jednak ten film, bo to on w ostatnim czasie przyprawił mnie o ból brzucha ze śmiechu. Duże brawa moim zdaniem należą się również Kieranowi Culkinowi , który gra przyjaciela głównego bohatera. Film powstał w oparciu o komiks, którego niestety jeszcze nie czytałam, ale lada moment to naprawię, dzięki nieocenionej RedNacz, która mi go pożyczy (Kasia ma tryliard komiksów). Film, to historia miłości młodego mężczyzny, który musi pokonać siedmiu byłych wrednych partnerów swojej nowej dziewczyny. Sam bohater nie jest bez skazy, bo i on jest ciut wredny. "Scott Pilgrim kontra świat" to kino młodzieżowe i chociaż ja już dawno nastolatką nie jestem, oglądając go świetnie się bawiłam. Mam jednak wrażenie, że dla osób starszych, które nie mają w domu nastolatka lub nie do końca "łapią" nowomowę dzieciaków, niektóre dialogi mogą być nie do końca zrozumiałe. Ale może tylko mi się wydaje.

 

CZARNY KOT, BIAŁY KOT

Komedia romantyczna w reżyserii Emira Kusturicy, to zdecydowana odskocznia od kina tego typu. Pokazuje świat cygańskich "potentatów handlowych", którzy mają zamiłowanie do dobrej zabawy, szybkiego zarobku i swatania w gronie znajomych. Film jest mocno przerysowany w niektórych momentach, ale trzeba przyznać, że przez to nabiera jeszcze większego rozmachu. Jednym z bohaterów filmu jest świnia, którą widzimy co pewien czas, a która ze stoickim spokojem i wytrwałością zjada samochód. Nie byle jaki samochód, a Trabanta. Duży plus za muzykę, którą polubiłam do tego stopnia, że kupiłam sobie całą płytę. Numerem jeden jest oczywiście PIT BULL TERRIER.

 

No, to czas na wasze piątki.

Więcej o: