Przeciwko uczłowieczaniu zwierząt - odpowiedź Czytelnikom

W komentarzach padło pod moim adresem wiele zarzutów, zdecydowałam się więc, zamiast odpowiadać na każdy z nich oddzielnie, napisać tekst, w którym odniosę się do waszych uwag. Tekst nie został zrozumiany tak, jak tego chciałam - wina, niestety, leży po mojej stronie. A ponieważ temat okazał się gorący, chcę dokładniej wyjaśnić, o co mi chodzi i odpowiedzieć na kilka pytań. Może zrozumiemy się lepiej.

W tekście, który was tak poruszył i zdenerwował , chciałam postawić pytania, bo mnie zawsze bardziej interesują pytania niż odpowiedzi. Mam mnóstwo wątpliwości. Mój świat nie jest czarno-biały, jest w rozmaitych odcieniach szarości. Bo życie jest trudne i skomplikowane i nieustannie stawia nas przed rozmaitymi, najczęściej trudnymi, wyborami.

Na początek - kilka faktów z życia. Mam dwa koty . Nie siedzą na mrozie, mieszkają z nami w domu. Dostają jeść, pić, sprząta się im w kuwecie. Są szczepione i leczone, kiedy zachodzi taka potrzeba. Są głaskane i przytulane. Lubią nas, łaszą się, przychodzą się ocierać, uklepują nasze brzuchy, mruczą. Fajne są. Lubię je. Nie, nie kocham. Jakoś mi to uczucie do zwierząt nie pasuje. Tak mam. I już. Nie ma co się and tym zastanawiać, nie ma co rozkminiać. Pewnie dlatego nie rozumiem, jak to jest, kiedy się zwierzę kocha, traktuje jak wnuki, dzieci. Dla mnie to zbyt wiele. Albo inaczej pojmuję miłość. Ale nie wydaje mi się, żeby moje koty miały z tego powodu jakoś specjalnie gorzej.

Człowiek ma dla mnie wartość nadrzędną, bo tak mam ustaloną hierarchię wartości. Dlatego nie rozumiem stwierdzeń, że koty czy psy są lepsze od ludzi. Są fajne, pewnie, ale dla mnie zawsze ważniejszy będzie człowiek. Jeśli macie ochotę twierdzić, że wasze psy / koty / szczury / rybki są ode mnie ładniejsze, mądrzejsze i w ogóle wszystko lepiej, to luz. Spróbuję sobie z tym jakoś poradzić. "Ktoś, kto w ten sposób traktuje zwierzęta, nie może być dobry dla ludzi" , twierdzicie. Patrząc na to z drugiej strony - miłośnicy zwierząt niekoniecznie są miłośnikami ludzi.

Szanuję zwierzęta, więc staram się ich nie jeść . I ich nie nosić. Nie zawsze się udaje, z rozmaitych powodów, również dlatego, że ortodoksja w jakiejkolwiek dziedzinie nie jest mi bliska. Nie uważam, że jestem przez to lepsza od tych, co mięso jedzą. Po prostu uważam, że skoro można się bez tego obyć, to czemu nie? Ale na ten temat napisałyśmy już kilka tekstów, nie chciałabym się powtarzać.

Lubię zwierzęta, więc swoje koty wzięłam ze wsi . Takiej prawdziwej, gdzie pewnie zostałyby utopione, gdyby nikt się nimi nie zainteresował. Nie potrzebuję zwierząt rasowych. Nie chcę wspierać ich hodowli, w takich hodowlach zwierzęta często się męczy. Bo stosuje się chów wsobny, przez co rodzą się osłabione zwierzaki, niepozbawione wad genetycznych, przez które będą cierpieć całe życie, bez względu na to, czy stać nas czy nie na weterynarza. Bo nigdy nie wiem, czy nie za często każe się rodzić dobrym sukom / kocicom i czy to ich przypadkiem za bardzo nie wyniszcza. Bo co chwilę robi się dziwne krzyżówki, zmniejsza rozmaite rasy i potem te zmniejszone zwierzęta mają miliardy problemów z narządami wewnętrznymi. I cierpią. Nawet jeśli są kochane. Rasowy zwierzak jest dla mnie niepotrzebnym zbytkiem. Ale rozumiem, że są esteci, dla których wygląd / szczególne cechy zwierzaka mają znaczenie kolosalne. Ok, ale proszę się uważnie przyjrzeć ich hodowli.

Piękna myśl - wziąć zwierzaka ze schroniska, dać mu nowy dom. Ale wiecie, jak groźne mogą z tego wyniknąć problemy? Kto z was słyszał, że w schronisku daje się psom leki na uspokojenie? I potem ten wzięty do domu pies ma syndrom odstawienia, jest "na głodzie" i zaczyna się zachowywać zupełnie nieobliczalnie. Naprawdę, nie zawsze behawioryście uda się "ustawić" takiego psa. A jeśli właściciel boi się wejść do własnego domu, bo czasem jego miły na ogół przyjaciel dostaje dziwnego szału i nigdy nie wiadomo, jak to się skończy, to co wtedy? Mam na myśli spore stworzenia, które potrafią zagryźć. Znam taką historię. I mogę was zapewnić, że właściciel zrobił wszystko dla swojego psa. A na koniec MUSIAŁ go uśpić. Był ostatnią osobą, która tego chciała. Nie ma to nic wspólnego z myślą "Masz problem ze swoim zwierzakiem? Nie męcz się, nie kłopocz, weź go uśpij! Będzie taniej."

Sprzątaniu po ukochanych pupilach poświęcono już tyle literatury, że nawet nie chce mi się o tym pisać. Ten, kto ma dzieci biegające po trawnikach z pewnością nauczył się już sprzątać psie kupy.

Alergia. Tak, jest to pewien problem. Może pojawić się z czasem, kiedy zdążymy się już ze zwierzęciem zaprzyjaźnić. I co wtedy? Leki, pewnie. Odczulanie. Ale jedna lekarka mówi: "Jakie odczulanie? Odczulają to się weterynarze, jeśli nie są w stanie zmienić pracy. Każdy inny człowiek powinien pozbyć się źródła potencjalnego alergenu, bo alergia postępuje. Nawet zwykły katar może skończyć się potężną astmą". Druga lekarka: "Odczulanie? Można to zrobić kropelkami, a można zastrzykami. Jedno kosztuje tyle, a drugie dwa razy tyle. Ale wie pani, że to nie musi zadziałać?" I tak, jeśli silną alergię miałoby któreś z moich dzieci, koty musiałyby znaleźć nowy dom w tempie natychmiastowym. Bo u dzieci alergia kończy się na przykład zapaleniem płuc co miesiąc albo innym paskudztwem, które wymaga antybiotyków. Ale ponieważ alergię mam ja, to na razie sprawdzam leki. Pogodziłam się z katarem. Z kichaniem. Ze swędzącymi oczami. Ale co będzie, jak w końcu zacznę się dusić?

I jeszcze to nieszczęsne leczenie. A jeśli kogoś naprawdę nie stać na leczenie zwierzaka? Biorąc pod uwagę, jak niska jest w naszym kraju płaca minimalna, a nawet przeciętna, bardzo łatwo jestem sobie coś takiego wyobrazić. Co wtedy? "Nie powinien był zwierzaka brać". Pewnie tak, ale niewielu biorąc zwierzaki zakłada, że skończy się jakąś trudną do leczenia chorobą. Wszyscy "od ust sobie odejmą", "sprzedadzą ostatnią koszulę". Deklaracje są łatwe. Tylko skąd te psy porzucane w wakacje? Ukochane dotąd zwierzęta oddawane do schronisk, bo w rodzinie urodziło się dziecko? Myślę, że w kwestii zwierząt wielu z nas toczy hipokryzja.

PS. Biodra były żartem. Jak widać - nieudanym.

Więcej o: