Brzytwy i gorące ręczniki - męskie rytuały u Nergala

Staram się, by to, jak wyglądam, oddawało to, kim jestem w środku. I o to chyba koniec końców chodzi - byśmy się czuli dobrze we własnej skórze i z własnym zarostem - mówi Adam ?Nergal? Darski, muzyk i od niedawna współwłaściciel salonu fryzjerskiego dla mężczyzn.

Media obiegła ostatnio wiadomość, że Adam "Nergal" Darski stawia na biznes i w centrum Warszawy otworzył salon fryzjerski. Niby nic dziwnego, wszak muzycy chętnie inwestują pieniądze w interesy niemające z branżą muzyczną nic wspólnego - część dla zysku, a część, korzystając z tego, że mając spore dochody i oszczędności oraz znane nazwisko, mogą zająć się rozwijaniem pasji. Maynard James Keenan, wokalista Toola, 31. na liście 50 najlepszych heavymetalowych frontmanów wszech czasów, założył winnicę w Arizonie i produkuje wino. Były basista The Rolling Stones, Bill Wyman, prywatnie zapalony poszukiwacz skarbów, stworzył (i z powodzeniem sprzedaje) zaprojektowany przez siebie wykrywacz metalu. A Nergal postanowił pewnego dnia, że chce założyć barber shop, czyli elegancki zakład fryzjerski specjalizujący się w strzyżeniu i goleniu mężczyzn. Co ciekawe, w pewien sposób "powtórzył" historię. Według niektórych źródeł to właśnie pieśniarz, rodem z Bagdadu, założył w południowej Hiszpanii, już w 840 r. n.e., pierwszy salon piękności dla panów.

Nergal w salonie Barberian Academy & Barber Shop (fot. Agata Połajewska)Nergal w salonie Barberian Academy & Barber Shop (fot. Agata Połajewska) Nergal w salonie Barberian Academy & Barber Shop (fot. Agata Połajewska) Nergal w salonie Barberian Academy & Barber Shop (fot. Agata Połajewska)

Dlaczego akurat barber shop? - Z potrzeby, z "zajawki", z poszukiwania nowych wyzwań, a tak bardziej konkretnie to z rozmowy, jaką przeprowadziłem z moją wspólniczką i autorką projektu, Małgorzatą Marczewską - wyjaśnia Nergal. - Na moje stwierdzenie: "Słuchaj, bardzo chciałbym zainwestować w coś pieniądze, ale zależy mi, żeby to była taka rzecz, do której się zapalę i będzie spójna z tym, kim jestem", ona od razu wypaliła "No to barber shop, to jest coś dla ciebie". Zdziwiłem się, w życiu nie słyszałem wcześniej tego, a dodam, że rozmowa miała miejsce rok temu. W wieku 36 lat żyłem w takiej nieświadomości! Ja nie wiedziałem, co to jest barber shop, większość Polaków pewnie, tak jak ja wówczas, też tego nie wie, ale nasza inicjatywa jest też po to, by ludzi uświadamiać i inspirować. Pokazać, czym jest barbering i że jest to piękna kultura, w Polsce skutecznie wyrugowana przez komunę. Bo za komuny nie wypadało, by ludzie pracy dbali o siebie, wydawali ciężko zarobione pieniądze na stylizowanie fryzur. Najlepiej, żeby facet był uwalany błotem i gnojem, i tak samo budował nową Polskę. Barber shop to szacunek do samego siebie, a komunizm zabijał szacunek do ludzi - w ogóle do wszystkiego oprócz partii. Nie wypadało w dobie walk klasowych, by ludzie byli zadbani. Dziś barber shopy na całym świecie przeżywają renesans.

Tylko dla mężczyzn

Amerykańska kultura barber shopów sięga XIX wieku, a ich złoty okres przypadł na początek wieku XX i trwał aż do lat 40. Wizyta u fryzjera-golibrody była dla bogatszych mężczyzn codzienną rutyną, dla mniej zamożnych - wyjściem "od święta", raz na tydzień. I nie o samo golenie i strzyżenie chodziło, ale też o związaną z nim otoczkę i spotkania towarzyskie - w ściśle męskim gronie i w eleganckim miejscu. Tak właśnie ma być w Barberianie. Choć kobiety nie mają zakazu wstępu, jasno powiedziane jest, dla kogo powstało to miejsce: - To jest enklawa dla mężczyzn, którzy w tych przerażających czasach, kiedy świat pędzi, kiedy dynamika zdarzeń i tempo wszystkiego nas zabijają, mogą tu przyjść i, mówiąc językiem potocznym, wylogować się z rzeczywistości na moment. Zdekompresować się. Odetchnąć. Odpocząć. Zostawić żonę, dziewczynę czy kochankę w domu albo pobliskiej kawiarni czy sklepie, wyłączyć telefon, rozeprzeć się wygodnie w fotelu, zamknąć oczy i poddać się zabiegowi, który trwa 30 albo 60 minut, albo i dłużej... i zrelaksować się - przekonuje założyciel Barberiana. I dodaje: - Dla kobiet tego typu higiena jest normalna; mają "swoje" fryzjerki czy manikiurzystki, multum możliwości zrelaksowania się i zadbania o siebie. Facet ma w dzisiejszych czasach trzy możliwości: może pójść na siłownię, ale to takie zero-jedynkowe. Fajne, wiem, bo sam chodzę, ale w gruncie rzeczy dość prymitywne. Może pójść do baru i skończyć... pod barem, co też mi się zdarza i też jest prymitywne. No i wiadomo, burdele. Także bardzo zero-jedynkowe (śmiech). Brakuje mężczyznom czegoś, co byłoby powiązane z głębszym pochyleniem się nad sobą, ze zrobieniem czegoś fajnego tylko dla siebie... Tym jest właśnie wizyta w barber shopie. Każdemu facetowi, który zastanawia się, czy nie zapuścić brody, powiedziałbym - tak, spróbuj. Eksperymentuj z zarostem, baw się nim! Ja staram się, by to, jak wyglądam, oddawało to, kim jestem w środku, i o to chyba koniec końców chodzi - byśmy się czuli dobrze we własnej skórze. I z własnym zarostem.

Motocykl to jednen z elementów dekoracji Barberian Academy & Barber ShopMotocykl to jednen z elementów dekoracji Barberian Academy & Barber Shop Motocykl to jednen z elementów dekoracji Barberian Academy & Barber Shop Motocykl to jeden z elementów dekoracji Barberian Academy & Barber Shop

Wystrój Barberiana przypomina połączenie warsztatu motocyklowego, antykwariatu, gabinetu osobliwości i eleganckiego klubu dla dżentelmenów. W witrynie - waga z położoną na jednej z szal czaszką zwierzęcą. Pierwsze, co rzuca się w oczy po wejściu, to wiszący na ścianie motocykl, dalej - eleganckie fotele w surowym wnętrzu, błyszczące nowoczesne utensylia fryzjerskie i barberskie rozłożone na ladach, zabytkowy fotel dentystyczny, czaszki i poroża na ścianach, przepiękne, odrestaurowane drewniane drzwi, eleganckie, obite skórą sofy klubowe. Aż trochę szkoda, że nie można się w nich rozsiąść z cygarem. Panuje tu styl, który można by nazwać rockowym eklektyzmem, za co w dużej mierze odpowiada Nergal, który prywatnie jest kolekcjonerem płyt winylowych i zabytkowych brzytew oraz miłośnikiem staroci: - Mnóstwo rzeczy przywiozłem ze świata. Są antyczne brzytwy, schowane pod szybą w podłodze, wśród nich na przykład przybornik, który kupiłem na pchlim targu w Jafie pod Tel Awiwem. Motocykl na ścianie to też mój pomysł. Patefon kupiłem z kolei na Jarmarku Dominikańskim, tak samo jak wagę, która stoi w witrynie. Z czaszkami też jest ciekawa historia - ta największa brała udział w niejednej sesji mojego zespołu, a reszta to prezenty od fanów. Rzuciłem hasło na Facebooku, że jeśli ktoś ma na zbyciu jakieś poroże - po dziadku myśliwym czy coś w tym guście - to z chęcią przyjmę. Ostatnio byłem w trasie po Polsce, a ludzie przychodzili z całymi kartonami. Jeździłem przez moment samochodem wypchanym porożami. To fantastyczne, że to miejsce stworzyli też moi fani - bo za tym stoi dobra energia, życzliwość i to, że ktoś podarował kawałek swojej historii. Dla mnie to było oczywiste, że Barberian musi być w starej kamienicy, a nie na przykład w centrum handlowym. To wszystko się łączy i jest spójne.

To nie golenie, to rytuał

Poza tym - ma być miło i przyjacielsko. Spokojnie, cicho, pachnąco - olejami i pomadami do bród, drewnem i surowym kamieniem starych murów, a mężczyzna, który tu zawita, ma się od wejścia czuć swojsko, wyciszyć, zrelaksować. - Może pomilczeć, może porozmawiać z barberami, jak kto woli. To nie jest tylko usługa, to jest cały rytuał stworzony wokół bardzo intymnej sytuacji. Włos na twarzy jest tylko pretekstem, dbanie o wygląd zewnętrzny, coś, co jest atrybutem męskości - czyli zarost - ma wpływ na to, co mamy wewnątrz. Ja przynajmniej tak mam i wierzę, że wielu facetów też tak ma. Albo nie mają, bo nie wiedzą jeszcze, że tak to działa. Widziałem fragment jakiegoś wywiadu ze starszym panem golibrodą, który mówił: "Kiedyś to mężczyźni przychodzili się golić, ale potem zaczęli gadać, grali w szachy". Nam właśnie o to chodzi! Dla mnie barber shop to element slow life, który, mimo że sam bardzo szybko pędzę przez życie, jest potrzebny. Wszyscy potrzebujemy balansu, stwarzania okoliczności, w których można zwolnić w życiu, bo inaczej zwariujemy. Barber shop jest takim analogowym elementem higieny psychicznej w cyfrowym świecie - mówi Nergal.

Nergal w salonie Barberian Academy & Barber Shop (fot. Agata Połajewska)Nergal w salonie Barberian Academy & Barber Shop (fot. Agata Połajewska) Nergal w salonie Barberian Academy & Barber Shop (fot. Agata Połajewska) Nergal w salonie Barberian Academy & Barber Shop (fot. Agata Połajewska)

A barber - jak jedno z jego poprzednich wcieleń, Figaro z "Cyrulika sewilskiego" - bywa nie tylko golibrodą, ale też powiernikiem. Pracujący w Barberianie Ariel i Maciej potrafią nie tylko strzyc i golić, ale też doradzić, jak pielęgnować zarost, jakie kosmetyki dobrać (niebawem w Barberianie mają pojawić się w sprzedaży specyfiki tylko do zarostu), a także poradzić sobie z wyzwaniem z gatunku "rób, co chcesz, i spraw, żebym dobrze wyglądał". Według Nergala barberowi w sferze relacji z klientem bliżej do tatuatora: - Mamy dwóch barberów. Ariel i Maciej są samoukami i nie jest to coś, co powinno odstraszać klientów, a wręcz odwrotnie. Szkoła fryzjerska często wyrabia w ludziach złe nawyki, których później trudno się pozbyć. Dobry barber to często ktoś, kto poczuł "misję". W Krakowie jest na przykład salon Butter CUT, gdzie pracują dwaj fantastyczni barberzy - i żaden z nich szkoły nie skończył. Po prostu pewnego dnia wzięli maszynki, zaczęli trymować i... poczuli powołanie. Ludzie mówią: "Co tu wydziwiać, przecież to tylko fryzjer". Moim zdaniem barberowi bliżej do tatuatora. Tatuatorzy to też często "zajawkowicze", ludzie, którzy uwielbiają tatuaże i chcą je robić. Najpierw sobie dziargają nogi, popełniają na nich wszystkie błędy, później ćwiczą na sztucznej skórze albo znajomych, którzy potem straszą tymi "dziełami", aż stają się mistrzami i malują na skórze. Mamy różnych barberów z różnymi specjalizacjami, w zależności od potrzeb klienta. Będziemy też wprowadzać gradację barberów - uczeń, barber i mistrz. Uczeń będzie mógł obsługiwać tych, którzy na przykład wpadną z ulicy, gdy nie ma miejsc, albo takich, którzy nie mają czasu i zależy im na szybkim serwisie. Barber to barber, a mistrz - to szef, który przyjeżdża do nas z Hiszpanii, no i, jak sama nazwa wskazuje, to jest po prostu mistrz. Ten facet, jak obsługuje klienta - a jest to bliskość około dziesięciu centymetrów od twarzy - z szacunku do niego i dla większej precyzji wstrzymuje na kilkadziesiąt sekund oddech. Wizyta u niego trwa do dwóch godzin, i to już jest naprawdę rytuał - gorące ręczniki, brzytwy, coś pięknego. Oczywiście ceny ich usług będą się różnić.

Mistrzem, o którym wspomina Adam, jest sam Lord Jack Knife , którego biegłość w posługiwaniu się brzytwą stała się już legendarna w środowisku barberów. Lord Jack Knife jest nie tylko właścicielem własnej golarni, ale także od wielu lat prowadzi firmę konsultingową, z której usług skorzystać może każdy, kto marzy o otwarciu swojego barber shopu. Mistrz zajmuje się także edukacją młodych golarzy na całym świecie oraz planuje stworzenie własnej linii kosmetyków dla brodaczy.

 

Poza goleniem i strzyżeniem Barberian ma w ofercie warsztaty z mistrzami brzytwy z całego świata. Najbliższe planowane są na listopad, zainteresowani mogą napisać na adres mailowy lub sprawdzać regularnie Facebooka, gdzie będą pojawiać się ogłoszenia o naborze. Na szkoleniach, dla odmiany, kobiety są mile widziane, na równi z panami. Nie należy raczej liczyć na to, że zostanie się po takim kursie mistrzem pędzla i brzytwy w jeden dzień, ale można wiele się nauczyć. Nergal: - Ja na przykład nie wiedziałem, że brodę trzeba myć specjalnymi szamponami, nie takim zwykłym - do głowy, że brodę należy czesać, że warto używać olejów, bo nimi możemy w pewnym sensie kontrolować włos. Niestety, włosy na brodzie bardzo często są chimeryczne. Ja na przykład mam dużo siwych włosów i te siwe włosy często stoją w opozycji do całej reszty, są takimi punkami.

Chwilowa moda, a może wskrzeszenie pięknej tradycji?

Co zabawne, sam Nergal w "kaście" brodaczy jest nowy: - Nosiłem różne rodzaje zarostu. Przez ostatnie kilka lat po prostu tak zwany kilkudniowy zarost. Zacząłem zapuszczać rok temu i szybko zaczęły się dziać śmieszne rzeczy z moim zarostem. Wąsy zaczęły mi się kręcić, a mnie zaczęło się to wszystko coraz bardziej podobać i teraz, jak patrzę na swoje stare zdjęcia i na odbicie w lustrze, to na tamtych fotach wyglądam jak goły leszcz i jakoś... nie lubię siebie z tamtego okresu. To pewnie kwestia świadomości swojego ciała, wyglądu i samopoczucia. I - nie bójmy się tego słowa - wygody. Dobrze przystrzyżona broda wygląda dobrze przez długi czas. Nie trzeba codziennie się golić, wystarczy przystrzygać włosy tam, gdzie nie są pożądane ze względu na kształt zarostu i twarzy. I tyle. Na razie klient Barberiana to - jak przyznaje jego współwłaściciel - głównie "hipster brody", choć Barberian otwiera się na klientów w każdym wieku i stylu oraz - pardon le mot - wszelkiej maści. - Na razie nasi klienci to w większości młodzi ludzie, między dwudziestką a czterdziestką. No mnóstwo brodaczy, po prostu. Piękny widok. Mam nadzieję, że to nie jest tylko moda... Jak mawia Piotr, nasz manager, broda to stan umysłu! Nie mogę się z nim nie zgodzić - dodaje ze śmiechem.

Stare brzytwy i inne barberskie utensylia to zdobycze z podróżyStare brzytwy i inne barberskie utensylia to zdobycze z podróży Stare brzytwy i inne barberskie utensylia to zdobycze z podróży Stare brzytwy i inne barberskie utensylia to zdobycze z podróży

Ja też mam taką nadzieję, choć patrząc na ulice Warszawy nie sposób się oprzeć wrażeniu, że tak właśnie jest, a co trzeci mężczyzna między trzydziestką a czterdziestką wybiera stylizację "na drwala". Z drugiej strony, męska pielęgnacja to trudny temat. Może właśnie tego typu miejsca zamienią zwykłą modę w pewien nawyk a tradycyjna wizyta u golibrody wróci do łask?

Barberian Academy & Barber Shop , ul. Emilii Plater 25, Warszawa

Ceny podstawowych zabiegów: włosy - 70 PLN, broda - 60 PLN

Adam "Nergal" Darski. Muzyk, kompozytor, wokalista, współzałożyciel i lider black/deathmetalowego zespołu Behemoth, który jako pierwszy w historii polskiej muzyki rozrywkowej trafił na listę Billboard 200 w Stanach Zjednoczonych (The Apostasy; 2007). Od 2009 roku, za sprawą związku z Dorotą "Dodą" Rabczewską, Darski stał się celebrytą, a jego twórczość stała się przedmiotem wielu dyskusji i krytyki oraz - powodem procesów sądowych. Oskarżany o propagowanie satanizmu i obrazę uczuć religijnych.

Więcej o: