Czy to jeszcze nostalgia, czy może już zarozumiałość?

Życie w Polsce po tym jak się żyło w Ameryce jest dla niektórych takie ciężkie, że codziennie muszą wszystkim naokoło o tym przypominać. Jak akurat nie narzekają na to, jak u nas gorzej, biedniej, licho i w ogóle, to przynajmniej przypomną po raz enty, jak tam cudownie się żyje.

Wzruszają mnie ludzie, którzy porównują rzeczywistość do tego co było, powiedzmy, dwadzieścia lat temu na tym cudownym zachodzie, bo akurat wtedy tam mieszkali. Większość wypowiedzi zaczynają od - "Bo jak ja mieszkałem/mieszkałam W AMERYCE to..." . Ja rozumiem, że nostalgia, że człowiek lubi wspominać swoje dzieciństwo i młodość, ale ileż można? Co najzabawniejsze, to te same osoby często wyśmiewają nostalgię za końcówką PRL, tych którzy tu wówczas żyli. To chyba nawet nie jest złośliwe, oni po prostu nie mają wyczucia, że non stop o tej cudownej Ameryce nawijają.

 

Tak się składa, że ja nie byłam w Stanach Zjednoczonych ani wtedy, ani ostatnio i nic nie zapowiada, że będę tam w najbliższym czasie. Więc nie rozumiem do końca tych odniesień. Cieszę się nawet, że taka przykładowa osoba miała kolorowe dresy, pachnące gumki do ścierania, a na śniadanie jadła pancakes, a nie jakieś naleśniki. Teraz też je zresztą pancakes, a nie naleśniki. Czasami zje crepes, ale nigdy naleśniki.

Cenię sobie oczywiście bardzo opinie na temat tego, co było modne w tej Ameryce, a dopiero teraz do tej Polski przychodzi. Normalnie tak mnie to obchodzi, że spać po nocach nie mogę z ekscytacji.

materiały promocyjnemateriały promocyjne materiały promocyjne materiały promocyjne

Od pewnego czasu są na ulicach tzw: foodtrucki, które to już tak dawno były w tej Ameryce i tam to była bardzo bogata oferta żywieniowa, nie to co teraz tutaj. Nie ma TYCH sosów, bułki są inne i w ogóle to mięso i warzywa jakieś takie mało mięsne i warzywne. Wszystko źle, a ty szaraku po prostu wiedz, że nigdy nie zasmakujesz prawdziwego jedzenia z prawdziwego foodtrucka.

Czasami to nie mogę również spać od takich historii: ktoś się na brunch z kimś umówił i jedna z tych osób, to przyszła ubrana jak do zwykłej knajpy na śniadanie. SERIO! A wiadomo, że przyjść w ubraniach śniadaniowych na brunch to pewnie tak samo jak przyjść na ślub w białej sukience. Zgroza i faux pas, w Ameryce nie do pomyślenia podobno.

Są oczywiście jeszcze sytuacje krytyczne, kiedy się okazuje, że osoba taka nie może się nadziwić, że ktoś jeszcze telefonu używa, albo co gorsze drukuje sobie coś na drukarce lub notuje w analogowym zeszycie. O ZGROZO! "So nineties".

Do tego wszystkiego ceny za towary, które u nas są takie wysokie, a w Ameryce to można kupić pięć par majtek Victoria's Secret za 20 dolców i wszędzie są restauracje afrykańskie, azjatyckie czy portorykańskie, a w Polsce to nie ma.

Oddzielnych wzruszeń dostarcza mowa owych osób. One mówią po angielsku i to całkiem nieźle, a czasami nawet tak dobrze, że angielski staje się ich pierwszym językiem nawet w Polsce. Kończą zdania angielskimi słowami albo całe zdania wtrącają podczas rozmowy z ludźmi nawet zupełnie przypadkowymi, gdzieś na jakiejś imprezie. Języki obce oczywiście warto znać, jak i warto czytać różne wiadomości, ale to dziwne przekonanie o swojej przebojowości, że coś czytało się w amerykańskim internecie trzy dni wcześniej, niż pojawiło się w polskim, zawsze napawa mnie zdziwieniem. I te odniesienia do zagranicznych celebrytów, o których nie masz pojęcia, bo nawet polskich za bardzo nie ogarniasz. I wtedy zdziwienie zmieszane z pogardą - że jak to, przecież w Ameryce to taka znana osoba jest więc nie bądź ignorantem i znaj ją.

Tak, Ameryka jest taka cudowna. Życie w niej to bajka. Zastanawiam się - po co zatem ci wszyscy zachodofile tak się męczą w tej naszej szarej ojczyźnie?

Więcej o: