A kiedy zabraknie prądu... Zapal świeczkę i nie zrzędź!

Od setek lat internauci dopytują wielkiego mędrca Wujka Google - jak żyć? Pytanie to jednak jest mocno nieprecyzyjne. Dlatego dziś opowiem wam o tym, jak żyć przez kilka chwil bez prądu w środowisku bezsensownie powierzającym wszelkie swe nadzieje energii elektrycznej.

Nieważne, jaka katastrofa ci się przydarzy, zawsze jest ktoś, kto ma gorzej. Faktem jest też, że większość naszych bolączek to tak zwane problemy pierwszego świata. Teoretycznie brak prądu dotyczy raczej trzeciego świata, ale trzeci świat niekiedy bardziej niż prądu potrzebuje innych rzeczy, na przykład czystej wody pitnej i kilku innych fanaberii związanych ze współczesną medycyną niealternatywną. Czasem też potrzebuje, żeby wielkie mocarstwa nieco się od niego odpierdoliły, zwłaszcza w zakresie dzielenia, rządzenia i wysysania surowców naturalnych.

Nie mogę jednak kłamać, że nagłe zniknięcie prądu nie jest dotkliwe, bo jest. Szczególnie, jeśli mieszkamy w jakimś skromnym M3, gdzieś w trzewiach jednego z setek betonowych monolitów, jakie postanowiły podbić naszą przestrzeń wielkomiejską. Znaczy się w bloku. Głupio jest mieszkać w bloku i nie mieć prądu. Serio, serio. Ja wiem, że inni mają gorzej oraz mogło się zdarzyć coś paskudniejszego - na przykład nagły i przeciągający się brak wody (słabe), awaria kanalizacji (bardzo słabe), wybuch bomby atomowej w odległości +/- 15 km od naszego bloku (ultra słabe) - ale z tym prądem to jednak uciążliwość. Powiedzmy, że wracasz sobie do domu, jest godzina 15:00, grudzień, ciemno, zimno i dowiadujesz się, że w domu prądu nie ma i nie będzie, a przecież przez ostatnich trzydzieści lat był.

Na wszelki wypadek twoje dzieci robią inspekcję i pstrykają wszystkie pstryczki, przełączają przełączniczki i próbują nawiązać kontakt z kontaktami. Na nic to. Na szczęście na sytuację absolutnego braku prądu przez co najmniej 72 godziny możesz się przygotować. Mieszkańcy stref podmiejskich i wiejskich mają teoretycznie lepiej. Oni wiedzą, że są zdani na siebie i że jak zerwie i trzaśnie, to trzeba uwolnić agregat, jakiegoś diesla, czy inne cudo, nalać benzyny i lecieć na własnym zasilaniu awaryjnym. A biedne sardynki z osiedlowej puszki nie tylko nie mają gdzie postawić agregatu, ale nawet nie wiedzą, jak taki agregat podłączyć do własnej sieci i zasilić domowe ognisko w kilowaty kilowatów. Dlatego drogie dzieci...

KIEDY ZABRAKNIE PRĄDU

Natychmiast wyłączcie telefony. Schowajcie je do kieszeni, w stanik, gdziekolwiek, gdzie będą pod ręką, ale baterii nie zużywajcie. No bo co, jeśli wydarzy się sytuacja bardzo awaryjna, a wam padnie bateria, bo żeście musieli obdzwonić całą rodzinę, zrobić milion niewyraźnych zdjęć oraz dużo facebookować o tym, że ohoho nie ma prądu. Jeden post o braku prądu w zupełności wystarczy.

Miejcie w domu latarkę, najlepiej trzy. Ważne, żeby każda miała baterie, a te baterie, żeby były nierozładowane. Najważniejsze jednak, byście wiedzieli, gdzie są wasze latarki. Niby banał, a jednak. Mój syn na przykład ma piękną latarkę, można przy niej czytać Encyklopedię Britannicę, można za jej pomocą nawigować wielkie okręty, by ich uniknąć, A JEDNAK w najczarniejszej godzinie, kiedy nie mieliśmy prądu przez dobę, cóż, nie umiał jej znaleźć i lektura encyklopedii musiała poczekać.

Ciemności! Lękajcie się nas. fot. DWCiemności! Lękajcie się nas. fot. DW Ciemności! Lękajcie się nas. fot. DW Ciemności! Lękajcie się nas. fot. DW

Weźcie się nauczcie swojego mieszkania na pamięć. Na dotyk, węch i słuch. Podobno nocne wyprawy po ciemku, te niby, że do toalety, a jednak do lodówki - pomagają, więc możecie teraz mieć nowe, lepsze wyjaśnienie dla tych postojów przy lodówce o trzeciej nad ranem.

Świeczki, wszędzie świeczki. Fajnie jest mieć dużo świeczek w domu. Wiem, bo sama ostatnio wywaliłam ze cztery cholerne, zakurzone paskudztwa, które mieliśmy poupychane w różnych pokojach, zrobiłam to oczywiście tuż przed tym dniem, kiedy straciliśmy energię elektryczną.

Zapałki i zapalniczki , bo jak śpiewała Budka Suflera - czymże jest dobra świeczka, kiedy ognia brak.

Nie przesadzajcie z nadmiarem urządzeń na prąd. Jeśli wszystko w domu włącznie z ogrzewaniem i podgrzewaniem wody jest na prąd, to dupa zbita. Dlatego jestem arcyszczęśliwym człowiekiem posiadającym zdywersyfikowane źródła zasilania, napędzania i tak dalej. Wiem, że lodówki na gaz to relikt przeszłości do podziwiania w muzeach (lub też gadżet dla miłośników turystyki kempingowej), że z telewizorem na gaz też raczej nie bardzo, ale taka kuchenka gazowa, totalnie niemodna, niedesignerska i nieindukcyjna pozwoliła nam w okresie bezprądowym spożyć kilka ciepłych posiłków (przy świecach, a jakże!). Niby banalne i oczywiste, a jednak WAŻNE: szybko posortujcie żarcie z lodówki na to, które może wytrzymać jeszcze chwilę na balkonie (oczywiście jeśli brak prądu nie dopadł was w środku lata) i takie, które trzeba jednak jakoś tam przetworzyć i zjeść zanim zaczną domagać się utworzenia niepodległej republiki pleśniowej w jednym z kuchennych zakątków. Nie szalejcie z wietrzeniem zamrażalnika. Jeśli dobrze pójdzie, przyjemny chłodek utrzyma się we wnętrzu, a pachnący mrożoną rybą śnieg będzie tam zalegać nieco dłużej.

Prawdziwa zabawa zacznie się w chwili, gdy pojawi się potrzeba wyprania ubrań. Można prać ręcznie (och zwłaszcza spodnie i bluzy). Można iść do rodziny, albo napaść znajomych - ale to jest takie banalne. Można szukać najbliższej pralni, ale to jest strasznie staroświeckie. Odpowiedzią na doczesne potrzeby braku obcowania z rodziną, znajomymi i panią z pralni w obliczu utrzymania higieny odzieżowej są PRALNIOMATY. Ostatnio jeden taki zastąpił nam na osiedlu mlekomat. Okazuje się bowiem, że świeżego mleka 4% nikt nie potrzebuje, a wyręczenia w praniu bez konieczności spotykania innych ludzi i obsługiwania tej podstępnej huczącej maszyny, która czai się to w kuchni, to w łazience - owszem, tak. Więc pralniomat. Podobno do jednej szafeczki wkładasz brudne, a po 24 godzinach (czy ile tam sobie wybierzesz) z innej szafeczki wyjmujesz czyste. CUDA PANOCKU.

Najważniejsze jednak w braku prądu jest wyluzowanie. Wyjmijcie kije z dupy, przestańcie zrzędzić, że nie ma, i rozkoszujcie się sytuacją. Brak prądu kiedyś minie - przewody naprawią, przelewy dojdą, trafostację zreperują, zaległości zapłacicie. A teraz cieszcie się chwilą. Brak prądu bowiem, to cudowny czas! Kiedy mój ulubiony blog Domowy Survival ogłasza swoje "Piątkowe scenariusze ", w wąskim gronie komentatorów i autorów teoretyzujemy "co by było gdyby..." (nagle zerwała się łączność w całej okolicy, zabrakło zapasów jedzenia w sklepach, przestała działać kanalizacja i stan ten utrzymywał się przez kolejne trzy dni - i tym podobne). Na tym blogu hasło "brak prądu " uruchomiło oczywiście odruchowo falę entuzjazmu spod znaku "SIEDZĘ SOBIE SPOKOJNIE I CZYTAM KSIĄŻKI! ". Z dziećmi takie zajęcie jest teoretycznie trudniejsze. Przyjęło się bowiem uważać, że współczesne dziecko to potwór, który nie atakuje wyłącznie wtedy, gdy jest otoczony szczelnym kordonem multimediów. Multimedia zaś mają to do siebie, że potrzebują dużo prądu. Taka konsola do gier, och jak ona wysysa energię z gniazdek, a ten telewizor, o ho ho. Tablet, telefon, przenośna konsola. Można mieć power bank i ładować te mniejsze gadżety od niego, ale bez przesady. Poza momentami, kiedy trzeba było odrobić lekcje, brak prądu był naprawdę fajny. Czytanie książek przy świeczkach, zabawa, gry planszowe, albo nawiedzanie bliskich, którzy mają prąd - to są super zajęcia. Fajne jest też leżenie i gapienie się w płomień świeczki oraz zauważanie, jak inaczej brzmi cisza w domu bez prądu.

Więcej o: