Wspaniale jest budzić się co rano, czuć się lekko i dobrze w swoim ciele. Fajnie jest być na co dzień wypoczętym, energicznym człowiekiem, mieć siłę na pracę, dom i jeszcze może małą rundkę biegową wieczorem. Jeśli tak masz - doskonale! Najwyraźniej dobrze rozpoznajesz potrzeby swojego ciała i masz na tyle dobrą organizację, że umiesz je zaspokoić.
Bywa, że nie jest tak kolorowo. Co jeśli co rano ledwo wstajesz z łóżka, już po śniadaniu, ewentualnie w okolicach lunchu czujesz nadchodzące wzdęcie, więc pomijasz obiad, zamiast którego pod wpływem stresu sięgasz po chowany w szufladzie batonik? Albo jeśli po prostu czujesz, że brakuje ci energii, widzisz, że pogorszyła ci się cera, zaczęły łamać paznokcie lub wypadać włosy. Albo jeśli po prostu nie czujesz się dobrze w swoim ciele. To sygnały, że należałoby coś zmienić, przyjrzeć się swojemu stylowi życia, posłuchać swojego ciała i współpracować z nim.
To łatwo napisać, ale trudniej zrobić. Bo żeby zacząć słuchać swojego ciała, trzeba trochę zmienić myślenie . Mam wrażenie, że ciało często traktowane jest jak wróg, jak coś, co trzeba zmienić, co przeszkadza w osiągnięciu sukcesu, znalezieniu miłości, szczęścia... Bywa, że traktujemy je jak osobny byt, że ono wcale nie jest nami, bo przecież w środku to my jesteśmy doskonałe/li. Tylko to ciało jakoś nie takie. Nierzadko bywa, że po takiej diagnozie, po znalezieniu winnego zaczynamy to ciało katować różnymi dietami cud, hiperintensywnymi ćwiczeniami, zabiegami czy masażami - po to, żeby ono wreszcie było idealne. Gdy ono będzie, to i my będziemy! I już na pewno tym razem, kiedy uda się ten doskonały stan osiągnąć, to nie wrócimy do starych nawyków - no skąd!
Warto zaprzyjaźnić się z ciałem niezależnie od tego czy mamy do ciała jakieś "ale" czy nie. I obserwować, co się z nim dzieje. Moja znajoma była ostatnio na diecie, takiej z pudełka. Widuję ją często więc miałam cały czas aktualne informacje na temat postępujących efektów. Jednego trudno odmówić - chudła. Ale poza tym, dieta zawierała sporo nabiału, po którym koleżanka się źle czuła. Po jakimś czasie zaczęła być osłabiona, a skończyło się na wypadających włosach i połamanych paznokciach. Czy naprawdę za wszelką ceną warto sobie zaszkodzić, żeby pozbyć się paru kilogramów? Moja rada jest taka - jeśli widzisz, że coś ci szkodzi, nie jedz tego, słuchaj siebie , zmień sposób odżywania, nawyki, przyzwyczajenia, albo metodę na schudnięcie.
No to nie gryź! No to nie gryź!
No to nie gryź!
Sądzę, że podstawą do zdrowia, sprawnego ciała czy odchudzania jest zmiana wspomnianego myślenia, zmiana nawyków - nie na chwilę. Na dobre, po świadomej analizie tego, gdzie może leżeć problem. Bo w zmianie nawyków nie pomoże żadna super-ekstra-fajna dieta, ani postanowienia niejedzenia śmieciowego żarcia, ani zdjęcie modelki na lodówce. Ne mówię, że te rzeczy są bezsensu - bywają bardzo pomocne. Jednak u podstaw wszystkiego leży to, co mamy w głowie. Żeby zmienić nawyki, trzeba zmienić myślenie.
To trudny temat, bo psychika każdego człowieka jest inna, co innego nas motywuje, co innego pogrąża, co innego cieszy, smuci. Niejednokrotnie zupełnie inne są podstawy nieradzenia sobie z jedzeniem. Niektórzy odżywają się źle, bo nie mają wiedzy dotyczącej tego, co dobre, zdrowe. Inni zajadają stresy lub emocje. Bywają i tacy, którym się po porostu nie chce oraz tacy, dla których normalnym stanem jest bycie na diecie, z krótkimi przerwanie na folgowanie, czyli efekt jojo.
Na pewno to, co należy zmienić - to nastawienie do jedzenia . Powinniśmy przestać traktować jedzenie jak wroga, zagrożenie dla wymarzonej sylwetki, albo jak owocu zakazanego. Wystawy cukierni omijane najszerszym nawet łukiem nie przestaną istnieć i będą kusić z oddali. Dobrze jest się z jedzeniem zaprzyjaźnić. Umieć powiedzieć mu "nie", ale w jego towarzystwie czuć się dobrze. Cieszyć się posiłkami, nie połykać wszystkiego w pośpiechu. Warto zadbać o jakość podania posiłków, o ich estetykę. Fajnie znaleźć czas na jedzenie powoli (a w każdym razie nie w wiecznym biegu). Jeśli już, raz na jakiś czas, jeść słodycze - to spokojnie, z pewną celebracją. Niech to będzie prawdziwa przyjemność, a nie zjedzony w biegu baton, nawet dobrze nie pogryziony.
Ale co zrobić z przyzwyczajeniami ? Jak poradzić sobie z tym, że np. na pocieszenie, po ciężkim dniu pracy najlepsza wydaje się czekolada. Co zrobić żeby zacząć jeść coś w pierwszej części dnia, a nie zaczynać jedzenie od popołudniowego obiadu? Odpowiedź - zmienić złe nawyki na dobre.
Nawyk jest to pewna forma automatycznego działania - pozwala nam zaoszczędzić czas, więc z ekonomicznego punktu widzenia nawyki są człowiekowi bardzo potrzebne. Jak zatem zacząć automatycznie robić dobrze, zamiast robić źle?
Nawyk działa następująco - mamy bodziec, reakcję i skutek . Dajmy na to, że po ciężkim dniu pracy przychodzisz do domu ledwo żywa/y. Otwierasz szafkę ze słodyczami i zjadasz pół paczki ciastek. Skutek jest taki, że przez chwilę czujesz się dobrze, a w każdym razie lepiej - i o to właśnie chodzi. O ten moment kiedy czujesz, że to ciastko, ta czekolada - coś faktycznie ci daje. Niestety często działa to trochę jak alkohol - jest fajnie przez chwilę, ale płaci się kacem - w tym wypadku bywa, że wyrzutami sumienia i bolącym brzuchem. Ale to już inna sprawa.
Żeby zmienić nawyk należy go po pierwsze zidentyfikować. Obserwuj siebie, popatrz na mechanizmy swoich zachowań, zastanów się co ci przeszkadza, lub co wiesz, że powinno się zmienić. Jeśli już wiesz, że np. w sytuacjach stresowych, nieprzyjemnych, albo po sukcesie nagradzasz się słodyczami, zastanów się nad substytutem nagrody. Co innego możesz zrobić, żeby się nagrodzić - coś co sprawi ci przyjemność, a jednocześnie będzie zdrowe. Pamiętaj tylko, żeby mierzyć siły na zamiary: nie zakładaj, że zamiast nagradzać się jedzeniem, zaczniesz nagradzać się siłownią. Słodycze to coś, co możesz mieć od ręki, a wypad na siłownię wymaga przygotowania, zaplanowania oraz czasu.
Z nawykami to jest trochę tak, że lubimy te rzeczy, które robimy, ale nie zawsze robimy rzeczy, które lubimy . Znane jest automatycznie bardziej lubiane. Więc jeśli wydaje ci się, że lubisz jeść wieczorem ogromne posiłki, bo robisz to od zawsze i w zasadzie to inaczej nie umiesz, możesz być w błędzie. Jeśli przez miesiąc zadbasz o to, żeby nie najadać się na noc, a wieczorem zrobić coś innego, coś dla siebie, bardzo możliwe, że powiesz, że właśnie to bardzo to lubisz.
Kilka moim zdaniem dobrych nawyków, które warto sobie wypracować to:
- jedzenie powoli - znacznie łatwiej jest się nie przejadać, kiedy się je wolno i w skupieniu. Nie mówiąc już o tym, że warto się delektować jedzeniem - to powinna być codzienna przyjemność;
- słuchanie siebie - czy naprawdę muszę jeszcze dokładkę, czy to łakomstwo czy głód?
- jedzenie śniadania - najlepiej takiego, w którym będą i węglowodany złożone i białko;
- unikanie podjadania - to tak łatwo umyka, czasem trudno jest zauważyć, jak dużo się je skubiąc sobie tu i ówdzie po troszeczku;
- picie wody (na różne sposoby);
- planowanie jedzenia i dbanie o jakość produktów - nie chodzi o obsesyjne myślenie o jedzeniu i opracowywanie dokładanego planu, ale warto zaplanować czas na posiłek i mniej więcej wiedzieć jak będzie wyglądał. Jeśli chodzi o jakość - jesteśmy zarzuceni taką ilością marnej jakość jedzenia, że naprawdę warto patrzeć na to, co się kupuje i jaki to ma skład.
- jedzenie ostatniego posiłku około trzy godziny przed snem - niejedzenie po 18 to mit. Jeśli idziesz spać o 23 ostatni posiłek może być koło 20. Lepiej żeby nie był specjalnie obfity i nie był bombą energetyczną.
- wysypiaj się - wiem, że to nie jest łatwe, bo czasem mamy tyle zajęć, że na sen już nie starcza czasu, ale chociaż siedem godzin niech się znajdzie.
U mnie wprowadzenie tych zmian wiele zmieniło. Dieta to nie tylko jedzenie, to styl życia.