Jesienna niemoc, wewnętrzna pustka, bezgraniczne znudzenie [artykuł o zaskakująco optymistycznym przekazie]

Zimno, ciemno, straszno i źle. Najchętniej wpełzłabym pod koc i nie wychodziła do marca. Czy mnie też dopadła jesienna deprecha? Nie, bo nie jest mi smutno i nie mam doła. Po prostu nic mi się nie chce.

Pisać tego tekstu też. To znaczy - nie, że mi się nie chce. Chce mi się, tylko nie wiem jak zacząć, o czym pisać, jak. Czuję totalną niemoc. Jak w tej piosence Hey.

Herbata stygnie zapada mrok

A pod piórem ciągle nic

Obowiązek obowiązkiem jest

Piosenka musi posiadać tekst

Gdyby chociaż mucha zjawiła się

Mogłabym ją zabić a później to opisać

Tymczasem mucha nie chce się zjawić, wena też nie, pies śpi, zakopany po sam czubek nosa w swojej kołderce, a ja mu zazdroszczę i jak co roku o tej porze stwierdzam - chciałabym przez zimę być kotem albo psem. Pod warunkiem, że w swoim domu.

Fot. Natalia SosinFot. Natalia Sosin Fot. Natalia Sosin Zimą najlepiej być psem (w moim domu) (Fot. Natalia Sosin)

Byłoby mi ciepło, miło, dużo by się spało, często by się piło. A tu człowiek musi wstać co rano, wywlec się z łóżka, założyć te cebulane warstwy wełen i ciepłych gaci. Chwalić Boga, technologia poszła do przodu i Japończycy wymyślili coś, co nazwali " HEATTECH " - ciuchy termiczne, które nie wyglądają jak skafander na narty, ale jak zwykłe ubrania. Legginsy i koszulki - cieniutkie jak mgiełka a grzejące jak baranica (choć co ja tam wiem, nie chodziłam nigdy w baranicy). Kupuję je zawsze podczas wojaży do krajów, gdzie rozpanoszyła się już sprzedająca je japońska sieciówka Uniqlo. Niestety, jakoś tak wychodzi, że mimo posiadania tych cudów techniki odzieżowej, nie wybiegam z domu z radością. Raczej moje poranki wyglądają tak:

Fot. Pinterest.comFot. Pinterest.com Fot. Pinterest.com Te ciężkie zimowe poranki (Fot. Pinterest.com)

Oczywiście minus te stemple z jaskółkami. Okropność.

Gdy już wypełznę z łóżka, gdzieś tak w połowie pierwszej kawy, następuje ten moment, kiedy po raz pierwszy danego dnia rzucam okiem w lustro. I zazwyczaj chwilę później pada jakiś wykrzyknik (nieodmienna część mowy wyrażająca m.in. silne stany emocjonalne, uczucia oraz ujawniająca stan woli mówiącego) odnoszący się do wyglądu mej twarzy. Oblicze moje bowiem, ma taką ciekawą przypadłość, że gdy tylko nadchodzi sezon grzewczy ma w zwyczaju nocą puchnąć. Kremy pod oczy stosowane na noc oczywiście działają - głównie tak, że wspomniane oczy stają się cienkimi szparkami pomiędzy kluseczkami powiek. Co tu dużo mówić, z rana wglądam jakbym właśnie wypełzła z meliny po tygodniowej imprezie sponsorowanej przez wino Belzebub. W sumie dobrze, że na zewnątrz jest tak cholernie zimno, przynajmniej mi ta opuchlizna z facjaty schodzi zanim dotrę do pracy. Chociaż częściowo. Mam nadzieję.

Ale to nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, że od kilku dni mam permanentne nie-chce-mi-się-nic połączone z mogłabym-spać-bez-końca. Do tego dochodzi zdolność skupienia się typowa dla złotej rybki. Melancholia, wewnętrzna pustka i bezgraniczne znudzenie. Wrażenie, że nie jestem w stanie przeczytać ze zrozumieniem nic poważnego, a co dopiero napisać! Więc nie czytam, słucham audiobooków, piję dziesiątą kawę, narzekam, że mi zimno. Zima pod wieloma względami nie jest łaskawa dla kobiet - tak przynajmniej wnioskuję z rozmów z koleżankami. Dla nikogo nie jest łaskawa, ale dziewczyny jakoś bardziej przeżywają. Na przykład - że nie da się znaleźć sensownych butów, które nie wyglądają jak ruskie pepegi (tu zawsze przytaczam powiedzenie mojej ukochanej babci - "albo ciepło, albo ładnie"). Eleganckie kozaczki na obcasie? Och tak, są fantastyczne, szczególnie jak próbujesz złapać w nich równowagę na lodzie. Choć te cienkie mają jeden plus - mogą działać jak raki. Zazwyczaj jednak człowiek w takim buciku wygląda jak Bambi, co zaprzecza idei wysokich obcasów, czyli temu, że mają przydawać seksapilu.

 

"Albo ciepło albo ładnie" w departamencie odzieżowym sprowadza się natomiast do tego, że człowiek albo marznie w eleganckim płaszczu, albo wygląda jak ludzik Michelin. Albo - jak ja - wybiera elegancki płaszcz "owersajzowy", czyli taki, pod który można upchnąć kilka swetrów i worek ziemniaków. HA! Problemem pozostaje to, co robić z tymi wszystkimi swetrami i szalikami (i ziemniakami) po wejściu do, zazwyczaj przegrzanego, pomieszczenia. No i to, że choćby się miało figurę jak jakaś modelka albo Iggy Pop, to i tak wygląda się jak miś grizzly albo wełniany baleron.

Fot. Kaja KlimekFot. Kaja Klimek Fot. Kaja Klimek Inwazja teletubisiów na Warszawę (Fot. Kaja Klimek)

Poza tym - włosy. Albo potargane przez wiatr, albo zamrożone, bo wydawało ci się, że wysuszyłaś porządnie przed wyjściem, ale jednak - tylko ci się wydawało, więc już wiesz, że zatoki nie dadzą ci żyć przez najbliższe kilka miesięcy, albo elektryzujące się i ugniecione przez czapkę. Klasyczny wybór między dżumą a cholerą.

Wszystko to, dodane do ogólnej smuty, ciemnych poranków i krótkich dni, sprawia, że ludzie mają dosyć. Swoją drogą, to zabawne, że zima co roku zaskakuje nie tylko drogowców. Każdy zachowuje się tak, jakby to, że w zimie robi się ciemno i zimno, było jakimś zaskoczeniem. I że śnieg pada. O Jezu, no nie może być!

Rys. Magda DanajRys. Magda Danaj Rys. Magda Danaj Rys. Magda Danaj

A ja, moi kochani, mam wyjątkowo piękną witrynkę do odnowienia, więc tłumaczę sobie to tak: wcale to nie jest tak, że narzekam na zimę, ja po prostu mam lepsze rzeczy do robienia w domu, niż poza nim. Co więcej, z całą stanowczością oświadczam: to zaraz się skończy, serio! Za chwilę Święta, potem Nowy Rok, styczeń, jak co roku, upłynie nam na "zaczynaniu wszystkiego od nowa", luty jest najkrótszym miesiącem, więc zleci nam szybko i już zaraz będzie marzec i znowu wiosna. Nie traćmy nadziei!

P.S. Pani pielęgniarka u laryngologa powiedziała mi, że jak teraz się zetnie i wsadzi do wody gałązki wiśni, to zakwitną na Boże Narodzenie. Spróbowałabym, tylko nie wiem, gdzie na Mokotowie rosną wiśnie. Pewnie na Wiśniowej?

Więcej o: