Jak przygotować się do Sylwestra? Praktyczny antyporadnik

Kochane! Zawiodłam! Piszę ten tekst o kilka tygodni za późno i wiem, że nie ma ani usprawiedliwienia, ani przebaczenia. Sylwester już zaraz. Mam nadzieję, że nauczone wieloletnim doświadczeniem zaczęłyście przygotowania! Jeżeli nie, to zaraz was szybciutko przez nie poprowadzę.

Jestem autentycznie zaniepokojona, bo pracy jest wiele. Trzeba wydepilować ciało odpowiednio wcześnie, by nie mieć już czerwonej wysypki i podrażnionej skóry, ale żeby szczecina jeszcze nie zaczęła przebijać delikatnej mgiełki rajstop z połyskiem. Trzeba zadbać o skórę - nonszalancko opalić, ale nie przesuszyć . Trzeba nawilżyć, zapobiec wypryskom, szczególnie na plecach, bo tam będzie lał się wspaniały dekolt sukni. A stopy? Nie mogą być zmęczone, przetańczyć z wami chcą całą noc! Żelowe poduszeczki do szpilek kupione? Antypoślizgowe plastry pod palce kupione? Chłodzący żel do łydek kupiony? Nie zapomnijcie też o kosmetyczce, wizażystce, fryzjerce i specjalistce do spraw paznokci, chociaż jestem pewna, że przez moje felietonistyczne, sezonowe niedbalstwo wszystkie miejsca są już zajęte i będziecie musiały poradzić sobie same albo poprosić o pomoc siostry, matki i przyjaciółki. Pewnie ich interwencja sprawi, że będziecie wyglądać najgorzej (ale zawsze lepiej niż w wydaniu codziennym) i to zepsuje całkowicie magię ostatniej nocy roku. Biorę za to na mą obwisłą klatę pełną odpowiedzialność.

Ale ja tu gadam o głupotach, a jeszcze przecież trzeba schudnąć. Wiem, wiem. Właśnie skończyłyśmy wszystkie chudnąć do bikini, bo warto przecież nie jeść, fikać na fitnessie i machać ciężarami oraz na deser (taki jest dozwolony!) zarzucić sobie w domu Mel B., po to, żeby przez mniej więcej 7 z 365 dni paradować w bikini po plaży, na której i tak nikogo nie obchodzi nasze ciało (bo każdy ma swoje do oglądania i obrzucania paranoidalnymi wymówkami: dlaczego jesteś takie skisłe, czemu takie niewdzięczne, mało dekoracyjne, ty flaku ).

Ale naprawdę trzeba się postarać, skoro możemy chudnąć cały rok dla tygodnia wakacji, to możemy też poświęcić cały grudzień dla kilkugodzinnej imprezy. Proporcja się zgadza, prawda? Uwaga! W przedsylwestrowym maratonie jest jedna trudna przeszkoda do wzięcia - Gwiazdka. Jak wiadomo, w święta wszyscy non stop jedzą, zgodnie ze stereotypem. Siedzą i jedzą tłuste kiełbasy - to jedyna okazja, bo zaraz trzeba będzie znowu odchudzać się na wakacje (swoją drogą, dlaczego jeszcze nie zrzucamy wagi na Walentynki? Przecież grubi ludzie są mniej kochani). Jeżeli więc przesadziłyście z łakomstwem i bożonarodzeniowa kapusta wałkuje się na plecach, piernik cioci wisi oponą u brzucha, a grzaniec poszedł w cycki, no dobra, w tę fałdkę pod nimi, trzeba będzie zainwestować w odpowiednią bieliznę, która sprawnie rozprowadzi nadmiar tłuszczu po ciele. Tak, jest droga. Ale warto potrząsnąć sakiewką - w końcu robicie to dla siebie. Tylko wy możecie kupić sobie poczucie, że jesteście piękne w tę jedną, wyjątkową noc w roku. Zaklinam - nie zapomnijcie o piersiach! Trzeba je wypomadować (pamiętając o złotej zasadzie spryskiwania się perfumami - przede wszystkim miejsca, w które chciałybyście być całowane, hihi) i uformować tak, aby przypominały dwie kule melonowego sorbetu, słodkiego mroźną jędrnością.

Może o północy zmieni się w księcia? / fot. wikimedia.comMoże o północy zmieni się w księcia? / fot. wikimedia.com Może o północy zmieni się w księcia? / fot. wikimedia.com Może o północy zmieni się w księcia? / fot. wikimedia.com

W ferworze przygotowań należy otoczyć troską swojego mężczyznę . On też musi się przygotować. Kupić wódkę. Koniec listy obowiązków sylwestrowych dla panów.

Dobra, zmęczyłam się. Jak być może już się zorientowaliście, nie przepadam za Sylwestrem i całą wiążącą się z nim wzmożoną ekspansją kultu piękna i demona konsumpcji. Co jest takiego wyjątkowego w tej nocy, oprócz tego, że za chwilę będziemy o rok starsi i ani trochę bogatsi, jak mawiał mądrze Ebenezer Scrooge, zanim nawrócił się na wiktoriańską, rodzinną idyllę? Oprócz wspomnianych powyżej Walentynek trudno mi znaleźć inny moment w kalendarzu obchodów tak bezceremonialnie wykorzystywany do forsowania reżimu udoskonalania ciała i generowania całkowicie zbędnych wydatków (brokat, petardy, zaproszenia na bale i inne imprezy). Sylwester kojarzy mi się głównie z tym, że średnio dwie godziny po rozpoczęciu tzw. zabawy, a jednocześnie długo przed północą i wymarzonym powrotem do domu w okolicach trzeciej nad ranem, wszyscy są już kompletnie pijani, więc całe kompulsywno-obsesyjne przygotowania okazują się absolutnie zbędnym wydatkiem energii i monet.

Być może brzmię jak neofitka abstynencji, którą praktykuję od roku, ale wierzcie na słowo - wypiłam w życiu swoje, ciskałam butelkami po wszystkich gatunkach Igristoje w uliczny bruk różnych miast (czego do tej pory serdecznie się wstydzę), a domowe książki po trzech latach niepalenia nikotyny przez właścicielkę nadal pachną okropnie i mają nieodwracalnie zażółcone brzegi. Moja niechęć do szampańskiej nocy nie wynika więc z ubolewania nad upodlonymi tłumami rodaków, krzyczącymi z radości o północy i rzucającymi petardy w rozbawiony tłum. Bierze się ona głównie z przymusu bawienia się tego konkretnego dnia, od godziny dwudziestej dopóki nie padnę, bo pracodawca szczęśliwie musi zapewnić mi następnego dnia wolne, pozwalające ponownie zintegrować ciało z duszą, osłabioną pląsami do Boney M i Abby (przy okazji, zauważyłam kiedyś ciekawą prawidłowość: o ile w Wigilię kobiety w niektórych firmach mogą iść wcześniej do domu, żeby uporać się z gotowaniem, a panowie mają w tym czasie śledzika, bo wiadomo, że w domu nie pomogą, w Sylwestra panuje już równość. Wszyscy muszą być gotowi na imprezę!). Nie lubię tych standardowych pytań: "A gdzie w tym roku na Sylwestra?". "Nigdzie". "A, nie masz z kim zostawić córki?". "Mam" . Cisza. Świerszcz za kominem. Daleki huk fajerwerków.

Trzeba błyszczeć! / fot. wikimedia.comTrzeba błyszczeć! / fot. wikimedia.com Trzeba błyszczeć! / fot. wikimedia.com Trzeba błyszczeć! / fot. wikimedia.com

Próbowałam wielu modeli Sylwestra, od wielkich ulicznych imprez, poprzez kameralne i mniej kameralne prywatki, po finezyjne przyjęcia studentów ASP, na których obowiązywały tematyczne przebrania (najgorzej. Sekretarka z muzeum stająca w szranki z graficzkami, koleżankami z roku nowego ukochanego. Przygotowań do tej nocy nigdy nie zapomnę). Powiem z przekonaniem, że miło wspominam tylko jedną edycję 31 grudnia, która odtwarza mi się w głowie w postaci kilku zaledwie obrazów - ale nie z powodu nadużyć alkoholowych. Mam siedem lat, tata kupił mi kolorowego "balona z nosem", który to rarytas pojawiał się w moim dzieciństwie tylko w jednym dniu w roku (dlaczego?). Możemy z siostrą nie kłaść się do łóżek tak długo, jak tylko chcemy. O 22 biorę Ulę za rękę, w drugiej nadal trzymam balona, idziemy spać. To był Sylwester idealny. Drugi taki już mi się nie zdarzył.

Dlatego w tym roku spędzę Sylwestra tak samo, jak w ubiegłym i w jeszcze poprzednim. Zjemy z mężem dużo kalmarów z hipermarketowej mrożonki w dostojnym towarzystwie jogurtu czosnkowego i obejrzymy film. Przygotowania do tego zajmą nam jakieś 40 minut, nie licząc sporu o wybór odpowiedniego tytułu na projekcję, który potrwa około tygodnia. I tyle. Drwię z ciebie, fabryko piękna, nie będę się odchudzać, nie będę tapirować koka i nie zaproszę przyjaciół na alternatywną prywatkę z etiopskim jazzem z filmów Jarmuscha i hummusem (czy kupiłaś już limonki? Czy blender poradzi sobie z ciecierzycą? Czy podasz dania na nieekologicznych talerzykach jednorazowych, czy pozmywasz jutro po wszystkich?) . Zalegnę w łóżku, zawinięta w dzianiny. Jeżeli za sprawą mojego wyłamania się z rytualnych obchodów Nowy Rok 2015 okaże się do kitu, przynajmniej będziecie mieli kogo winić.

Więcej o: