Wojtek Walczak: "Chemia jest super, bo zabija raka"

"Zwykły człowiek, choćby miał wcześniej kontakt ze szpitalem, nie jest gotowy na to, co go czeka podczas leczenia raka. To, że ja musiałem sam dowiadywać się wszystkiego, nie znaczy, że inni też muszą się męczyć" - mówi Wojtek Walczak, autor bloga "Złap raka za jaja".

Załóżmy, że ktoś wykrywa u siebie coś podejrzanego. Chce sprawdzić, czy to TO, czy nie. Ile się czeka na badania?

WOJTEK WALCZAK: Czasami nawet trzy miesiące. Wszystko zależy od tego gdzie się trafi, jaki jest dostęp do specjalistów, jakie jest nastawienie lekarza pierwszego kontaktu.

A prywatnie?

- Prywatnie to można pewnie za kilka dni, a może nawet z marszu, ale to, poza tym, że koszt, trochę bezsens. W przypadku onkologii, finalnie leczenie i tak zawsze jest państwowe. My i tak mamy dobrze, mieszkamy w Warszawie, gdzie dostęp do lekarzy jest większy. Wyobraź sobie, że mieszkasz na przykład w moim rodzinnym Węgrowie i masz nagle leczyć się onkologicznie. Musisz - mentalnie i fizycznie - przedostać się do Warszawy do szpitala i tam się leczyć. A jeszcze nie daj Bóg zarabiasz marnie i nie masz w tej Warszawie żadnej rodziny. No dramat.

Co mówisz komuś, kto zapyta co robić, jak się zabrać do badania? Jak zazwyczaj wygląda ten pierwszy etap, kiedy człowiek podejrzewa, że coś jest nie w porządku ale jeszcze nie wie na pewno?

- Pierwsza rzecz w przypadku "męskich raków" to jest często wstyd. Musisz zdjąć gacie przed kimś obcym i dać się obmacać. Faceci boją się tego w sposób wręcz absurdalny. Ale to następuje na samym końcu drogi wymagającej pewnego samozaparcia, bo najpierw trzeba pomyśleć, że coś może być nie tak. Potem pójść do internisty. On musi dać skierowanie do urologa. Urolog musi stwierdzić że jest w ogóle potrzeba dalszych badań, a przy profilaktyce to oznacza to tyle, że generujesz koszt, który lekarz musi uzasadnić. No więc często bywa tak, ze urolog uznaje, że nie ma takiej potrzeby, ale zakładając, że tak się nie stanie - w końcu trafia się na badanie USG. Ale przede wszystkim są opory - ja, facet, mam dawać sobie badać jaja? No daj spokój.

Ja dopóki nie wykryłem u siebie guza też miałem takie podejście. Prędzej bym się spodziewał, że zachoruję na raka płuc, bo paliłem dużo, ale rak jądra? Nigdy w życiu. No ale w pewnego dnia coś tam poczułem. Najpierw sprawę zbagatelizowałem - "Eee, to na pewno nic takiego". To chyba naturalny mechanizm obronny, człowiek tak ma, że niemiłe sprawy od siebie odsuwa. Z tydzień to trwało, ale myślenie o tym, że jednak jest tam COŚ nie dawało mi spokoju. Zacząłem przeglądać internet, a tam przerzuty, chemia, wlewki. Przez tydzień tak to we mnie siedziało aż poszedłem do lekarza i muszę powiedzieć, że miałem dużo szczęścia. Do internisty udało mi się dostać z dnia na dzień, on skierował mnie do urologa, gdzie trafiłem po kolejnych kilku dniach, a na USG trafiłem w przeciągu tygodnia. W tydzień po USG byłem już na stole operacyjnym, a dwa tygodnie później dostawałem pierwszą wlewkę chemii. Dobrze, że tak szybko wszystko się potoczyło, bo nie miałem czasu na siedzenie i banie się co dalej.

Ile miałeś lat?

- Niecałe 38, to było w lutym tego roku. Co zabawne, dwa miesiące wcześniej przestałem palić, sam z siebie. Nagle poczułem, że nie chcę już palić. Mam wrażenie, że mój organizm już to cholerstwo "zlokalizował" i stwierdził, że pora już raka nie dokarmiać. Poza tym, miałem dużo szczęścia, bo mój przypadek był chyba dość prosty z punktu widzenia medycznego. Wcześnie wykryty nowotwór, wiadomo, że prawdopodobnie nie ma przerzutów, wiadomo, co podać i wiadomo, że jak się to poda, to będzie po sprawie. Oczywiście to są moje przypuszczenia (śmiech).

Wojtek Walczak (Fot. Archiwum prywatne)

Co to znaczy "brać chemię" - jak chemioterapia wygląda i jak reaguje na nią organizm? Może to banalne pytanie, ale jeżeli nie masz w rodzinie chorego, to raczej nie wiesz, co dokładnie kryje się pod nazwą "chemia".

- No tak, słyszysz "chemioterapia", więc - nie wiadomo co, wiadomo, że wypadają od tego włosy i że ludzie bardzo wymiotują. I w zasadzie to tyle. Jak słyszysz "nowotwór" to myślisz - "smutna śmierć". I tak dalej. No więc chemia wygląda tak: pierwsze wlewki są dziwaczne, ale ok, bo nie wiesz, co się wydarzy. Drugi cykl już jest gorszy, bo wiesz, co się wydarzy i wiesz, że to nie jest nic miłego. Wygląda to w dużym skrócie tak, że idziesz do pokoju zabiegowego, wkłuwają ci wenflon, jak do kroplówki, z nim idziesz na taką salę, gdzie siedzi już trzydzieści - czterdzieści osób, każdy w swoim fotelu - i tu ważna kwestia, dobrze jest znaleźć wygodny fotel, bo spędzi się w nim najbliższe sześć godzin, lepiej, żeby był w dobrym miejscu, nie w przeciągu, w dobrej odległości od łazienki. To są banały ale bardzo ważne - pamiętaj, masz mikroklimat sali w której jest czterdzieści osób. Każdy jest zmęczony, każdy źle się czuje, jeden jest zły, drugi smutny, a trzeci je coś od czego tobie się robi niedobrze. Ten woli mieć okno otwarte, a tamten zamknięte, do tego za wolno przyszła salowa, a temu coś się zablokowało we wlewce, tu ktoś kogoś potrącił, a tam ktoś je kanapkę z jajkiem. Niby jest jakieś zjednoczenie, bo wszyscy mamy raka i wszystkim nam jest źle, ale to jednak czterdzieści obcych sobie osób.

No ale dobra, idziesz tam, siadasz sobie w fotelu i czekasz, aż przyjdzie pani z koszykiem, w którym ma butelki, jak dużą oranżadę, i to są wlewki, a w nich różne środki. Dostajesz swoją i siedzisz pod kroplówką, aż cała wejdzie. Ta "chemia" to są antybiotyki, tyle że bardzo mocno działające, mające na celu zlikwidowanie komórek rakowych, a oprócz tego likwidują zdrowe komórki, stąd różne skutki uboczne. Co poza tym? Smaki ci się zmieniają, zapachy. Nagle nienawidzisz swoich ulubionych perfum. Możesz pić alkohol ale nie jesteś w stanie - odrzuca cię, na myśl o tym, by wieczorem wypić piwko robiło mi się niedobrze. Organizm sam sobie reguluje, co jest mu potrzebne i mówi ci "nie!". Albo mówi ci, że teraz, natychmiast, musisz jeść kiszoną kapustę, choć jej nie znosisz i ostatnio jadłaś jak miałaś piętnaście lat. I lecisz do sklepu, kupujesz kilo i wsuwasz w godzinę. Dodam, ze od chemii nie jadłem kapusty, bo ja jej na serio nie cierpię (śmiech). Tak samo nie jadłem nigdy potem kiwi, albo jabłka z lodami czekoladowymi, a wtedy - normalnie jak kobieta w ciąży!

Wydaje mi się, że jednym z okropnych doświadczeń w chorowaniu na raka jest to, że nikt z nas na coś takiego nie jest przygotowany. Nawet, jeśli miałeś wcześniej do czynienia ze szpitalem.

- No pewnie! Idziesz do szpitala, nie wiesz, czy zgłosić się na izbę przyjęć, czy gdzie, i jeszcze cię co chwilę ktoś ochrzania. Ja się ze trzy razy rozpłakałem z bezsilności. Stałem przed rejestracją i wewnętrznie krzyczałem "dlaczego?!". Chirurg mnie dwa razy wywalał za drzwi, bo miałem jakąś złą pieczątkę. A skąd ja mam wiedzieć jaka to ma być pieczątka i że ta, co ją mam, bo ktoś mi ją w końcu przecież wbił, jest zła?! To moim zdaniem duży problem naszej służby zdrowia - oni żyją w swoim świecie i nie myślą o tym, że pacjent po prostu pewnych rzeczy nie wie. Nie jest na poziomie świadomości lekarza, o niczym nie ma pojęcia, a w dodatku jest chory, wystraszony i w tym nieprzyjaznym środowisku się szamocze. Ale na szczęście pomagają ci wtedy inni, którzy już to szamotanie się mają za sobą. A po kilku podejściach już jesteś swojakiem i tłumaczysz innym, którzy wpadają tam z przerażeniem w oczach, pocieszasz, przytulasz.

Sześć godzin pod wlewkami (Fot. Archiwum prywatne)

Czy dlatego zacząłeś pisać bloga " Złap raka za jaja " - żeby tych wszystkich biedaków przygotować na to, co ich czeka, poprowadzić?

- Nie, ja jestem niespełnionym copywriterem, lubię sobie popisać (śmiech). A tak serio, to musiałem to wszystko chyba z siebie wyrzucić, opowiedzieć te historie, może też trochę pokazać innym, że nie trzeba się tak bardzo bać. Straszenie rakiem, to jest najgorsze, co może się zdarzyć. Ja powtarzam: to cholerstwo jest wyleczalne, trzeba się na tym oddziale uśmiechać i trzymać głowę w górze, mimo wszystko, bo to po prostu pomaga. Na mnie przynajmniej działało. Dowcipkowałem, patrzyli na mnie jak na pajaca, ale może ktoś dzięki temu się rozchmurzył. Misją bym tego nie nazwał, ale powiedzmy, że to jakaś pomoc. To, że ja musiałem sam dowiadywać się wszystkiego, nie znaczy, że inni też muszą się męczyć.

Jak choroba wpłynęła na twoje relacje z ludźmi? Musiałeś sto razy odpowiadać na pytanie "jak się czujesz"?

- Nie, bo ja się odciąłem. O mojej chorobie wiedziało może z dziesięć osób, rodzina, kilku bliskich znajomych. I znów - ludzie często myślą, że chorzy na raka uciekają, że nie chcą się spotykać, bo się wstydzą. Niekoniecznie. Ja na przykład byłem po prostu cholernie zmęczony. Chyba najbardziej w życiu. Pamiętam jak dziś, jak przyjechali rodzice, w sobotę czy w niedzielę. Cisza, spokój, ja sam na sali wlewkowej. Pamiętam, że wyszedłem do nich, powiedziałem "mamo, tato, ja chcę tam wrócić i być sam". Poza tym, ja od początku byłem przekonany o tym, że zostanę wyleczony, w ogóle nie zakładałem innej wersji wydarzeń, może dlatego nie rozpowiadałem tego na prawo i lewo. Jakoś nie było czasu.

Ale nie mów, że "nie miałeś czasu się wystraszyć".

- Nie no, oczywiście, że miałem! Nadal się boję! Co trzy miesiące jak idę na tomografię, a potem z wynikami do lekarza, jestem przerażony, bo nie sposób uwolnić się od myśli "a może jednak wróciło". To może wrócić nawet po dwunastu latach. A wtedy, pierwszego wieczoru po USG i diagnozie... O matko, ciężko aż to opisać.

Co zrobiłeś?

- Upiłem się. Siedziałem z moją Kasią, czytałem książeczkę o możliwych powikłaniach chemioterapii i byłem przerażony. Na szczęście mnie spotkała jakaś jedna trzecia z tych możliwych powikłań.

Akcja Movember na blogu "Złap raka za jaja" (Projekt: Nara)

A co jest najgorszego ze skutków ubocznych?

- Możesz na przykład non stop wymiotować. Do tego dochodzi odwodnienie, osłabienie, spadek wagi, organizm ma mniej siły na walkę i zamyka się błędne koło. Końcówka układu pokarmowego staje się bardziej wyczulona na wszystko, więc może się okazać, że nie jesteś w stanie bez bólu jeść stałych pokarmów. Wtedy zaprzyjaźniasz się z krupnikiem, zupą treściwą i przyjazną w konsystencji, bo śliską. Dziś już nie mogę przełknąć krupniku, na myśl o nim robi mi się niedobrze.

Poza tym wypadają włosy. Jest to dość przerażające - bywa że przejeżdżasz palcami przez włosy i zostają ci w rękach całe pasma. W tym momencie psychika często siada. I znów - nie dlatego, jak często się ludziom wydaje, że człowiek jest próżny i nie chce brzydko wyglądać. Nie, to ci pokazuje, że nie panujesz nad tym, co dzieje się z twoim ciałem, że choroba cię niszczy i to przeraża. Wypadają ci brwi, broda, włoski z nosa, które przecież filtrują wdychane powietrze. Ja przez jakieś dwa miesiące nie byłem w stanie odkręcić butelki z wodą, bo miałem spuchnięte, obolałe ręce. Przy chemii masz tak obniżoną odporność, że musisz uważać, żeby nie skaleczyć się czymkolwiek, bo masz nagle tak nieodporną na urazy skórę. Ja miałem też uczucie, że nogi mnie gdzieś ciągną, że muszę chodzić. Budziłem się w nocy i musiałem wstać, pochodzić po mieszkaniu, kładłem się, znowu to samo i tak półtorej godziny, dwie, trzy - wiercenia się. Aż Kasia wyniosła się spać na kanapę, bo nie była w stanie przy mnie przespać nocy spokojnie. No, same wkurzające rzeczy.

Czy da się wtedy pracować?

- Jeżeli masz mdłości, a zazwyczaj masz, to jesteś w stanie przeczytać jeden krótki status na Facebooku, po czym musisz odwrócić głowę, bo ci się źle robi. Tyle w kwestii pracowania - nie ma szans. Ja byłem całkiem wyłączony na dwa tygodnie, potem przez tydzień dochodziłem do siebie. Po tych trzech tygodniach coś próbowałem zaczynać robić. Ale ja jestem sam sobie szefem, więc to inaczej wyglądało w moim przypadku. Na etacie? Nie ma mowy. Na kasie na przykład? Zapomnij. Kierowca autobusu? Nie. Ja naprawdę jestem wdzięczny losowi za to, że miałem w życiu wiele szczęścia.

Czy coś z tego Ci zostało?

- Tak. Obniżona odporność. Musiałem tez kupić sobie nowe buty, bo wszystkie stare były za małe, tak mi nogi spuchły. Do dziś mam też problemy z krążeniem, muszę rano po wstaniu z łóżka pochodzić z pięć minut, zanim wróci mi czucie w nogach.

Kiepsko

- No co ty, jest super. Żyję.

Rozmawiała Natalia Sosin, Foch.pl

Więcej o: