Problemy w komunikacji międzyludzkiej istnieją od zawsze. Gdy neandertal wydał kilka gardłowych dźwięków do swej kudłatej partnerki, to chodziło mu o szybki numerek za skałą, ona zaś wzięła to za wyznanie miłości. I już mamy drobne nieporozumienie.
Obecnie, gdy dysponujemy znacznie bogatszym wachlarzem słów niż nasi przodkowie z epoki kamienia łupanego, którzy ograniczali się do monosylab, tym bardziej gubimy się w labiryntach znaczeń i niedomówień. W zdaniach kryją się drugie dna, dochodzi kwestia tonu oraz intonacji. Czasem zaszywamy w nich ironię i szyderę, którą nie każdy potrafi odczytać. Z tą ironią to w ogóle wielu ludzi bez dystansu i poczucia humoru ma problem, bo często jej nie rozumieją. A jak nie rozumieją, to się obrażają. Jak przedszkolaki.
Co szef ma na myśli Co szef ma na myśli /fot. Magda Acer
Co szef ma na myśli /fot. Magda Acer
Nieporozumienia w świecie damsko-męskim to niewyczerpany temat dla reżyserów komedii i dramatów. Przecież wiadomo, że kobieta mówiąc "nic się nie stało" jest z reguły śmiertelnie obrażona i mężczyzna musi TYLKO odgadnąć o co jej chodzi. I to odgadywanie jest sztuką wymagającą zdolności na miarę Herkulesa Poirot. Naprawdę współczuję wam panowie.
W pracy wcale nie jest łatwiej. Na pewno każdy z nas pracował kiedyś z szefem lub klientem mało komunikatywnym, takim, który sam nie wiedział czego chce, ale nie potrafił się do tego przyznać. To gorsze niż klątwa faraona, zagubiony bagaż na lotnisku czy brak czekolady gdy masz okres. Zrozumieć szefa - bezcenne.
Ale o co chodzi? /fot. Magda Acer Ale o co chodzi? /fot. Magda Acer
Ale o co chodzi? /fot. Magda Acer
Nie tylko szefowie kamuflują swoje prawdziwe myśli i fakty. Pracownicy nie pozostają w tyle. W kwestii wymówek i usprawiedliwień jesteśmy mistrzami słownych nadużyć. Po prostu sowy nie są tym, czym się wydają. Dajmy na to kierownik pyta: gdzie jest projekt, i dlaczego nie ma go jeszcze na moim biurku? Pracownik odpowiada: będzie za godzinę, naniosę tylko drobne poprawki, dosłownie drobne kosmetyczne zmiany. Znamy jednak życiowe realia i wiemy doskonale co kryje się za tą pokrętną odpowiedzią. Otóż to, że projekt leży i kwiczy, że jest w kompromitujących powijakach. I te kosmetyczne poprawki potrwają jeszcze kilka godzin, ponieważ wcześniej dopadła nas podstępna kurtyzana prokastynacji i kazała zająć się milionem innych ważnych rzeczy, popychając nas w mroki internetu. A w internecie czas biegnie zupełnie innym torem. Cóż, niektórzy wolą pracę pod presją i gdy mają nóż na gardle, to rodzą się im lepsze pomysły. Gdy pracownik mówi: już wysyłam, to owszem wysyła, ale maila bez właściwego załącznika, który musi dopiero wyprodukować i dośle go pojutrze, a w tym czasie szef osiwieje lub wygryzie dziurę w biurku.
Problematyczna kwestią jest też sprawa dotarcia do pracy na czas. Dojazdy dobijają mieszkańców dużych miast, gdy nie wyjdziesz z domu przed szóstą to grzęźniesz w korku-belzebubie na Modlińskiej. Kiedy mówię: zaraz będę, to znaczy, że owszem poruszam się w kierunku pracy, co jest niewątpliwie pozytywną wiadomością, ale słowo "zaraz" ma magiczne właściwości i oznacza, że na pewno dziś dotrę, jak tylko pokonam te 30 kilometrów. Kiedy mówię, że stoję w korku, to cóż, wstyd się przyznać, ale zaspałam. Właśnie walczę z piżamą i szczoteczką do zębów, przeklinając przy tym ten budzik, który tak słabo dzwonił. Tak, wiem, jeszcze nie stoję w korku, ale zaraz będę, więc w zasadzie tak strasznie nie kłamię.
Praca z ludźmi jest tak wyczerpująca, ale i zabawna ...
Wasza Korespondentka z Wydziału Odzyskiwania Zdrowego Rozsądku